Forum Brzeg on
Regulamin Kalendarz Szukaj Album Rejestracja Zaloguj

MegaExpert

Poprzedni temat :: Następny temat
Z historii brzeskich kościołów
Autor Wiadomość
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2012-09-09, 19:21   Kolegiata św. Jadwigi, cz. 6.

Kolegiata pod rządami Piastów – 1563 - 1675

W 4. artykule kodycylu do swego testamentu, książę Fryderyk II ustalił: fundacje i dobra duchowne, jako od przodków naszych książęcych na chwałę i ku służbie Bogu ustanowione i poświęcone, po ich opróżnieniu (tj. likwidacji) synowie nasi nie na swoje lub świata potrzeby pożytkować, lecz za rajców swych radą w drugie chrześcijańskie i pobożne dzieła obrócić winni. To, w jaki sposób użytkowano tutejsze dochody, ma się znajdować w odręcznej historii kościoła Buckischa (..), do której nie było niestety wglądu. Jednakże już pierwsze roczne rozliczenie nowego zarządcy – Baltazara Heußlera - daje sprawdzone wiadomości na temat pozostawionych do jego dyspozycji dochodów. Jedenaście wsi kolegiackich pozostało w niezmienionym składzie: pięć – w całości - w starostwie brzeskim: Przylesie, Pępice, Łukowice, Kruszyna i Strzelniki; 6 w starostwie oławskim: Chwalibożyce, Piskorzów, Swojków, Godzinowice, Kurznie, Stary Otok. Suma czynszów wiejskich wyniosła 975 marek, 38 guldenów i 9 denarów, wliczając daniny: 12 kop i 22 kury, kopę i 15 kapłonów, 195 ½ łopatek, 44 ¼ kop jaj (licząc po 13 halerzy za kurę, 2 grosze za kapłona, 4 grosze za łopatkę i 4 grosze za kopę jaj). Suma łącznych dochodów kolegiaty w latach 1564 – 65 wyniosła 2730 marek, 16 guldenów i 9 halerzy, w co jednak wliczono 204 marki i 43 guldeny podatku szkolnego ze starostwa brzeskiego i wołowskiego, na budowę gimnazjum. Z pewnością miała też miejsce zamiana dóbr. Nie wiadomo jednak, na jaką wieś zamieniono np. Chwalibożyce. Czynsze z Kurowa wypadają znacznie obficiej niż te z Michałowic, na które zamieniono pierwszą wieś. Zarzut, że przy okazji tej wymiany książę - z doczesnej chciwości - uszczknął coś, by wesprzeć reformację, jak mieli to w zwyczaju głosić jej przeciwnicy, trudno dziś odeprzeć krok po kroku, gdyby Buckisch nie posiadał dokładniejszych danych na temat przeznaczenia dochodów. Jednak to, że wzniesienia takiej budowli jak gimnazjum nie dałoby się sfinansować z bieżących dochodów kolegiaty i nie obyłoby się bez znacznych dotacji, rozumie się samo przez się. Wprawdzie poddani ze wszystkich starostw (księstwa brzeskiego) (Brzeg, Oława, Niemcza, Strzelin, Kluczbork, Wołów i Wąsosz) płacili podatek szkolny, który w roku 1565 przyniósł 204 marki, 43 guldeny i 3 halerze, nie wiadomo jednak, jak długo ów podatek był płacony. Także podane przez katolickiego radcę rządowego Kolbnitza wiadomości o kolegiacie potwierdzają, że książę przeznaczył na ten cel nie tylko (dochody) z wsi kolegiackich oraz renty, lecz także dodatkowy, znaczny kapitał, wznosząc budowlę gimanzjum nakładem wielkich kosztów i ofiar. Odtąd dochody kolegiaty przeznaczane są częściowo na utrzymanie gimnazjum, częściowo kościoła i kanonii (tj. domów kanoników) oraz urzędników kolegiackich. W roku 1565 w kościele pełnili posługę: kaznodzieja dworski z (uposażeniem w wysokości) 100 marek, kapelan z 60 markami, organista, kantor, dzwonnik, zegarnik (niem. Seigersteller - od będącego wówczas w użyciu niem. słowa Seiger, oznaczającego zegar wieżowy, pochodzi polski zegar) i kalikant. Roczna pensja wymienionych sług kościelnych wynosiła w sumie 397 marek. Jednak o kościele i jego sługach mowa będzie później, w rozdziale o historii kościoła (u nas ten rozdział został przedstawiony wcześniej), tutaj zestawiamy jedynie zmiany, których doznał sam urząd kolegiacki.
Jak wiadomo, książęta piastowscy zawsze wspierali kolegiatę, starając się powiększać jej dochody. Jeszcze krótko przed nieszczęsnymi czasami wojny 30-letniej (1626) Jan Chrystian ustanowił w kolegiacie fundację pod nazwą fundacja szkolna (Schulgestift) lub nowa fundacja albo zapomoga książęca, w wysokości 15.129 talarów i 22 2/3 guldena, z której odseki (po 6 procent = 907 talarów i 18 guldenów) miały być przeznaczone na katedrę (szkolną ) przy kościele, szkołę, a także stypendia dla żaków, gdyby zwyczajne dochody okazały się niewystarczające, jednak z zastrzeżeniem rewokacji (odwołania) w przypadku zmiany konfesji.
Także i inni dobroczyńcy przeznaczyli na pomoc dla ubogich żaków kapitał w wysokości 1250 talarów cesarskich. Gdy i te przychody nie starczały, książę dokładał często po 500 talarów z własnej komory, raz mniej, raz więcej, kiedyś nawet 1845 talarów cesarskich. Za wszystkie ofiary złożone na poczet kolegiaty Piastowie zastrzegli sobie ewentualne nadwyżki oraz pańszczyznę pieszą i sprzężajną we wsiach kolegiackich, która w 5 wsiach brzeskich miała być świadczona na rzecz urzędu brzeskiego (tu starostwo), a w 6 oławskich – urzędu oławskiego. Ponieważ kolegiata nie posiadała żadnych folwarków, nie mogła zatem korzystać z pańszczyzny w naturze, jednak powyższe zastrzeżenie w stosunku do poddanych kolegiackich było za kolejnych rządów powodem do ciągłych skarg i zawiłych procesów. Mimo że wojna 30-letnia poczyniła szkody również kolegiacie, a dochody były tak nikłe, że gimnazjum było przez 4 lata (1633 – 37) rozwiązane, a nauczyciele zwolnieni, to jednak po zakończeniu wojny dochody znów wzrosły i w latach 1672 – 75 wynosiły średnio 4825 talarów, 29 guldenów i 11 denarów rocznie. Dochody te pochodziły z czynszów ściąganych ze wspomnianych 11 wsi oraz czynszów i płatnej pańszczyzny (tj. zamienionej w świadczenie pieniężne) z Brzezmierza w (starostwie) oławskim, płaconej przez urząd oławski, danin, czynszów rzemieślniczych, służby dworskiej, pańszczyzny, czynszów rolnych w (starostwie) oławskim, przychodnego i odchodnego, odstępnego (?) (w oryginale Reichegeld), świadect urodzenia, grzywn, sprzedanego zboża, podatków ściąganych na rzecz kasy księstwa (1400 talarów, 21 guldenów i 3 1/3 denara), z duchownych czynszów kolegiackich, czynszu z piwnicy szkolnej (czyżby w gimnazjum była także knajpa, a może chodzi o dawną piwnicę tumską, przeniesioną teraz do gimnazjum), czynszu domowego od ławek kościelnych i grobów przy kościele, odsetek z nowej fundacji – 907 talarów. W sumie kolegiata posiadała w 5 brzeskich wsiach 262 ½ łana wraz ze 129 kmieciami, 99 zagrodnikami i chałupnikami, zaś w Przylesiu i Pępicach 7 łanów własnej roli, dzierżawionej od co 4 snopka. Czynsze w (starostwie) brzeskim przynosiły 1446 guldenów.
W 6 wsiach oławskich (kolegiata posiadała) 116 ¼ łana wraz z 63 kmieciami i 55 zagrodnikami i chałupnikami, czynsze przynosiły około 803 guldenów. Widmut (tym pojęciem określano zwykle dobra kościelne, od niem. widmen – ofiarować, poświęcać, nadawać, także dedykować) w Karczynie przynosił czynsz zbożowy - 4 małdraty i 4 ¾ korca orkiszu, 6 małdratów i 2 ¼ korca owsa i czynsz pieniężny w wysokości 16 talarów i 23 guldenów, płacony kolegiacie.
Tymczasem wydatki przewyższały dochody - w latach 1672 – 75 wynosiły: 1371 talarów i 11 guldenów rocznie - na szkołę, 791 talarów i 9 guldenów - na urzędników kolegiackich oraz 414 talarów i 30 guldenów, a także 16 małdratów i 8 korców zboża w deputatach – na sługi kościelne, szkolne i urzędowe. Oprócz tego na potrzeby kościoła i szkoły wydano 80 talarów, 32 guldeny i 4 ½ denara, drewno opałowe dla szkoły kosztowało na pniu 25 talarów, na utrzymanie budynków (kościół, szkoła, 9 kanonii) wydano 1300 talarów, na stypendia – do 250 talarów, na ubogich – 75, na budownictwo wodne w Starym Otoku – 59 talarów i 13 guldenów, na podatki – 1066 talarów, 28 guldenów i 8 denarów, na potrzeby kolegiaty i pokrycie kosztów ogólnych – 114 talarów i 12 guldenów. W sumie 5548 talarów i 28 guldenów. Komora książęca dopłaciła 1845 talarów.

Pod rządami cesarskimi, 1675 – 1741

Jak wiadomo, w pokoju westfalskim trzem księstwom – brzeskiemu, legnickiemu i wołowskiemu, a także księstwom ziębickiemu, oleśnickiemu oraz Wrocławiowi – zapewniono wolny wybór religii. Gdy jednak trzy pierwsze księstwa przypadły katolickiemu suwerenowi (tj. cesarzowi, po śmierci ostatniego Piasta), należało się spodziewać takiego samego obrotu rzeczy, jak w przypadku innych księstw śląskich, podległych Rzeszy: stany zwróciły się - za wstawiennictwem elektora saksońskiego - do cesarza z petycją o łaskawe chronienie ich oraz ich potomków w dotychczasowej przynależności kościelnej i szkolnej. Z dniem 15. lipca 1676 r. otrzymano zapewnienie, że w trzech księstwach cesarz nie jest skłonny niepokoić pobratymców wyznania augsburskiego wbrew recesowi dodatkowemu pokoju praskiego (reces, czyli ugoda, zawarta w ramach pokoju praskiego w roku 1635, regulowała sprawy konfesjonalne na Śląsku) i pokojowi osnabrückiemu (pokój westfalski został zawarty w Monastyrze (Münster) i w Osnabrück). Tymczasem wpływ Kościoła katolickiego oraz nastawienie prowincjalnych urzędów były silniejsze niż cesarskie zapewnienia i w przypadku takiej instytucji jak kolegiata, która w drodze dziedziczenia stawała się prywatną własnością nowego, katolickiego suwerena, nie należało się raczej spodziewać nienaruszonego zachowania jej akatolickiego przeznaczenia. Oto nastały czasy, gdy przysługujące księciu (po śmierci ostatniego Piasta miejsce księcia zajął cesarz) prawo wolnego dysponowania majątkiem kościelnym stawało się niebezpieczne dla tego ostatniego. To, że już 21. marca 1676 r., jeszcze przed odejściem księżnej matki do wdowiej siedziby w Oławie, reformowany kościół zamkowy został opieczętowany, a księżnej nie zezwolono na odprawianie w nim nabożeństw, zaś trzej reformowani kaznodzieje dworscy zostali niezwłocznie zwolnieni, a po odejściu księżnej – wydaleni, zdaje się wprawdzie być bezwzględnością, okazaną wdowie, acz nie było tak odczuwane, gdyż obrządek reformowany ograniczał się jedynie do kościoła zamkowego, a ten z kolei mógł być uważany za aneks zamku. Do kościoła należała wprawdzie także parafia, jednak konfesję reformowaną wyznawali jedynie książęcy urzędnicy. Nawet luterańscy duchowni z miasta i okolicy nie mieli w związku ze śmiercią księcia pilniejszych spraw, niż wymówienie (posłuszeństwa) reformowanemu superintendentowi dworskiemu. Miejsce reformowanych kaznodziejów zajęli dwaj katoliccy duchowni świeccy, utrzymywani z dochodów kolegiaty, którzy początkowo, prócz cesarskiego garnizonu i kilku urzędników, nie posiadali jednak gminy (katolickiej).
O wiele gorsze było postępowanie wobec luteran, gdyż przeczyło wyraźnym cesarskim słowom i postanowieniom traktatów pokojowych. Ponieważ jednak w tym przypadku chodziło o większość ludności, do „dzieła” przystąpiono oszczędzając przynajmniej osoby. Urzędnicy kolegiaccy, duchowni po wsiach kolegiackich i nauczyciele gimnazjum zachowali dożywotnio swoje stanowiska (z wyjątkiem reformowanego rektora – Antoniego Bruseniusa). Po ich śmierci wprowadzano urzędników katolickich, we wsiach kolegiackich - katolickich duchownych (w Strzelnikach, Kruszynie, Pępicach, Piskorzowie), albo – jak w przypadku gimnajum – opróżnione stanowiska nie były już obsadzane, zaś przysługujące uposażenie przekazywano jezuitom. Najgorsze dla kolegiaty było to, że także Kościołowi katolickiemu dochody były przekazywane tylko w części i zamiast na kościół i szkołę, wypłacano z nich jałmużny (tu dobrowolne renty) dla owdowiałych szlachcianek (w początku XVIII w. od 1300 do 1500 florenów). Na wsparcie przez książęcą szczodrość, jak pod Piastami, nie było co liczyć i kapituła doznawała tym prędzej strat na majątku kapitałowym. Nowe środki fundacyjne wyniosły ostatniego dnia lutego 1676 r. 17.617 florenów i 24 krajcary kapitału i 9.204 florenów i 21 krajcarów zasiedziałych czynszów. Z tej sumy ostatni książę – Jerzy Wilhelm – pożyczył 10.000 talarów śląskich na posag dla swej siostry Szarloty, która została wydana za księca ze Szlezwiku-Holsztyna. Książę obiecał od powyższej sumy 6 procent odsetek z dochodów komory (książęcej), jednak od Bożego Narodzenia roku 1675 odsetki nie były płacone i nie wiadomo, czy kolegiata otrzymała z powrotem swoje pieniądze. W roku 1692 środki fundacji wynosiły tylko 12.429 florenów. W jeszcze większe tarapaty kolegiata popadła, gdy rząd cesarski spotkała wielka hańba i został przez obcego władcę (króla szwedzkiego Karola XII) zmuszony do naprawienia krzywd, wyrządzonych swym ewangelickim poddanym. Ugoda altransztadzka przywróciła ewangelikom w księstwie brzeskim 55 zabranych kościołów (w tym 4 kościoły w wymienionych wyżej wsiach kolegiackich), liczba nauczycieli w gimnazjum, tymczasem stopniawszy do 3, osiągnęła znów pełny stan, podniesiona do 10, przywrócono także konsystorz ewangelicki. W celu uposażenia konsystorza (870 florenów) i nauczycieli (1303 florenów i 12 krajcarów) konieczne było ustanowienie nowych dodatków, gdyż (regularne) dochody były już niewystarczające. Przy rozliczeniu końcowym w roku 1719, w kasie pozostały 2 floreny i 51 krajcarów, a należało jeszcze wypłacić 1770 florenów zaległego uposażenia. Roczne wydatki wyniosły wtedy 6226 florenów i 42 krajcary, 46 sążni drewna, 22 małdraty, 4 korce, 3 ćwierci i 2 małdraty zboża - w deputatach. W sprawie tak trudnej sytuacji osobiście interweniował w Wiedniu zarządca kolegiaty – Silberschneider. W aktach brak jednak wiadomości, czy udzielono mu pomocy. W roku 1729 katolicki radca rządowy – Jan Mikołaj von Kolbnitz – uskarża się, że dla kościoła św. Jadwigi nie czyni się za wiele, gdyż w nieszczęsnych czasach ugody altransztadzkiej pensje nauczycieli znacznie wzrosły (zdaje się, że całkiem niedawno na temat niepomiernego wzrostu nauczycielskich pensji dyskutowano także na forum :wink: ), konsystorzom - brzeskiemu i wołowskiemu – przyznano uposażenie i ponieważ kolegiata została obciążona wieloma pensjami, przyznanymi nullo titulo (bez tytułu, bezpodstawnie – chodziło o wspomniane renty dla wdów). Jednak jeszcze w roku 1735 cesarz przyznał kościołowi roczną pomoc w kwocie 133 talarów. Po 66 latach (od śmierci ostatniego Piasta) niezakłóconego spokoju kolegiata była jednak daleka od przywrócenia pierwotnej fundacji, jak tego sobie życzyły stany katolickie. Jak to często w życiu bywa, w końcu bieg wydarzeń uporządkował sytuację rozsądniej niż ludzkie życzenia. Popadnięcie w zapomnienie fundacji kolegiaty oraz dążenie do wykorzystywania jej w innych celach niż kościelne i szkolne, były w czasach pod rządami cesarskimi i pruskimi powodem poważnych skarg (także pozwów) poddanych kolegiackich. Jak już wcześniej wspomniano, podczas reformacji kolegiaty Piastowie zastrzegli sobie nadwyżki z dochodów i służebności, pozostające po odciągnięciu kosztów utrzymania kościoła i gimnazjum. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek osiągnięto taką nadwyżkę, jednak w aktach znajdują się liczne wzmianki o nadwyżkach pożyczonych na procent oraz dopłatach, jakie Piastowie przyznali kolegiacie ze swej komory. Służebności wsi kolegiackich, które nie mogły być przez kolegiatę w pełni wykorzystane z uwagi na brak własnych folwarków, miały być w powiecie brzeskim przekazane na rzecz folwarków urzędu grodzkiego, zaś w oławskim – na rzecz komory oławskiej. Przez cały czas istnienia kolegiaty tumskiej (porównaj kupno Przylesia, Kruszyny i Pępic w roku 1412) kmiecie byli całkiem wolni. Za rządów rodzimych książąt nie prowadziło to do żadnych pozwów. Jak przy okazji procesu o pańszczyznę w roku 1716 wyjaśnia zarządca kolegiaty – Maciej Silberschneider, kolegiata pomagała nie według określonej taksy, lecz z całych sił, gdy zachodziła taka potrzeba, od wojny 30-letniej wystawiając także służbę w folwarkach urzędu (grodzkiego). Podobnie wsie kolegiackie postępowały w przypadku mielenia (zboża) - czego nie mogły przerobić młyny wiejskie (np. w Łukowicach czy Przylesiu), odsyłano do młyna książęcego w Brzegu. Pod rządami cesarskimi, gdy urząd kolegiacki został oddzielony od komory i podporządkowany rządowi i kancelarii dworskiej Czech, urząd grodzki, nie wiadomo od kiedy i bez uprawnienia w urbarzach kolegiackich, rzekomo w celu uczynienia porządku, zaczął się od poddanych kolegiackich stopniowo domagać jednej trzeciej pańszczyzny urzędowej w ten sposób, że 5 brzeskich wsi kolegiackich miało świadczyć trzecią część, zaś 12 wsi podległych komorze – dwie trzecie - łącznej pańszczyzny pieszej i sprzężajnej w folwarkach komory. W roku 1706 zarządca kolegiaty – Chrystian Józef Kretschmer, w związku z oboraniem wielkiego stawu, gdy likwidowano gospodarkę stawową, odmówił wykonania tejże trzeciej części, do czego został jednak zmuszony wyrokiem sądu z 28. lutego 1708 r., tytułem zadośćuczynienia za niewypełnione służebności. Częściowe zwolnienie z tych służebności - według uznania urzędu grodzkiego - wchodziłoby w rachubę jedynie w przypadku równoczesnych budów, prowadzonych przez kolegiatę, zaś w sprawie 600 fur drewna deputatowego dla urzędników komory należałoby podjąć osobną uchwałę. Powyższy wyrok sądowy nie został jednak wykonany z powodu podjętej niebawem próby ustanowienia dziedzicznej dzierżawy domen książęcych. Komisarze ds. ustanowienia tejże dzierżawy (von Tschierendorf i baron Pilati) zawarli w dniu 4. lutego 1713 r. ugodę z zarządcą kolegiaty – Kretschmerem, zgodnie z którą kmiecie z wsi kolegiackich mieli - miast pańszczyzny sprzężajnej - płacić roczny czynsz w wysokości 1200 florenów reńskich, zaś zagrodnicy i chałupnicy – 100 talarów cesarskich. Wspomniane służebności były zarezerwowane w naturze jedynie w wyjątkowych przypadkach, jak pożar zamku lub młynów czy wielkie powodzie. Podobnie ustalono odpowiednie kwoty za wystawianie służby oraz inne służebności. Tymczasem sprawa dziedzicznej dzierżawy nie postępowała naprzód i w roku 1714 cesarz nakazał ponowne jej zbadanie, z zaleceniem, by poddanych kolegiackich nie obcążać ponad ich dawne służebności, zaś starosta krajowy (Landeshauptmann), który był przeciwny dzierżawie, polecił wyszukanie dawnych dokumentów fundacyjnych, na których podstawie sporządził taki raport, że sprawy poniechano. Tymczasem urząd grodzki prowadził w swych rachunkach resztę urzędu kolegiackiego, powołując się przy tym nie na dawną fundację, lecz zmiany, które akatoliccy książęta poczynili wobec kolegiaty. W roku 1716 (urząd grodzki) przedłożył nową propozycję ugody, żądając rocznie 2400 fur, 800 w naturze, pozostałych 1600 jako czynsz, po 30 krajcarów od fury, w sumie 800 florenów rocznie (1 floren albo złoty reński miał 60 krajcarów, więc rachunek się zgadza). Ponadto zachowane miały być służebności dotyczące ciągnięcia kafara, wznoszenia i oblepiania budynków folwarcznych (przypuszczalnie chodziło o szachulec, czyli tzw. mur pruski) i służebności podczas pożarów i powodzi przy zamku i młynach. Zagrodnicy mieli zostać zobowiązani do pańszczyzny – każdy po 24 dni rocznie, chałupnicy – po 16 dni, za dzienne wynagrodzenie w wysokości 7 krajcarów, ponadto w każdym folwarku miał być wystawiany 1 pachołek, jeden chłopak i jedna dziewka rocznie (chodziło tu o wspomniane wyżej wystawianie służby). Zachowana być miała czwarta danina z warzyw (?) (w oryginale 4-te Bete Kraut), służebność przędzenia, przymus mlewa (monopol młyński – jeden z monopoli dworskich), kupno drewna z książęcych lasów i przywilej targowy urzędu grodzkiego na Kanonii (chodzi o plac). Piwnica kolegiacka w gimnazjum (aha, więc w gimnazjum rzeczywiście była knajpa, też bym chętnie chodził do takiej szkoły :D ) miała zostać korzystnie wydzierżawiona urzędowi grodzkiemu. Jednak również i ta propozycja nie doczekała się realizacji. Zarządca kolegiaty - Silberschneider – skarżył się, że burgrabia (czyli szef urzędu grodzkiego) (von Cornerut) (zdaje się, że chodzi o ojca generała von Corneruta, pruskiego komendanta twierdzy podczas oblężenia w roku 1807) - dąży do podporządkowania kolegiaty urzędowi grodzkiemu. Co wcześniej świadczono precatio (na prośbę), miało stać się zobowiązaniem, gdy (nawet) akatoliccy książęta nigdy nie żądali trzeciej części wszystkich służebności. Silberschneider powołał się przy tym na cesarza, od którego decyzji - jako dziedzicznego pana zarówno kolegiaty, jak i urzędu grodzkiego – zależy, czy dawna fundacja ma zostać zachowana, czy też kolegiata skasowana i włączona do komory. Niepewność trwała więc dalej, kolegiata nie wzbraniała się w zupełności przed służebnościami, zaś urząd grodzki, który co roku przeliczał swoją listę niedoborów na pieniądze i przesyłał kolegiacie, już w roku 1737 odnotował z 5 brzeskich wsi kolegiackich 16.051 florenów i 50 krajcarów niewypełnionych służebności. Powtórna decyzja rządowa z 28. lutego 1738 ponownie nakazywała wsiom kolegiackim świadczenie trzeciej części służebności i wyrównanie reszty, zaś odnoście fur drewna na budowy podejmowane przez komorę miała zostać podjęta osobna decyzja. W tych okolicznościach kolegiata przeszła pod panowanie pruskie.
0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2012-09-14, 20:59   Kolegiata św. Jadwigi, cz. 7 i ostatnia

Pod rządami pruskimi, od roku 1741

Pod pruską zwierzchnością w stanie posiadania (kolegiaty) nie nastąpiły żadne zmiany prócz tej, że w roku 1744 w drodze aukcji konkursowej zakupiono dobra von Langenaua Sarby Górne (w powiecie strzelińskim), na których kolegiata posiadała 4800 florenów. Dobra te przynosiły początkowo 430 talarów śląskich rocznie, a w latach 1767 – 1773 - już 501 talarów i 15 ½ guldenów dzierżawy. Przychód z roli wynosił 341 korców i 10 ½ małdrata do wysiewu. Jednak już w roku 1778 dobra zostały sprzedane baronowej von Gruttschreiber. Według pierwszego etatu (budżetu) z roku 1742, przychody kolegiaty wyniosły 4721 talarów i 14 guldenów, wydatki 3980 talarów (w tym 840 talarów i 21 guldenów – na urzędników kolegiackich, 1143 talarów i 9 guldenów – na urzędników kościelnych, 887 talarów i 10 guldenów – na urzędników szkolnych). Na tej podstawie wyliczono nadwyżkę w wysokości 741 talarów. Była to jednak pomyłka, gdyż nie uwzględniono rocznych podatków w wysokości 874 talarów. Jednak z etatu zniknęły pensje (renty dla wdów), zaś fundacji przywrócono jej pierwotne przeznaczenie (utrzymanie kościoła i szkoły). Przy okazji konfirmacji (potwierdzenia) tego pierwszego etatu, 15. czerwca 1742 r. komora wojenna i domenalna wyraziła przekonanie, że przy dobrych widokach dochody dadzą się zwiększyć. Komora uznała za stosowne ograniczenie wolnego rocznego przydziału drewna na opał dla sług kolegiackich (czyżby jakieś przekręty przy drewnie? :wink: ), nakazała dalsze wypłacanie uposażenia dla duchownych katolickich, również jezuitów, a także przesyłanie kwartalnego zestawienia przychodów i wydatków i odprowadzanie stałych nadwyżek do krajowej kasy rentowej. W roku 1745 środki (kapitałowe) fundacji wynosiły 34.221 florenów (1501 florenów odsetek); nowe czynsze kapitałowe - 132 floreny, stare czynsze z Kuchar (wieś w powiecie oławskim) - 55 florenów i 38 krajcarów, czynsze legacyjne i jałmużne – 81 florenów. W celu pokrycia deficytu, ówczesny zarządca kolegiaty – radca wojenny von Arnim – przygotował plan, według którego niewycenione służebności miały zostać sprowadzone do stałej pańszczyzny płatnej (czyli czynszu), zastrzegając w naturze tylko te fury, które są urzędowi kolegiackiemu rzeczywiście potrzebne. Arnim wycenił pańszczyznę na 7 do 9 florenów od łana, co przy 193 ¼ łana pańszczyźnianego w 5 brzeskich wsiach powinno przynieść nadwyżkę miast deficytu. Jednak kmiecie, nie przystawszy na tę propozycję, od roku 1747 odmawiali pańszczyzny także urzędowi grodzkiemu, a ponieważ ten ostatni był pod panowaniem pruskim wydzierżawiony, zaś dzierżawcy domenalni zdani na pańszczyznę, stary spór (i proces sądowy) rozgorzał na nowo. Aż do jego rozstrzygnięcia, sprawa propozycji Arnima nie posuwała się naprzód, zaś kolejny plan, przewidujący zezwolenie na handel drewnem z pomocą środków kolegiaty i wykorzystaniem przysługujących fur (tj. pańszczyzny sprzężajnej), również nie znalazł aprobaty. Arnim zmarł w roku 1748 lub 1749, pozostawiając niedobór. W procesie sądowym w sprawie służebności wobec urzędu grodzkiego, 19. maja 1751 r., potwierdzono sentencję z roku 1708, nakazującą poddanym kolegiaty świadczenie służebności i zadośćuczynienie za zaległe. Ci (tj. poddani kolegiaccy) pozostali jednak krnąbrni, a poddani urzędu grodzkiego nie chcieli ich dłużej zastępować. Gdy więc w roku 1754 w Brzegu przebywał dyrygujący minister von Massow (Joachim Ewald von Massow (1696–1769), dyrygujący minister na Śląsku, czyli szef śląskiego rządu), radca urzędowy Schmalz przekazał mu w tej sprawie nową skargę, w której przedstawił następujące punkty:

1. 5 wsi kolegiackich zobowiązanych jest do świadczenia trzeciej części pańszczyzny sprzężajnej i pieszej

2. i corocznego wystawiania trzeciej części służby w folwarkach urzędu grodzkiego. Kolegiata wystawiała wprawdzie zawsze kilka sług, aż do Bożego Narodzenia 1751 r., gdy nie wystawiono już żadnych i doszło nawet do tego, że znajdująca się już w folwarkach służba, wystawiona przez wsie kolegiackie, zbiegła. W roku 1753 miast trzeciej części (od 27 do 30 ludzi) wystawiono jedynie 6.

3. Zgodnie z ustanowionym w roku 1659 i opublikowanym w roku 1724 pro lege (prawnie) porządkiem młyńskim oraz z decyzją sądową z dnia 28. sierpnia 1724 r., podlegający przymusowi mlewa (czyli monopolowi młyńskiemu), wliczonym do dzierżawy, (mieszkańcy wsi kolegiackich), poprzez niestosowanie się (do tego przymusu) wyrządzili dzierżawcy znaczne straty. Dzierżawca domenalny wymusił świadczenie powinności poprzez egzekucję wojskową.

Urząd grodzki mógł odpuszczać fury (czyli pańszczyznę sprzężajną) jedynie w przypadkach, gdy (jak w roku 1765 - przy pracach budowlanych w gimnazjum, lub 1768 – kuracji (tj. domu kuratusa)) winny być świadczone (w naturze na rzecz kolegiaty, przy prowadzonych przez nią pracach budowlanych). Mimo iż wsie oławskie również odmawiały fur dla budowy gimnazjum i kuracji, to musieli je nawet świadczyć wolni kmiecie ze Swojkowa i Piskorzowa, a także opłacić koszty sądowe. Wszystkie skargi, że (kmieciom) narzucano teraz znacznie więcej służebności, niż zwykli byli świadczyli kiedykolwiek przedtem, były na próżno. Gdy w latach 1782 – 84 odbudowywano kościół św. Jadwigi, kmiecie z wsi kolegiackich mieli zwieźć drewno na budowę. Na 5 wsi brzeskich przypadło 225 fur. Kmiecie skarżyli się u samego ministra, że jako ewangelicy nie chcą budować katolickiego kościoła, jako że przy kościołów budowach żadnemu ewangelikowi - katolikom, ani żadnemu katolikowi – ewangelikom, pomagać nie przystoi, zaś kościół rzeczony już nie kolegiackim, lecz zamkowym kościołem jest. Minister rozróżnił fundację (tj. pierwotne zobowiązanie wobec kolegiaty) od zobowiązania wobec parafii i gdyby fury miały być świadczone na rzecz fundacji (tj. kolegiaty), to wtedy (kmiecie) musieliby to zobowiązanie wypełnić. Wrocławska komora wojenna i domenalna potwierdziła prawa kmieci, fury zostały obstalowane i postanowiono wytoczyć proces. Deputacja justycyjna komory wrocławskiej rozstrzygnęła w dniu 27. lipca 1789 r.: Wsie kolegiackie, leżące w (powiecie) oławskim, należy ze zobowiązania zwolnić, gdyż od reformacji były one wraz ze wszystkimi służebnościami przypisane urzędowi oławskiemu. (Nie odpowiadało to jednak prawdzie – jedynie z nadwyżkami z pańszczyzny, zaś w roku 1769 do świadczenia fur przy budowie gimnazjum i kuracji byli zobowiązani nawet wolni kmiecie z wsi oławskich.) Jednakże kolegiackie wsie brzeskie zobowiązane są do świadczenia fur budowlanych, jako że przekształcenie byłego kościoła kolegiackiego, któremu owe zobowiązania byli winni, w kościół zamkowy, pociągnęło za sobą jedynie zmianę nazwy. Wsie złożyły jednak apelację i w dniu 15. maja 1785 r. osiągnęły - w drugiej instancji przed głogowską deputacją komory justycyjnej - zwolnienie ze służebności świadczenia fur budowlanych, gdyż stary urbarz, na który powoływała się kolegiata, niedatowany i nieuwierzytelniony, nie mógł stanowić dowodu, a takichż fur budowlanych - od niepamiętnych czasów - nie żądano i nie świadczono, kościół zaś – tylko z nazwy kolegiacki - w rzeczywistości jest miejskmi kościołem parafialnym. Okoliczność, że urzędowi kolegiackiemu pozostawiono prawa patronackie, nie może tu jednak być rozstrzygająca, jako że zobowiązanie utrzymywania budowli kościelnych w odpowiednim stanie byłoby w równym stopniu wiążące dla patrona oraz poddanych tylko wtedy, gdyby ci ostatni byli tegoż kościoła parafianami, co jednak w tym przypadku nie zachodzi.

Zmienne losy kolegiaty od czasów reformacji, stanowią w małej skali obraz wpływu, jaki ta ostatnia wywarła na kwestię majątku kościelnego. Kościół rzymski, gromadząc w średniowieczu z wielką konsekwencją majątek i troszcząc się o sprawy świeckie, sprzeniewierzył się swemu pierwotnemu powołaniu. Reformacja zaś, dążąc głównie do pobudzenia wiary, popadła względem konstytucji i majątku kościelnego - w drugą skrajność, co pod presją sytuacji wymusiło oddanie się pod opiekę władzy świeckiej. Gdyby książęta rzeczywiście byli tak chciwi na majątek kościelny, jak to głoszą przeciwnicy reformacji, to kościół ewangelicki, który wbrew papieżowi i synodowi powrócił do biblii, przypuszczalnie musiałby powrócić również do ubóstwa czasów apostolskich, zaś duchowieństwo – podążając za przykładem apostołów nie tylko pracą w winnicy pana - dla zaspokojenia potrzeb cielesnych byłoby znów zdane na tkanie kobierców. Do tego jednak nie doszło, choć skończył się samodzielne zarządzanie majątkiem. Książęta piastowscy nie odebrali też majątku kościelnego, mimo że dokonali licznych zmian dotyczących jego przeznaczenia. Urzędy kaznodziejów w ich księstwach, o ile nie zostały popsute przez reakcję katolicką, należały do najlepszych w całym kraju. Co się zaś zwłaszcza tyczy brzeskiej kolegiaty, to trzeba przyznać, że stan dzisiejszy, w którym poddani kolegiaccy stali się praktycznie poddanymi komory, zaś pańszczyzna wsi kolegiackich jest oczynszowana przez urząd rentowy, nie jest zgodny z zapisami testamentowymi księcia Fryderyka II o wykorzystaniu majątku kościelnego. Piastowie, zastrzegając sobie w związku z wielkimi ofiarami, jakie ponieśli wznosząc gimnazjum, nadwyżki rent oraz pańszczyzny, niepotrzebnej kolegiacie, nie mogli podejrzewać, że właśnie to rozporządzenie stanie się w przyszłości niekorzystne dla kolegiaty, którą obdarowali licznymi łaskami. Dopiero w zupełnie odmiennych warunkach, pod następnymi rządami, interes komory książęcej zaczęto stawiać ponad przeznaczeniem kolegiaty. Rząd cesarski nakazał wsiom kolegiackim świadczenie trzeciej części pańszczyzny, przysługującej komorze, wprowadził zamiast nabożeństw reformowanych - ponownie katolickie i był krótko przed zupełnym zaprzestaniem finansowania ewangelickiego gimnazjum, przy czym dochody (kolegiaty) jedynie w nieznacznym stopniu przeznaczano na katolickie kościoły i szkoły, w znacznej zaś mierze na cele postronne. W początkach administracji pruskiej z etatu (budżetu kolegiaty) znikają wydatki na renty (dla wdów), zaś w sprawie utrzymania kościoła i szkoły, rząd pruski nigdy nie zajął jednostronnego konfesjonalnie stanowiska, nie odpłacając w naszych księstwach Kościołowi katolickiemu pięknym za nadobne, lecz zachowując w stosunku do kolegiaty staus quo, przydzielając duchownym i sługom Kościoła katolickiego mieszkania i uposażenie, a nawet pomagając w odbudowie zrujnowanego kościoła. W ostatnim stuleciu uczyniono też wiele dla ewangelickiego gimnazjum, kolegiata przekazuje rokrocznie na jego utrzymanie 2817 talarów cesarskich i 169 korcy żyta. Należy jednak przyznać, że państwo kasuje odtąd nadwyżki z dochodów i pańszczyzny, przejąwszy zobowiązanie kolegiaty do godziwego i uwalniającego od trosk (materialnych) uposażenia nauczycieli i duchownych. Na szczęście kolejni pruscy regenci prawie bez wyjątku okazywali żywe zainteresowanie szkołą i kościołem. W celu zwiększenia użyteczności kolegiaty dla fiskusa i zmniejszenia kosztów administracyjnych, w roku 1750 podjęto zamiar jej wydzierżawienia, czego jednak musiano poniechać, gdyż plan ten okazał się nieodpowiedni, ponieważ kolegiata nie posiadała folwarków - prócz Sarb Górnych w powiecie strzelińskim, która to wieś była jednak zbyt odległa, by mógł w niej zamieszkać dzierżawca. Niewielkie połacie roli i łąk w Przylesiu, Pępicach i Starym Otoku były z kolei od zawsze dzierżawione przez poddanych kolegiackich i nie można ich było bez trudu lepiej spożytkować. Bór znajdował się jedynie w Starym Otoku, zaś łowiectwo we wsiach kolegiackich, a także rybołóstwo w nielicznych małych akwenach (na Datku (?) (chodzi o nazwę lokalną, w oryginale Gabe) koło Otoka czy Rowie koło Przylesia) mogło być spożytkowane nie inaczej, niż tylko przez pojedyncze dzierżawy. Kolegiata nie posiadała także młynów ani gorzelni, ponieważ młyny w Łukowicach i Przylesiu nie były pańskie. Większość dochodów stanowiły daniny, którymi należało zarządzać. W celu zaoszczędzenia kosztów administracyjnych - zamiast dyrektora kolegiaty - zatrudniano tylko sekretarza kolegiackiego, zaś administrację powierzano dzierżawcy domenalnemu. Odkąd sprzedano również domeny, a służebności, które poddani kolegiaccy byli zobowiązani świadczyć wobec urzędu grodzkiego, zamieniono w czynsze, zatrudniono rentmistrza (zarządcę finansowego), odpowiedzialnego zarówno za dochody kolegiaty, jak i daniny należne urzędowi rentowemu. Etatowe dochody kolegiaty wynoszą dziś (tj. w roku 1845) 6.535 talarów, tyleżsamo wydatki, a majątek kapitałowy – od 54 do 55 tys. talarów.

Kanonie (czyli domy kolegiackie)

W akapicie dotyczącym założenia kolegiaty nadmieniono, że w roku 1377 książę Ludwik - w zamian na kawałek lasu lubszańskiego - uwolnił Kanonię (dzisiejszy plac Moniuszki) od wszystkich miejskich danin i służebności. Duchowni i urzędnicy kolegiaty wystawili tam swoje kurie (kanonie) i domy mieszkalne. W miejscu dzisiejszego gimnazjum znajdowała się piwnica kolegiacka, szkoła, a także dalsze kurie – aż do murów miejskich. Nie wiadomo, czy aż do momentu rozwiązania kolegiaty wszystkie domy były zamieszkałe jedynie przez jej sługi, czy też pojedyncze zostały już odsprzedane prywatnym właścicielom. Z akt wynika jedynie to, że dziekan mieszkał w domu na lewo od bramy (Wrocławskiej), w stronę kościoła (dziś von Berville), dom na prawo (od bramy) był wikariuszówką, zaś dzisiejsza kuracja, w której w roku 1502 mieszkał kanonik Kacper Clemens, zwana była wówczas domem mansjonariuszowskim. Gdy w roku 1534 kolegiata została rozwiązana, a duchowni wymarli lub znaleźli gdzie indziej nowe obowiązki, nauczyciele zamieszkiwali w budynku gimnazjum lub otrzymali mieszkania (w zabudowie) przy jego dziedzińcu, należało jeszcze zapewnić mieszkania kaznodziejom zamkowym, sługom kościelnym oraz urzędnikom kolegiackim. Wówczas, tj. pod koniec XVI w., mogło się zdarzyć, że pojedyncze domy (obecnie 9) sprzedano prywatnym właścicielom za roczny czynsz w wysokości 12 guldenów (?) lub 8 srebrnych guldenów (?). Kolegiata pozostała jednak właścicielem 7 – 8 domów, w których oprócz sług kościelnych i kolegiackich umieszczano zwykle książęcych radców i urzędników. Zachowały się wykazy wszystkich mieszkań kolegiackich i ich lokatorów, np. z lat 1643 i 1679, kiedy było łącznie 26 kwater, łącznie z 12 w szkole, a także z lat 1753, 1761 etc. Urbarz księstwa z roku 1604 zawiera następującą wiadomość na temat kanonii: „Przy bramie zamkowej, między kościoła przyporami 2 domy postawiono, z których ten bliżej bramy się znajdujący - dziedzicznie księciu przynależy, który kupnem go nabył, a stróż zamkowy zwykle mieszkanie swe w nim posiada. Drugi zaś, jako i drugie przy kościelnym placu, aż do bramy miejskiej, swym posiadaczom na własność należą.” Owe domy, wśród nich również dawna dziekania, były zatem już wtedy w rękach prywatnych właścicieli. Pod koniec rządów cesarskich właścicielem dziekanii był zarządca kolegiaty – Silberschneider, następnego domu – rejestrator rządowy Keller, zaś trzeciego, wciśniętego między przypory kościoła – kalikant Grünert. Wszystkie te domy zostały silnie uszkodzone podczas bombardowania w roku 1741, a komora wojenna i domenalna zamierzała je kupić, by urządzić tam swój urząd (Amtshaus, czyli „biurowiec”). Transakcja nie doszła jednak do skutku z powodu żądań właścicieli. Komora nie zamierzała zapłacić więcej niż 1.000 talarów, zaś trzej właściciele, którzy wskutek ruiny swych kamienic i tak już doznali znacznych strat, nie chcilei zejść poniżej 1.216 talarów. Amtshaus postawiono przy zamkowym dziedzińcu (później była tam szkoła, budynek rozebrano po wojnie).
„Po drugiej stronie bramy miejskiej, piękna i dobrze wybudowana szkoła książęca stoi, przez księcia Jerzego koło roku 63. (właściwie w latach 1564 – 69) młodzi dla pożytku postawiona, w której nie tylko sługi szkolne swe mieszkanie mają, takoż i żacy obcy i szlacheckie dzieci lożamenty (mieszkania) wygodne otrzymać mogą (w czasach działalności „akademii policyjnej” :wink: , górną kondygnację (strych z facjatami) również zamieszkali młodzi adepci pały :D ). Do utrzymania szkoły owej różne dochody przynależą, takoż wspomniane 3 domy przy kościelnym placu i dom między bramą a szkołą, gdzie diakon dworski pomieszkiwać zwykł.” W tej dawnej wikariuszówce, a później domu diakona dworskiego, po przywróceniu katolickich nabożeństw znajdowała się szkoła katolicka, a w roku 1677 urządzono tam mieszkanie polskiego kapelana i odtąd dom zwano kapelanią. Po przejściu pod panowanie pruskie przekazano go na pewien czas profesorowi Weinschenkowi, a gdy zmarł polski kapelan Maskowitz (1752 – 1770), inspektor budowlany Geiseler wynajął drugie i trzecie piętro tego walącego się już domu, zapewniając przywrócenie go do stanu używalności i przejęcie koniecznych prac remontowych. Jednak w roku 1774, z powodu zbyt wielu nieprzewidzianych kosztów, przedłożył rachunek budowlany w wysokości 294 talarów i 8 guldenów i uzyskał odszkodowanie w wysokości 150 talarów. Dopiero pod koniec ubiegłego stulecia (czyli XVIII) dom przekształcono w mieszkanie nauczycielskie, zaś w roku 1796 katolickiemu dzwonnikowi przyznano 14 talarów odszkodowania komornego za mieszkanie w przyziemiu, które początkowo zamieszkiwał profesor Sauermann. Ponadto w zaułek między tą kamienicą a gimnazjum wciśnięty był jeszcze jeden domek, należący do stróża kolegiackiego. Inspektor budowlany Geiseler połączył ze sobą oba domy. W gimnazjum oraz domach wzdłuż murów miejskich znajdowały się mieszkania wszystkich nauczycieli, z wyjątkiem tego, który równocześnie był kantorem w kościele farnym. Dopiero gdy w roku 1741 domy te zostały zniszczone podczas oblężenia, nauczycielom gimnazjum przyznano opuszczone przez austriackich urzędników kamienice przy Kanonii (placu Moniuszki). W piwnicy gimnazjum (piwnicy kolegiackiej) również i w czasach pruskich znajdował się szynk.

„Po drugiej stronie szkoły, aż do uliczki do domu zmęczonych (?) (w oryginale Lassatenhaus, mogło też jednak chodzić o nazwę własną) prowadzącej, trzy dalsze domy stoją, aż do murów miejskich sięgające.” Pierwsze dwa z tych trzech domów, należące dziś do wyższego radcy górniczego (w roku 1819 do Brzegu przeniesiono Śląski Wyższy Urząd Górniczy) von Kummera, służyły za siedzibę urzędu kolegiackiego i mieszkanie zarządcy albo dyrektora kolegiaty. Gdy po śmierci von Arnima w roku 1749 stanowisko to nie było już obsadzane, 24. lipca 1754 dom wynajął na 3 lata kapitan von Zaremba (zdaje się, że chodzi tu o późniejszego generała Michała Konstantego Zarembę, o którym była tu już mowa) za 90 talarów i wynajmował dalej - aż do roku 1779. Zaremba zagospodarował ogród, powiększył go o ogród sąsiedniej kanonii i wynajął dodatkowo kawałek podwórca gimnazjum za ogrodem rektora - pod remizę(wozownię) i przejazd, za co do dziś jeszcze płacony jest kanon (czynsz) w wysokości 2 talarów. Pozwolono mu także za założenie fontanny w ogrodzie, pod tym jednak warunkiem, że zostanie ona zlikwidowana, gdy tylko miałaby odciąć dopływ wody do podwórca gimnazjum. Gdy w roku 1772 kolegiata zamierzała podnieść czynsz do 10 talarów, Zaremba - napominając że włożył już w swój dom ponad 400 talarów i doznał szkód na skutek deszczów - zapronował, że mógłby w przyszłości zapłacić jeszcze 90 talarów komornego, gdyby kolegiata przejęła wszelkie remonty (naprawy poniżej 5 talarów były sprawą najemcy). Ponieważ jednak stale domagał się remontów, w końcu oddano mu dom ad dies vitae (dożywotnio) za 60 talarów czynszu, jednakże pod warunkiem, że przejmie wszelkie dalsze remonty (acz za aprobacją kolegiaty). Po jego śmierci kolegiata miała mieć wolną rękę, jednak 7. października 1779 Zaremba nabył dom i ogród na własność - za 1200 talarów. Trzeci dom, zwany narożnym, za rządów cesarskich zamieszkiwali starości krajowi (niem. Landeshauptmann) von Posadowsky (zm. 1708) i hrabia Hoffmann (1709 – 1741). Potem, w roku 1750, przyznano go profesorowi Burghardtowi, a na parterze swoje mieszkanie zachował stróż kolegiacki.

„Takoż naprzeciw szkoły, po drugiej placu stronie, od rogu aż do uliczki, w stronę kuźni (dworskich) wiodącej (chodzi o ul. Różaną) pięć domów obok siebie stoi, także (kolegiacie) przynależnych. Z domów owych każdy 12 guldenów (?) czynszu daje, gdy w nich książęcy radcy i sługi stojąi i tam zamieszkują.” W pierwszych trzech kamienicach od strony bramy (Wrocławskiej), po rozwiązaniu kolegiaty tumskiej zamieszkiwali stale urzędnicy książęcy. Pod koniec rządów cesarskich - w pierwszym z nich – radca rządowy Jan Mikołaj von Kolbnitz, w drugim i trzecim – sekretarz rządowy von Malaise. Wcześniej, w roku 1679, w trzecim domu swe mieszkanie miał sekretarz rządowy Gotfryd Buckisch, znany jako apostata (czyli odszczepieniec) kościoła ewangelickiego i jako śląski historyk kościelny. Po przejściu pod panowanie pruskie, cesarscy urzędnicy opuścili miasto, a zarząd pruski przyznał mieszkanie na 2. piętrze w narożnym domu profesorowi Maierowi. Piętro środkowe i przyziemie były jeszcze długo wynajmowane. W drugim domu mieszkali profesor Weinschenk, później Heuser, na trzecim piętrze – początkowo Birner i Leubscher, później Kurz i Lotheisen. W czwartym, podzielonym domu, mieszkali kantor i organista kościoła św. Jadwigi, teraz św. Krzyża albo katolickiego kościoła farnego, zaś drugą część tego domu, nim stała się ona mieszkaniem nauczycielskim, zamieszkiwali pisarz kolegiacki, sekretarz kolegiacki (ostatnio Assig), po którego przejściu w stan spoczynku mieszkanie zostało przyznane nauczycielowi Schärfowi.
„Koło cysterny przy ogrodu murze również cztery domy stoją, posiadaczom na własność należące, rocznego czynszu 12 groszy szkole i kościołowi płacące.”Wspomaniany mur, przy którym znajdowała się cysterna, okalał książęcy ogród „przyjemności” (niem. Lustgarten) albo dzisiejszy plac Zamkowy. Cysterna znikła podczas budowy kościoła jezuitów, zaś wspomniane cztery kamienice jeszcze dziś płacą kolegiacie czynsz.
„W stronę cysterny i kuźni (dworskiej) po zaułka drugiej stronie (chodzi przypuszczalnie również o ulicę Różaną) na rogu takiż dom stoi, którym to Joachim Fryderyk jego książęcą wysokość, księcia Augusta - tymże domem narożnym obdarzył. Domy te wszystkie z wszelką jurysdykcją księciu podlegają i domowi książęcemu jako kameralne dobra przynależą.” Przy ulicy Grodzkiej (Zamkowej), na parceli należącej do kolegiaty, stoją dziś dwa domy – hoffmannowski i kuracja, z których jedynie ostatni stanowi własność kolegiaty. Wcześniej, jak zdaje się to wynikać z umowy z roku 1502, znajdowała się tu tylko jedna kamienica - dom mansjonariuszowski, w którym zamieszkiwał kanonik Kacper Clemens. Także w roku 1603, jak wynika to z tekstu urbarza, znajdował się tam tylko jeden dom, który Joachim Fryderyk miał nadać księciu Augustowi. Wspomnianym księciem Augustem nie mógł być znany z brzeskiej historii baron, później hrabia Legnicy, syn księcia Joachima Chrystiana z drugiego małżeństwa, który urodził się dopiero w roku 1627 i któremu Joachim Fryderyk siłą rzeczy nie mógł nic nadać, lecz August Anhaltyński (von Anhalt), szwagier Joachima Fryderyka, brat jego małżonki Anny Marii i protoplasta linii Anhalt-Köthen, który często przebywał w Brzegu, wspierając radą swą siostrę, zwłaszcza podczas jej wdowieństwa (1602 – 1606). Czy kuracja była wcześniej domem dzwonnika, jak się często utrzymuje, z akt nie wynika. Dzwonnik kościoła zamkowego zamieszkiwał - od czasów u schyłku panowania książąt, aż do roku 1744 - przy placu przykościelnym, w drugim łuku bramnym (tj budynku bramnym) bramy Wrocławskiej, wcześniejszym więzieniu, zwanym złym/ srogim stadłem (niem. böse Ehe), które później komendant Hautcharmoi (drugi pruski komendant brzeskiej twierdzy) włączył do twierdzy. Już w roku 1679 w kuracji znajdowało się mieszkanie administratora kościoła zamkowego i gdy dokooptowano dwóch kapelanów, jeden z nich mieszkał z nim stale w kuracji, a po bombardowaniu – w latach 1741 – 1751 – nawet obaj. Druga kamienica stanowiła zawsze własność prywatną. W roku 1750 posiadał ją fizyk powiatowy (tj. lekarz powiatowy) dr Heumann, w 1770 – aptekarz z apteki rajcowskiej (w rynku?) Henryk Schmidt, który prócz zwykłego czynszu tumskiego w wysokości 8 groszy przejął także kanon w wysokości 6 groszy za prawo tigni in mittendi, tj. zamocowania belek stajni w murze kuracji i zapewnił ponadto utrzymywanie tegoż muru w odpowiednim stanie. Dom nr 368 przy ulicy Grodzkiej, który w roku 1678 zarządca kolegiaty - Wolf - sprzedał stanom, w roku 1774 został przez kolegiatę odkupiony od nadradcy urzędowego Westarpa, ale w roku 1805 ponownie oddany prywatnemu właścicielowi (perukarzowi Schönebeckowi). Do kolegiaty należała także wiata, znajdująca się poza miastem, na kolegiackim placu ciesielskim przed bramą Odrzańską, zniszczona w roku 1741. Zdaje się, że chodzi tu o tzw. fabrykę, wspomnianą w tekstach dotyczących fortyfikacji oraz oblężenia w roku 1741. W tekstach niniejszego wątku pojęciem tym określano także kolegiacką strzechę budowlaną. Przypuszczalnie chodziło o teren na przedpolu fortyfikacji, użytkowany w charakterze składów materiałów budowlanych, warsztatów itp. Koresponduje to zresztą z samym określeniem „strzecha”. Przy placu przykościelnym/ cmentarzu do kolegiaty należał także domek grabarza, zlikwidowany wraz z cmentarzem.

W celu zaoszczędzenia kosztów remontów, zarząd wielokrotnie podejmował zamiar sprzedaży wszystkich kamienic i wypłacenia nauczycielom odpowiedniego odszkodowania. Charakter tego odszkodowania uwidacznia poniższy przykład: W roku 1749 zamierzano sprzedać 5 kamienic: 1. Kolbnitza, 2. i 3. obie części kamienicy Malaise’a, 4. kamienicę hrabiego Hoffmanna i 5. kapelanię. Rzeczoznawcy budowlani wycenili je na 38.050 talarów. We wspomnianych kamienicach bezpłatne mieszkania posiadało 5 nauczycieli, rektor i pozostałych 3 nauczycieli mieszkało w budynku gimnazjum. Wspomnianym 5 nauczycielom miało zostać wypłacone odszkodowanie w następujący sposób: profesorowie Schindel, Burghardt i Weinschenk mieli otrzymać po 30 talarów rocznej rekompensaty, zaś koledzy (Schönwälder był również nauczycielem gimnazjum) Birner i Leubscher – po 20 talarów. Sprzedaż, która oznaczałaby pogorszenie statusu wspomnianych nauczycieli, nie doszła na szczęście do skutku. W roku 1769 zamierzano sprzedać jedynie kamienicę Kolbnitza, ale również wtedy nie znaleziono odpowiedniego kupca i zarząd postanowił odstąpić ją w całości profesorowi Maierowi - za 15 talarów rocznego czynszu i przejęcie wszelkich remontów. Ponieważ zamiar likwidacji mieszkań służbowych nie schodził przez cały czas z porządku dziennego, kolegiata może uważać ich zachowanie po dziś dzień za niezwykłe zrządzenie losu.
Wszystkie kanonie były od roku 1377 zwolnione ze służebności miejskich, nawet gdy przechodziły na własność prywatną. Nie wolno się w nich jednak było trudnić żadnym obywatelskim rzemiosłem. Ich właściciele, stale wzbraniając się przed tym zakazem, nie zawsze mogli go jednak uniknąć. Np. w roku 1677 musieli zapłacić podatek od dymołapów, zatwierdzony przez księcia i stany na rzecz cesarza, ponadto od roku 1771 podlegają zobowiązaniu, którego szczęśliwie udało im się uniknąć w roku 1746 – w razie pilnej potrzeby muszą zapewnić zakwaterowanie (dla wojska). Mieszkania nauczycielskie uniknęły zakwaterowania nawet w ciężkich czasach wojny 7-letniej, jako że z powodu umieszczenia w gimnazjum jeńców i chorych, nauczyciele musieli prowadzić lekcje w swych mieszkaniach.

Urzędnicy kolegiaccy

Od roku 1564 zarządzanie dochodami kolegiaty podlegało ustanowionemu w tym celu zarządcy. Jak podaje Lucae: „Tenże i we wsiach justycję ma administrować, daniny ze zboża i pieniędzy pobierać oraz wydatki rokrocznie przed komisją książęcą rozliczać. Wcale zyskowną tą szarżą (tu stanowiskiem) książęta preceptorów (nauczycieli, wychowawców) swych dawnych i kamerdynerów obłaskawiać zwykli.” Zważając na nieznaczne dochody kolegiaty, personel urzędniczy kolegiaty musiał być niezwykle kosztowny. W jego skład wchodzili: zarządca kolegiacki, pisarz kolegiacki, aktuariusz (kancelista) kolegiacki, rządca kolegiacki w Brzegu, rządca w Przylesiu, stróż drewna w Starym Otoku i dwóch stróżów Kanonii (placu Moniuszki). Na stałej liście płac znajdowali się również zegarmistrz (dla zegara kościoła zamkowego), kominiarz i rurmistrz. Zgodnie z etatem kolegiaty za rok 1742, łączne roczne wydatki na urzędników wyniosły 1261 florenów i 40 krajcarów. Stanowisko zarządcy kolegiaty przynosiło pensję w wysokości 630 florenów, 30 korców żyta, 12 korców jęczmienia, 108 korców owsa i bezpłatne drewno opałowe, razem z deputatami – 837 florenów i 48 krajcarów. Wcześniej uposażenie w gotówce wynosiło jedynie 330 florenów, ale zawierało za to - prócz znacznych deputatów - również prawo do wolnego handlu drewnem. W związku z ograniczeniem akcydencji (tu nieregularnych dochodów) i zniesieniem handlu drewnem, w roku 1695 uposażenie podwyższono o 200 florenów. Lucae zdaje się więc mieć rację, że była to lukratywna szarża, w czasach gdy np. tajni radcy kurfistrza (elektora) brandenburskiego w Berlinie, prócz bezpłatnego utrzymania dostawali nie więcej niż 100 do 300 talarów, kanclerz – 400 talarów (od czasów Wielkiego Elektora – 500 – 1200 talarów) poborów. Za czasów cesarskich zarządca kolegiacki musiał wpłacić 2000 talarów kaucji, a Silberschneider wszczął z komturami (joannitów) z Łosiowa, Tyńca i Oleśnicy Małej spór o przewodniczenie zjazdom krajowym, w którym na mocy cesarskiej decyzji otrzymał jednak niższą rangę od nich (kaucja służyła widocznie pokryciu niedoborów i kosztów sądowych). W związku z wyjazdami do (podległych) wsi, zarządca otrzymywał diety oraz trzymał wóz i konie. Gdy jednak w roku 1770 kolegiata zamierzała zakupić nowy wóz urzędowy (wóz służbowy :D ), ponieważ taki wóz posiadał von Arnim, a magistrat nawet kilka, komora uznała wniosek o utrzymywanie karoc dla swych urzędników - za śmiechu warty (w tym względzie urzędnicy nie zmienili się na jotę :D ). Kolejność nastających po sobie zarządców da się wprawdzie wcale kompletnie odtworzyć z akt, jednak nie we wszystkich przypadkach można podać, jak długo sprawowali swój urząd.

W czasach książęcych:

Baltazar Heußler – 1564, w roku 1581 zakupił dobra kmiece w Brzeskiej Wsi. Joziasz Rothermel - 1587. Marcin Güttler – 1626. Jan Naticius – 1643 – 1662. Fryderyk Wolf. Ostatni pod rządami Piastów, sprawował swój urząd jeszcze przez kilka lat (do roku 1682), służąc cesarzowi.

W czasach cesarskich:

Jan Franciszek Gerbert – 1683 – 1692. Chrystian Józef Kretschmar – 1692 – 1713. Maciej Silberschneider, agregowany (tu równocześnie) kapitan althańskich dragonów (chodziło o cesarski pułk dragonów von Althan) - 1713 – 1730. Jan Józef Kornritter von Ehrenhalm, który odszedł po zdobyciu Brzegu w roku 1741 i już nie powrócił.

W czasach pruskich:

Stanowisko piastował w latach 1742 – 1749 radca wojenny von Arnim, który pozostawił jednak po swojej śmierci liczne niedobory. Odtąd nie mianowano już żadnego osobnego zarządcy kolegiackiego, lecz – po krótkim interymistycznym (przejściowym) pełnieniu obowiązków przez radcę wojennego von Nassaua w latach 1750 – 51 - zarząd kolegiaty powierzono dzierżawcy dominalnemu albo administratorowi urzędu grodzkiego. Oba lokale urzędowe znajdowały się w nowo zbudowanym domu urzędowym (chodzi o wspomniany tu Amtshaus), zatrudniono sekretarza kolegiackiego, powierzając mu prowadzenie rachunków. Sprawy prawnicze prowadził justycjarz (radca prawny) urzędu grodzkiego. Dzierżawcami domenalnymi i administratorami byli kolejno: Schmalz, Wiesner, Stark, Mäderjan, nadradca rządowy Müller i Zimmermann – 1788, Gallinsky – 1798, Grüson – 1799, Reinhardt - 1800, Eisfeld – 1802, poborca podatkowy Keller - od roku 1811. Sekretarze: Kaulfuß, zm. 1758, Rücker, Großmann, Enderlin – 1775, Schüller, Krügel, Assig.

Koniec

Na tym kończy się rozdział z pracy Schönwäldera. Zboczyliśmy wprawdzie trochę z tematu brzeskich kościołów, ale poznaliśmy za to wycinek zawiłej historii kościelnej, a także administracyjnej, księstwa brzeskiego. Ongiś wspaniały, dziś raczej niepozorny, stojący nieco na uboczu i rzadko używany kościółek św. Jadwigi jest jak soczewka, w której – co podkreśla już sam autor - skupiają się pogmatwane wątki historii konfesjonalnej Śląska. Wdzięczny temat na dysertację.To jeszcze jednak nie koniec cyklu o samym kościele, wkrótce sięgniemy po jeszcze jedną pracę.
Ostatnio zmieniony przez Dziedzic_Pruski 2012-09-14, 22:02, w całości zmieniany 2 razy  
1 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2012-10-24, 10:31   Jeszcze o kościele św. Jadwigi.

Jak już wspomniano, na zakończenie cyklu o kościele zamkowym św. Jadwigi sięgamy po jeszcze jedną pracę: Hermann Kunz, Das Schloß der Piasten zum Briege, ein vergessenes Denkmal alter Bauherrlichkeit in Schlesien (Zamek Piastów w Brzegu, zapomniany zabytek dawnej sztuki architektonicznej na Śląsku, Brieg 1885. Co prawda praca nie wnosi już wiele nowego, autor cytuje prace, zamieszczone tu już poprzednio i dlatego w celu uniknięcia niepotrzebnych powtórzeń, pominięto niektóre fragmenty, co zostało odpowiednio oznaczone w tekście. Praca została jednak uwzględniona ze względu na informacje dotyczące zwłaszcza krypty Piastów. Skan całej książki wraz z ilustracjami znajduje się w zasobach Opolskiej Biblioteki Cyfrowej pod tym oto linkiem.

Kościół zamkowy albo św. Jadwigi

Rolę kościoła zamkowego pełniła pierwotnie tylko mała kaplica zamkowa, która nie powinna być starsza od samego księstwa brzeskiego, jej powstanie można zatem datować nie wcześniej niż na rok 1311. Do tej starej, kamiennej kaplicy, Ludwik I kazał dobudować wspaniały kościół zamkowy w ten sposób, że kaplica stała się częścią nowego kościoła. Położywszy kamień węgielny w dniu św. Michała 1368 r., książę wyniósł kościół do rangi kościoła tumskiego i kolegiackiego i poświęcił św. Trójcy oraz matce i patronce Śląska – św. Jadwidze. Książę podarował kościołowi, który nakładem znacznych kosztów wspaniale wyposażył, także część ogrodu zamkowego – od wielkiej wieży zamkowej aż do bramy Mariackiej (Wrocławskiej), na całej szerokości – od fosy aż do murów miejskich. Później, gdy przestrzeń ta stała się zbyt ciasna na mieszkania dla duchownych i sług kościelnych, książę dokupił dla kanoników cały kwartał od bramy miejskiej, wzdłuż ulicy Mariackiej (Chopina), wraz ze wszystkimi budynkami, które tam wtedy stały. Książę podarował nadto kościołowi bibliotekę, która była później stale powiększana przez dalsze książęce dary. Również i sami kanonicy najwidoczniej znacznie się przyczynili do zachowania i upiększenia kościoła, za czym przemawiają nie tylko sumy przeznaczone na budowę, lecz także fakt powołania osobnego zarządcy kościoła (magister fabricae) (jak wiadomo z poprzedniego „odcinka”, chodziło tu raczej o mistrza kościelnej strzechy budowlanej), wynika to także bezpośrednio z wielu wzmianek w brzeskich księgach miejskich.
W celu lepszego zobrazowania bogactwa i wspaniałości kościoła oraz jego wyposażenia, przytoczymy kilka relacji dawnych dziejopisów, a następnie powrócimy do wiadomości na temat jego dalszych losów.
Bartłomiej Stein wspomina liczne dary wotywne i relikwie świętych i zastrzega: „zanim miasto przez nieprzyjaciół dobytym zostało”. Mogło tu chodzić jedynie o najazdy taborytów i husytów. W pierwszym przypadku kościół został spalony przez taborytów, a następnie był użytkowany jako stajnia. Relacje te wydają się jednak być nieco przesadzone, jednak z pewnością kościołowi przywrócono potem dawny blask.
Oto najważniejsze relacje dawnych dziejopisów na temat kościoła zamkowego. Uważnemu czytelnikowi nie umknęły z pewnością pewne powtórzenia, których jednak nie sposób ponimąć, jako że przemawia to i za spolegliwością poczynionych obserwacji.

Autor przytacza następnie relacje Schickfussa, Henela i Lucaego oraz wyjaśnia, że kościół św. Jadwigi w obecnej postaci powstał w wyniku przebudowy dawnego prezbiterium, które przetrwało bombardowanie w 1741 r. Ponieważ powyższe relacje zostały podane już w pracy Schönwäldera, zostaną tu pominięte.
(..)

Losy tego kościoła są wystarczająco zmienne i osobliwe, by je dokładnie przedstawić, jednak – nie przekraczając zamierzonych granic – jedynie w odniesieniu do samej budowli.
Świątynia pozostawała kościołem tumskim i kolegiackim aż do roku 1534, kiedy to rozwiązano kapitułę, a nabożeństwa katolickie zastąpiono luterańskimi. Odtąd, aż do wygaśnięcia domu piastowskiego (1675), wszystkie architektoniczne dekoracje z czasów katolickich pozostały nietknięte oraz pieczołowicie zachowane. Jednak budowa nowego zamku za Jerzego II spowodowała częściową utratę zewnętrznego piękna, jako że kościoł został przesłonięty nową budowlą. Tak np. wspaniały, nowy portal zamkowy (raczej budynek bramny) znalazł się bardzo blisko apsydy kościoła, zasłaniając częściowo ją zasłaniając. Z drugiej strony właśnie w tym czasie wspomniany Jerzy II uczynił wiele dla zachowania i wyposażenia kościoła. Tak więc w roku 1567 – przez całe lato i jesień – w kościele trwały prace budowlane, a w pierwszą niedzielę adwentu odprawiono pierwsze nabożeństwo.
Jak nam wiadomo, wraz ze śmiercią ostatniego Piasta – księcia (Jerzego) Wilhelma (21. listopada 1675) – księstwo przypadło austriackiemu domowi cesarskiemu, w wyniku czego kościół zamkowy został (20. marca 1676 r.) zamknięty i opieczętowany, a w grudniu 1676 formalnie przekazany wyznaczonemu tymczasem cesarskiemu administratorowi. Po zapadnięciu wyroku o ostatecznym podziale dziedzictwa, co miało miejsce dopiero 29. marca 1678 r., kościół został przywrócony obrządkowi katolickiemu, zaś w jego wnętrzu dokonano tylko tych zmian, jakich ten obrządek koniecznie wygał. W pierwszych latach rządów cesarskich kościół pozostawał w dobrym stanie. W roku 1702 dokonano remontu empory książęcej, a w 1705 cesarz przekazał na rzecz kościoła 1000 guldenów, które z uwagi na inne wydatki, nie zostały jednak wypłacone w całości. Od tego czasu przypuszczalnie nie uczyniono już dlań zbyt wiele, gdyż w roku 1729 radca kościelny von Kolbnitz skarży się na liczne braki i niedostatki i prosi o ich usunięcie. Według jego relacji, paramenty kościelne, bielizna, ornaty itp. nie nadawały się już do użytku, organy były popsute, a sama budowla kościoła wymagała remontu. Być może na skutek tych i podobnych skarg, cesarz przyznał na utrzymanie kościoła rocznie 200 guldenów, które co prawda pozwoliły złagodzić niektóre ze wspomnianych bolączek, ale nie wystarczały do przeprowadzenia szeroko zakrojonych prac remontowych samej budowli. Następne lata rządów cesarskich zostaną tu pominięte, jako że nie miały w nich miejsca żadne ważne dla kościoła wydarzenia, może prócz wielce uroczystych rekwiów za zmarłych cesarzy Leopolda (1705) i Józefa (1711).

Bombardowanie roku 1741 okazało się niezwykle niszczycielskie nie tylko dla zamku, ale i dla kościoła. Podziurawione bombami i spękane żarem płomieni sklepienia nawy wytrzymały jeszcze tylko kilka dni i zawaliły się w wielkim hukiem 2. maja, niszcząc i grzebiąc wszystkie kosztowności, które ongiś chroniły. Zapalona bombami więźba dachu kościoła wytworzyła taki żar, że stopiły się dzwony na wieży i piszczałki organów, choć nie dosięgły ich płomienie. Grożące zawaleniem mury nawy (ocalałe z pożaru) zostały rozebrane, gruz użyty do budowy budynku administracyjnego w dziedzińcu zamkowym, zaś z ongiś wspaniałej budowli kościoła ostało się tylko prezbiterium, nad którym widocznie czuwała jakaś szczęśliwa gwiazda, gdyż ocało wraz ze znajdującymi się w nim dziełami sztuki. Niebawem miał jednak zgasnąć i ten mały promyk szczęścia. Kościół pozostawał przez następne 42 lata w żałosnym stanie i był nawet przez pewien czas używany jako magazyn zbożowy, podczas gdy nabożeństwa były odprawiane w zakrystii, gdzie nie mieściło się więcej miż 30 osób. Ocalałe prezbiterium zostało zamknięte prowizoryczną konstrukcją z desek, zamontowaną w miejscu gdzie stykało się z nawą, zaś wpół zniszczony dach ledwie pokrywał i tak już uszkodzone i spękane sklepienie krzyżowe. Tak więc resztki tej - w minionych wiekach - prestiżowej budowli, jako niemy świadek losu rzeczy pięknych, ich wzlotów i upadków, przypominały o dziejach ludu i wiary. Gdy w końcu znalazł się ktoś, kto był gotów zaangażować się w sprawę zachowania i odbudowy kościoła, to stało się to niemal na równi nierozumnie i przy braku pieczy dla zachowanych pozostałości, co z prawdziwie żarliwym zapałem przy niewystarczających środkach, że można się w tym wręcz dopatrywać zadania tej wspaniałej ongiś budowli śmiertelnego ciosu. A oto bliższe okoliczności tych jakże dla tegoż kościoła znamiennych wydarzeń: Petycja urzędu wikariackiego u króla z roku 1770 w sprawie odbudowy kościoła nie przyniosła żadnego skutku. Dopiero 10 lat później eksjezuita Franciszek Ksawery Bönisch, który po rozwiązaniu zakonu otrzymał w roku 1778 beneficjum kuracji, zdołał dotrzeć do króla Fryderyka II i przedstawić mu w imieniu gminy katolickiej prośbę o przyznanie środków na odbudowę kościoła, które zostały rzeczywiście przyznane w wysokości 1100 talarów. Ponieważ suma ta była niewystarczająca, Bönisch przedsięwziął kilka podróży po Śląsku i dzięki darom katolickich panów, fundacji duchownych i prywatnych dobroczyńców zebrał dalsze 1333 talary, a ponadto 264 talarów z kolekty kościelnej i domowej. Dysponując tymi, wciąż jednak niewystarczającymi środkami, Bönisch podejmując się dzieła odbudowy kościoła, stanął nawet we własnej osobie do przetargu na wykonanie prac budowlanych, a jako najmniej żądający przejął wykonanie prac murarskich za 639, zaś ciesielskich - za 245 talarów, starając się w ten sposób możliwie obniżyć koszty budowy. W świetle odniesienia tych niewielkich sum do zakresu koniecznych prac, wydaje się wręcz niewiarygodnym, że ten - aż do uporu - konsekwentny człowiek urzeczywistnił raz powzięty zamiar, choć w tak pożałowania godnej formie. Zgodnie z dawnymi aktami budowlanymi, Bönisch zobowiązany był wykonać następujące roboboty murarskie (ponieważ zestawienie to zostało podane wcześniej, zostanie tutaj pominięte, podobnie jak zestawienie prac ciesielskich)
(..)

Z tych ustaleń, odpowiadających planom przebudowy, jasno wynika, że niestety już od samego początku nie zamierzano się troszczyć o pozostałości ze średniowiecza, mimo że pod gruzami kościoła znajdowały się bez wątpienia liczne fragmenty cennych rzeźb. Nie potępiając faktu, że nie przywiązywano do tego wielkiej wagi, nie sposób jednak pominąć osobliwego ustępu wspomnianego wykazu prac: „wszelkie dawne ozdoby na ścianach należy zbić i złożyć na stronie”. O ile już z samej instrukcji wyziera brak wyczucia piękna i pieczy dla starożytności, to sposób, w jaki robotnicy postępowali podczas prac budowlanych z dziełami sztuki i reliktami przeszłości, musi wywoływać oburzenie. Brzeski diariusz miejski zdaje o tym następującą relację: (również i ta relacja została już podana i dlatego zostanie tu pominięta)
(..)

Kościół, poświęcony 15. października (w dniu św. Jadwigi) 1785 r., zmienił się od tego czasu tylko nieznacznie. Nad nowymi, prostokątnymi drzwiami, umieszczono półkoliste okno, którego obramienie nosi inskrypcję: „Wenn sie an diesem Orte beten, so wollest du sie im Himmel erhören” (a modliliby się na tem miejscu, (..) Ty wysłuchaj z nieba), zaś umieszczona nad oknem marmurowa płyta: MCCCLXIX aedificata, Renovata MDCCLXXXIV (zbudowano w roku 1369, odnowiono w 1784). Do wejścia prowadzą 4 marmurowe stopnie, co było konieczne dlatego, że posadzka dawnego prezbiterium, jak w wielu innych kościołach, znajdowała się znacznie wyżej niż posadzka nawy. Wyraźnie widać, że wcześniej okna poligonalnej (wielobocznej) apsydy były znacznie wyższe i posiadały gotyckie łuki, podczas gdy obecne łuki są raczej płasko sklepione. Mowa jest o oknach po przebudowie w XVIII w. W ramach remontu, a właściwie kolejnej przebudowy, na przełomie lat 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku, dawnemu prezbiterium przywrócono formę gotycką, zbito tynk, powrócono do dawnej formy okien i zlikwidowano frontowe drzwi wejściowe. Wcześniej okna prezbiterium były identyczne z tymi w tylnej, dobudowanej części kościoła. Nad środkowym oknem apsydy znajduje się w dalszym ciągu znakomita, kamienna rzeźba św. Jadwigi, jednakże przypuszczalnie niego niżej, niż uprzednio, gdyż za statuą widoczny jest zamurowany łuk gotyckiego okna. Takie umieszczenie tej wspaniałej rzeźby było prawdopodobnie konieczne z uwagi na to, że nowy gzyms został również umieszczony niżej. To, że rzeźba znajdowała się zawsze nad środkowym oknem, a nie w miejscu obecnych drzwi wejściowych, jak zakłada to w swej rekonstrukcji (wyglądu zamku) Bormann, wspomniano przy okazji omówienia tejże. Takie umiejscowienie byłoby zresztą dla tak delikatnej rzeźby, o której pięknie można się przekonać – z uwagi na umieszczenie na znacznej wysokości - jedynie uzbrojonym okiem, wprawdzie korzystne, jednak należy wątpić, że przetrwałaby w tak dobrym stanie. Należałoby sobie życzyć, by rzeźbie poświęcono więcej uwagi i zapewniono jej lepszą ochronę przed oddziaływaniami pogody, zwłaszcza że – jak to bliżej objaśnia Knoblich (Augustin Knoblich, Leben der heiligen Hedwig, Herzogin und Landespatronin von Schlesien/ Życie św. Jadwigi, księżnej i patronki Śląska, Wrocław 1864) – jest to najstarsze i najlepsze na Śląsku wyobrażenie świętej. Oprócz tej rzeźby, na przyporach dawnej apsydy można jeszcze podziwiać 4 starożytnie i wielce interesujące herby, które wymienione są już w relacji Lucaego.

Po wejściu do kościoła, oko obserwatora na próżno będzie poszukiwało resztek dawnego blasku. Obraz ołtarzowy z wyobrażeniem św. Jadwigi, autorstwa Krausego z Ząbkowic, wprawdzie wcale niezły, nie jest jednak dziełem sztuki. W obu bocznych kaplicach - św. Piotra i Pawła – po lewej i św. Rodziny – po prawej, nie ma nic godnego uwagi, pozbawiona gustu drewniana kazalnica pokryta jest imitacją zielonych serpentyn, a pozostałe wyposażenie pochodzi ze schyłku wieku XVIII i początku XIX, które to stwierdzenie właściwie już wyczerpuje temat. Pierwsze spojrzenie do wnętrza kaplicy nie dostarcza więc żadnych imponujących wrażeń, poza widokiem gęsto ją opinających, wąskich, prostokątnych przęseł sklepienia krzyżowego. Gdy się jednak rozejrzeć nieco dokładniej, to można jeszcze dostrzec ślady dawnego bogactwa - pozostałości czasów, w których ceniono sztukę. Do tych ostatnich należy np. zachowany fragment rzeźby, znajdujący się w niszy na prawo od ołtarza, który mimo poważnych uszkodzeń jest rozpoznawalny jako dolna partia wykutego w piaskowcu ukrzyżowania. Widać jeszcze podstawę krzyża, rzymskich żołnierzy, grających w kości o szaty Chrystusa oraz rzymianina na koniu, z lancą, być może wojownika stwierdzającego śmierć Chrystusa itp. Przypuszczalnie chodzi tu o pozostałość epitafium. Przy wejściu na emporę, gdzie znajduje się sygnatura, którą wydzwania się podzwonne dla zmarłych z gminy katolickiej, natrafiamy na dalsze, wspaniałe dzieła sztuki minionych wieków. Takim właśnie dziełem sztuki jest już sama kuta balustrada prowadzących tam wąskich schodów, nosząca jeszcze ślady złoceń, przedstawiająca połączenie ornamentów roślinnych z głowami delfinów i nacechowana takim pięknem, przemyślnością i wyrafinowaniem w wykonaniu, jakie podziwiać można w dziełach sztuki kowalskiej XVI w. (taką samą żelazną balustradę autor przedstawił na rycinie obrazującej rekonstrukcję zamkowego dziedzińca - na trzecim piętrze). W tym miejscu należy nadmienić, że pierwotnie krużganek dziedzińca posiadał 4 poziomy – przyziemie, 1., 2. i 3. piętro. Trzecie piętro, właściwie galeria a nie krużganek, przebiegało na wysokości dachu, na którym znajdowały się facjaty, gdzie m.in. mieszkała służba (patrz rycina), najwyższy poziom, jak i facjaty, nie zostały zrekonstruowane. We wspomnianym pomieszczeniu na górze można odkryć dalsze interesujące detale, jak np. sygnaturkę, służąca ongiś do dzwonienia na rozpoczęcie nabożeństwa, dalej dwa wyrzeźbione w drewnie, wcześniej pokryte złoceniami lichtarze, przedstawiające klęczących rycerzy, wznoszących kielichy, w których umieszczano świece, a także starożytną skrzynię i małe, stare organy, z godną uwagi snycerką. Pozostałe przedmioty, przechowywane na górze – malowane drewniane figury, malowane, blaszane lampy etc. nie są ani stare, ani też nie przedstawiają najmniejszej wartości artystycznej.
Opuśćmy już jednak sam kościół, zwracając się ku miejscu głębokiego spokoju, dawniej powiązanym bezpośrednią relacją z domem bożym – cmentarzowi.

Cmentarz zamkowy

Cmentarz zamkowy liczył jedynie 36 m długości i 32 szerokości, był więc bardzo mały i dlatego gęsto usiany grobami i monumentami. Jego pierwotne położenie wykluczało także powiększenie w którąkolwiek stronę – od wschodu i południa ograniczał go zamek i kościół, od północy dodatkowe (gospodarcze) zabudowania zamku, zaś od zachodu wysoki mur i wieża więzienna, zwana srogim stadłem (böse Ehe), oddzielając go także od drogi bramnej. Z tych faktów można więc łatwo wywnioskować, że już za czasów książęcych cmentarz był stanowczo za ciasny i dlatego około roku 1660 koniecznym stało się założenie nowego - między bramą Wrocławską o Małujowicką (w miejscu dzisiejszej SP nr 5). Na cmentarz (zamkowy) wchodziło się wcześniej od strony Kanonii (placu Moniuszki/ Zamkowego) - przejściem pod jednym z domów kanoników, o czym pisał już Lucae. Dopiero w związku z pogrzebem księcia Jana Chystiana (1640) uworzono nowe, znacznie wygodniejsze wejście od drogi bramnej (obecnie plac Bramy Wrocławskiej). Poza tym na cmentarz można było także wejść wąską furtką z tylnego podwórca zamku.
Niezwykle liczne i kunsztowne monumenty cmentarza przypuszczalnie znacznie ucierpiały już podczas szwedzkiego oblężenia (już w 1642 r. Szwedzi, a w roku 1741 – Prusacy, atakowali najsłabsze miejsce brzeskiej twierdzy, czyli najkrótszy front zachodni, obejmujący tylko 2 bastiony - Zamkowy i Książęcy, łączącą je, nieco przydługą kurtynę oraz rawelin Zamkowy), jednak szkody wnet naprawiono. Całkowite zniszczenie cmentarza przyniosło dopiero bombardowanie roku 1741 – na cmentarz spadły wtedy nie tylko liczne bomby, ale został on także pogrzebany pod gruzami niemal całkowicie zniszczonego kościoła. Poszczególne części i ułamki tychże kunsztownych monumentów z cmentarza, a także wpuszczonych w kościelne mury epitafiów, które mimo wszystko ocalały jeszcze pod gruzami, uległy ostatecznemu zniszczeniu podczas przebudowy kościoła zamkowego i nawet gdyby wtedy zachować się miały jeszcze jakieś fragmenty rzeźb, to gruntownie wytrzebił je pożar zachodniego skrzydła zamku (w pierwszych latach XIX w.), względnie jego odbudowa (w konstrukcji szachulcowej, z przeznaczeniem na magazyn). Tak więc z licznych, wspaniałych rzeźb, które w ciągu stuleci gęsto pokryły obszar cmentarza, pomijając wspomniany już, niewielki fragment, znajdujący się dziś w kościele, do naszych czasów dotrwało tylko jedno, wprawdzie znacznie uszkodzone, ale wciąż piękne epitafium, które jeszcze dziś określa położenie dawnego cmentarza. By wejść na teren tegoż dawnego cmentarza i dotrzeć do wspomnianego epitafium, które zwięźle opiszemy, wkraczamy – najlepiej od strony placu Bramy Wrocławskiej - na dziedziniec arendy zamkowej (arenda zamkowa znajdowała się w kompleksie dawnych kanonii, „przyklejonych” fo kolegiaty; ich pozostałością jest obecny hotel i restauracja) i - obchodząc budynek szynku - znajdziemy się na ongiś poświęconej i usianej licznymi grobami ziemi. Kolejna uwaga: do roku 1945 cały obecny zieleniec przed zamkiem – od hotelu aż do alejki parkowej oraz do samego placu Bramy Wrocławskiej – był zabudowany. W tym miejscu należałoby przeprowadzić wykopaliska, które według przekonania autora, mogłyby przynieść bogate znaleziska. Napotkawszy wpierw warstwę gruzu, w której mógłby się też znaleźć ten czy ów fragment dekoracji rzeźbiarskiej, nieco głębiej można by się z pewnością natknąć na groby, zaś trudy i koszty wykopalisk mogłyby wynagrodzić niezwykle interesujące i wartościowe znaleziska w postaci wyrobów rękodzielnictwa – zwłaszcza zaś biżuterii i broni. Obecnie, prócz wspomnianego epitafium, znajdującego się w ścianie magazynu zbożowego, wzniesionego po pożarze roku 1801, na wysokości ok. 4 do 5 m, nic nie przypomina już o dawnym przeznaczeniu tego miejsca.
Niezależnie od tego, czy zachowanie tego pięknego dzieła rzeźbiarskiego zawdzięczamy żartowi robotników, czy też jednemu z wcześniejszych nadzorców budowlanych, który rozpoznawszy wartość tego reliefu, chciał go zachować dla przyszłych pokoleń, ten interesujący zabytek zdawał się znajdować pod szczęśliwą gwiazdą, która uchroniła go jako jedyne spośród szeregu wspaniałych epitafiów, o którym wspomina także Lucae. Na kamieniu nagrobnym znajdują się dwa reliefy z wyobrażeniami scen biblijnych - większy i mniejszy, zaś pomiędzy nimi, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, przedstawieni są klęczący w modlitewnej pozie krewni zmarłego. Płytę rzeźby flankowały dawniej kolumienki, które zniknęły jednak wraz ze baldachimem, który podtrzymywały. Zachowały się jednak wspaniałe konsole tychże kolumienek, w swej niezwykłej i poprawnej stylistycznie formie, a także liczne ozdoby obramienia. U dołu umieszczona jest wieloboczna tablica z główką aniołka. Tablica zawierała ongiś inskrypcję, która jest już jednak zupełnie zatarta. Dolny, mniejszy relief przedstawia ofiarę Abrahama. Na środku widoczny jest stos oraz dolna partia postaci klęczącego, związanego Izaaka, jednak z utrąconą górną częścią. Brakuje także figury samego Abrahama, ale za to w tle dobrze zachowała się figura jego sługi ze zwierzęciem jucznym. Na pierwszym planie, po lewej stronie, wyraźnie widoczny jest baranek w gorejącym krzewie, zaś w kłębach dymu, mimo znacznych uszkodzeń – postać anioła. Interpretacja górnego, większego reliefu nastręcza pewnych trudności. Schönwälder, wzmiankując epitafium twierdzi, że chodzi tu o scenę złożenia do grobu, co należy jednak uznać za pomyłkę, nie czyniącą jednak najmniejszego uszczerbku na niezwykłej sumienności i spolegliwości tego autora. Już samo tło, najwidoczniej obozowisko z namiotami, nie odpowiada zwyczajowej scenerii złożenia do grobu. Na pierwszym planie widoczna jest większa grupa wzburzonych ludzi - niektórzy osunęli się na ziemię, inni zaś trzymają się w ramionach. Między nimi, tu i tam widoczne są węże, np. na pierwszym planie, w centrum, widzimy leżącego, na wpół rozebranego mężczyznę, obejmowanego przez klęczącą obok niego, piękną kobietę i wijącego się wokół jego lewego ramienia węża. Po prawej widoczne są resztki krzyża czy słupa, wokół którego – sądząc po nielicznych zachowanych fragmentach – mógł się również wić wąż. Na tej podstawie można przyjąć, że artysta przedstawił tu scenę wywyższenia przez Mojżesza miedzianego węża na pustyni.
Jak to już zostało wspomniane, w kościele zamkowym znajdowała się kamienna kazalnica z licznymi reliefami, scenami z życia Mojżesza, w tym także wywyższenie miedzianego węża, przedstawiane w relacjach świadków jako niezwykle piękne. Być może ta bilbijna scena odnosi się w jakiś sposób do życia któregoś z Piastów lub historii kościoła zamkowego i być może nie jest też przypadkiem, że malowidło o tej treści znalazło tak znamienne miejsce także w kościele jezuitów.
Wspomniane wyżej przedstawienie modlącej się rodziny, pośród której wyraźnie widać parę rodziców, narzuca przypuszczenie, że mamy tu do czynienia z epitafium dziecka, za czym przemawia także wybór tematu mniejszego reliefu, czyli ofiary Abrahama.
Ponieważ ten cenny pomnik jest w swym obecnym miejscu narażony nie tylko na oddziaływanie pogoty, lecz także inne uszkodzenia, autor niniejszej pracy zwrócił się do konserwatora starożytności śląskich, radcy budowlanego pana Lüdeckego (chodzi o znanego architekta wrocławskiego Karla Johanna Bogislawa Lüdeckego, m.in. autora projektu podwyższenia wież kościoła św. Mikołaja, Sp nr 1, dawnej „szmacianki” i domu rzemiosła) z prośbą o umieszczenie epitafium w bardziej dostępnym, godnym, ale i też bardziej chronionym miejscu, co zostało już przyrzeczone. Tym samym z terenu dawnego cmentarza kościelnego zniknie jednak i ostatni relikt, mówiący nam o tym, że stąpamy po prochach rozlicznych członków znamienitych rodów. (Przeniesienie epitafium do kościoła zamkowego miało miejsce podczas druku tej pracy. Epitafium zostało wmurowane w niszy (wcześniejszych drzwiach), na prawo od ołtarza głównego, podczas gdy wspomniany wcześniej fragment ukrzyżowania jest wystawiony przed nieużywanymi obecnie drzwiami na lewo od ołtarza.)

Krypta książęca

Podczas gdy pierwszy brzeski książę, Bolesław III (zm. 1352), został pochowany w ufundowanej przez siebie kaplicy w Lubiążu, wielu z następnych książąt brzeskich pochowano w brzeskim kościele zamkowym, np. Ludwika I (zm. 1398), jego syna Henryka, księcia Jana (syna Fryderyka I – zm. 1495) i Jerzego I (zm. 1521). Wówczas nie było jednak osobnej krypty książęcej, zaś zmarłych książąt chowano w pojedynczych grobach pod posadzką kościoła. Kryptę książęcą pod kościołem zbudowano dopiero w roku 1567. Podany przez autora cytat z pracy Schönwäldera, zamieszczony wcześniej w tym cyklu, zostanie tu pominięty.
(..)

Schönwälder podaje, że w krypcie zostali pochowani następujący Piastowie (również i ten fragment został już zamieszczony i zostanie tu pominięty).
(..).

Według Schönwäldera, krypta przetrwała w nienaruszonym stanie zniszczenie kościoła w roku 1741 i jego odbudowę w latach 1783 – 84 i w takimż stanie miał ją też zastać kuratus Bönisch podczas wizytacji 3. lutego 1785 r. Diarium Bregense zawiera na ten temat następującą wzmiankę: (również i ta relacja została tu już zamieszczna i zostanie pominięta)
(..)

Gdy przez długie lata odpowiednie władze stale odmawiały zezwolenia na ponowne otwarcie krypty. Dopiero dzięki staraniom pana dra J. Krebsa, wiosną 1878 r. udało się w końcu uzyskać zgodę na dokonanie inspekcji krypty.Podczas inspekcji poczyniono następujące spostrzeżenia: sarkofagi Piastów nie są rozmieszczone, jak się tego należało spodziewać, w całym pomieszczeniu pod wcześniejszym prezbiterium, lecz piętrzą się w wielkim nieładzie w małym pomieszczeniu po stronie wschodniej, tak że nawet ich liczba może być jedynie w przybliżeniu oszacowana na ok. 20, ale niemożliwym jest ich dokładne policzenie. Wspomniane pomieszczenie, sklepione kolebkowo cegłami na wysokość człowieka, jest oddzielone od większego pomieszczenia po stronie zachodniej - postawioną przypuszczalnie niedawno - ścianą działową i nie może być uważane za wcześniejszą kryptę piastowską, lecz najwyżej jej mniejszą część.
Ponieważ w stosie spiętrzonych trumien jedynie czoła i boki nielicznych były dostępne z zewnątrz, zaś inskrypcje na widocznych wiekach trumiennych były nieczytelne pod grubą warstwą kurzu, której nie można było usunąć zwykłymi środkami, tylko w dwóch przypadkach zdołano ustalić personalia pochowanych w nich osób.
U czoła jednej z trumien zidentyfikowano herb księstwa brzeskiego oraz wykonany ze srebrnej blachy innicjał G. oraz rzymską cyfrę III, co pozwaliło bez wątpienia przypisać ją księciu Jerzemu III. Czoło tego, oraz stojącego obok sarkofagu, stanowiły jedyną partię całej krypty, nadającą się do wykonania fotografii za pomocą oświetlenia (błyskowego) magnezją. Na podstawie tejże fotografii wykonano rycinę nr 10 z tablicy V tej pracy. Wspomniany sarkofag jest oparty na 6 metalowych, ukoronowanych orłach z rozpostartymi skrzydłami, ponad którymi, na każdym narożniku wznosi się (mityczny) ptak Feniks z popiołów. Na wieku trumny leżała zbutwiała poduszka oraz szpada, której pochwa została zżarta przez wilgoć. Na jednym z boków sarkofagu, który zasługuje na nazwanie go prawdziwym dziełem sztuki, umieszczony jest herb Palatynatu Simmern, zaś na drugim – ziębicko-oleśnicki (chodzi o herby rodów obu książęcych małżonek), przy czym na uwagę zasługują niezwykle dobrze zachowane kolory. Między tymi herbami, umieszczonymi pośrodku boków, a narożnikami sarkofagu znajdują się obramione wieńcami medaliony z barwnymi, przeważnie alegorycznymi wyobrażeniami, np. śmierć z sierpem. Drugi z sarkofagów, na którym można było częściowo odczytać napisy, znajduje się na lewo od wejścia i skrywa szczątki palatyńskiej księżniczki. Zaraz za tym sarkofagiem stała zapadnięta trumienka dziecięca bez wieka, wypełniona brunatnym pyłem, na którym leżała znakomicie zachowana atłasowa sukienka. Dalsze trumny dziecięce znajdują się jeszcze we wschodniej części sklepionego pomieszczenia. Wieko jednego z dużych, cynowych sarkofagów, było w jednym miejscu rozspojone – wskutek wilgoci lub za sprawą rabusiów. Po wewnętrznej stronie sarkofagu widać było drewno, zdające się być przyklejonym do cyny, w rzeczywistości zaś pochodzące z drugiej, drewnianej trumny. Z zapisów dawnych kronikarzy wiadomo bowiem, że członkowie domu książęcego byli chowani w trumnach drewnianych, które umieszczano następnie w cynowych sarkofagach. Pomijając warstwę zbutwiałego prochu o grubości od 8 do 10 cm, trumna była jednak pusta. Nie było też śladu mitry książęcej i miecza, o których była mowa w cytowanym wyżej diariuszu miejskim.
Wygląd tego zagraconego i zaniedbanego pomieszczenia oraz sposób, w jaki zostały w nim stłoczone sarkofagi, pozwala przyjąć, że nie znajdowały się one tam, gdzie je pierwotnie ustawiono, lecz że zostały przeniesione przy jakiejś późniejszej okazji, być może po bombardowaniu w roku 1741 lub odbudowie kościoła w latach 1783 – 84 (ta hipoteza zdaje się być bardziej prawdopodobna) i odgrodzone wspomnianą ścianę działową, której powstanie można na podstawie niektórych charakterystycznych cech datować na nieodległą przeszłość. Krótko po przeprowadzeniu wspomnianej wyżej wizytacji, możliwość zwiedzenia krypty przypadła również autorowi niniejszej pracy, za pozwoleniem i w towarzystwie ówczesnego konserwatora starożytności śląskich dra Luchsa. Rozumie się samo przez się, że krypta znajdowała się w takim samym stanie, jak opisano to wyżej, zaś piętrzące się w sklepionej komorze trumny zdawały się także i tym razem nie stać na swoim miejscu. Ta nędzna komora, w której ciasnocie piętrzyły się trumny, a u wejścia było jedynie ok. 2 metrów kwadratowych wolnej przestrzeni, nie mogło być miejscem, które stworzono jako kryptę książęcą i które przez stulecia nosiło tę dumną nazwę. Wspomniane niedostatki stoją także w sprzeczności z relacjami o powstaniu krypty, w kórych mowa jest o tym, że miała ona 27 stóp długości i 26 szerokości, czyli formę niemal kwadratu, będąc pod względem powierzchni przynajmniej 2 do 3 razy większą od nisko sklepionej i podłużnej komory. Nasuwa się zatem pytanie: kiedy i z jakiego powodu zakłócono spokój książęcych nieboszczyków, a następnie ich trumny upchnięto i zamurowano w komorze? Dr Krebs wysuwa tezę, że mogło to się stać po bombardowaniu w roku 1741 lub przy odbudowie kościoła (1783 – 84), co kłóci się jednak z tezą Schönwäldera, który twierdzi, że „po zniszczeniu kościoła w roku 1741 i jego odbudowie w latach 1783 – 1784, krypta pod kościołem pozostała nietknięta”. Schönwälder opiera się przy tym na zapisach cytowanego wyżej diariusza miejskiego nt. wizytacji krypty przez kuratusa Bönischa. Z tej relacji autor niniejszej pracy wysnuwa wniosek, że chodziło jednak o pierwotną kryptę, a nie komorę, w którym trumny znajdują się obecnie, bowiem w relacji wyraźnie stwierdzono, że doliczono się 22 cynowych sarkofagów, a więc liczby wielce prawdopodobnej, mimo iż „z powodu powietrza zamkniętego, osoby wspomniane zbyt daleko zapuścić się nie ważyły”. Gdy więc tak dokładne policzenie trumien było możliwe nawet z pewnej odległości, to pomieszczenie to nie mogło być identyczne z małą, sklepioną komorą, w której stoją dziś. Sarkofagi musiały zatem trafić do swego niegodnego miejsca spoczynku po roku 1785. Gdy zastanowić się nad tym, kiedy i z jakich powodów mogło to nastąpić, można z pewnym uzasadnieniem wskazać rok 1807, gdy w Brzegu kwaterowały wojska napoleońskie, przed których ciągotami do plądrowania sarkofagi Piastów zamierzano być może uchronić. Krótko przed, a może nawet już podczas francuskiej inwazji, przypuszczalnie jakaś przezorna dusza spowodowała, że sarkofagi Piastów, w których mogły się znajdować jakieś klejnoty, zostały naprędce upchnięte w komorze, będącej być może częścią dawnej krypty i odgrodzone wspomnianą ścianą. Podjęcie takich środków ostrożności wydaje się tym bardziej prawdopodobne, że ich inicjatorowi mogło być znanym, czym francuskie wojska wsławiły się już w XVII w., plądrując zwłaszcza krypty, w których spodziewano się znaleźć skarby, o czym może zaświadczyć niejedno miejsce w Niemczech, np. krypta cesarska w Spirze, w której francuscy żołnierze rozwłóczyli szczątki z dwóch sarkofagów. Powyższy ustęp wydaje się być nieco tendencyjny. Soldateska jest „międzynarodowa” i nie sposób przypisać jej tylko jednej nacji. Zresztą Brzeg został zdobyty przez kontyngent bawarski, a dopiero później stacjonowały tu (w obozie pod Pawłowem) wojska francuskie. Rozbijanie trumien w poszukiwaniu „skarbów” jest wprawdzie typowe dla czasów wojny, ale nie tylko link, poza tym rabusie plądrowali już grobowce egipskich faraonów. Widocznie leży to w ludzkiej naturze. Fakt przeniesienia trumien może też mieć zupełnie inne wytłumaczenie. Również i dzisiaj na cmentarzach likwiduje się stare groby, o ile nie przedłużono dzierżawy na – zwykle – kolejnych 20 lat. „Wieczne odpoczywanie” jest więc niejako fikcją. W przypadku krypt, w których było znacznie mniej miejsca i które się szybko „zapełniały”, problem ten rysował się jeszcze wyraźniej. Być może planowano ponowne wykorzystanie krypty, a stare pochówki upchnięto po prostu we wspomnianym „lamusie”. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby to była sprawka Bönischa, albo jednego z jego katolickich następców, którzy w luterańskich, a później kalwińskich Piastach upatrywali ponadto heretyków. Jak było naprawdę, chyba już się nie dowiemy. Dziś już nie sposób odpowiedzieć na pytanie, czy podjęty wówczas zamiar ukrycia przed wrogiem tak cennego łupu całkowicie lub częściowo się nie powiódł, czy też rabusie odwiedzili kryptę dopiero później. Autor niniejszej pracy jest niemal przekonany, że taki fakt miał jednak rzeczywiście miejsce (zdaje się za tym przemawiać rozpowszechniona w Brzegu przed ok. 40 laty (tj. w latach 40-tych XIX w.) pogłoska, że w krypcie piastowskiej straszy; ponoć często słychać było głuche, upiorne stukanie, dobiegające z krypty koło północy; niestety również roztropni mieszkańcy miasta nie podjęli wówczas próby wyjaśnienia sprawy). Powyżej była również mowa o otwartej, pustej trumnie, wokół której leżały rozproszone fragmenty trumien drewnianych oraz kości. Autor niniejszej pracy zauważył też, że jeden ze szwów lutowniczych sarkofagu, znajdującego się zaraz na lewo przy wejściu, nosił wyraźne ślady użycia łomu, przy czym zamiar odbicia wieka najwyraźniej się nie powiódł. Fakty te wyraźnie wskazują na działalność rabusiów, którzy zostali być może spłoszeni lub sami zrezygnowali, gdy zdoławszy otworzyć jeden sarkofag, nie znaleźli tam tego, czego szukali. Oto są zagadki, które napotykamy w ciemnej komorze grobowej, wypełnionej prochami książęcego rodu.

Na zakończenie niech wolno będzie wyrazić ubolewanie, że do tej pory nie podjęto i że nie mogą być podjęte żadne kroki, by w formie dokładnych zdjęć przekazać współczesnym i potomności świadectwo o wysoce artystycznych dekoracjach, oryginalnych zdobieniach sarkofagów, wspaniałych cyzelowaniach i malowidłach, a tym samym udostępnić nowe źródła badań takim gałęziom nauki, jak historia Śląska, heraldyka, a zwłaszcza historia sztuki. Autorowi niniejszej pracy daleki jest postulat otwarcia sarkofagów Piastów, choć zaglądnięcie do ich wnętrza byłoby z pewnością interesujące (jak widać, ten rodzaj „ciekawości” nieobcy był również autorowi), dlaczego jednak nie przenieść ich choćby na krótki czas na górę, do kaplicy, by je tam gruntownie oczyścić, a następnie uwiecznić ich formy i detale za pomocą zdjęć fotograficznych i rycin i w ten sposób przekazać miłośnikom sztuki i następnym pokoleniom. Takie postępowanie byłoby tym bardziej usprawiedliwione, że można by w nim ponadto dostrzec akt pietyzmu, polegający na uporządkowaniu i oczyszczeniu tego szacownego, lecz jakże zaniedbanego wnętrza. Być może niniejsza praca przyczyni się do urzeczywistnienia tego życzenia, wyrażanego już w Brzegu z wielu stron.

Na zrealizowanie tego życzenia przyszło jeszcze poczekać przeszło 20 lat. Mówi o tym poniższy ustęp z brzeskiego przewodnika: Brieg, ein Führer für Einheimische und Fremde (Brzeg, przewodnik dla miejscowych i przyjezdnych), Brieg, 1910.

Łaskawszy los nastał dla tego szacownego domu bożego dopiero w najnowszych czasach. W latach 1908/ 09 dokonano gruntownego remontu, nie podejmując jednak rekonstrukcji, lecz jedynie starannie odnawiając to, co się zachowało. Każdy odnaleziony fragment – czy to pojedynczego dzieła sztuki, czy samej budowli - dokładnie wyczyszczony i odnowiony, trafił na odpowiednie miejsce. Dopiero co odnalezione i wmurowane w ścianę reliefy z wyobrażeniami 4 ewangelistów zostały zidentyfikowane jako dzieło wrocławskiego rzeźbiarza Michela Kromera. Ongiś zdobiły balustradę słynnej kazalnicy, wzniesionej przez Jerzego II. A gdzie je odnaleziono? W kaplicy, gdzie odwrócone na drugą stronę pełniły rolę płyt w posadzce. Uporządkowano także chaos krypty książęcej. Z odnalezionych tam 14 dużych i 8 małych (dziecięcych) sarkofagów, 13 dużych i jeden mały wykonane są z cyny i posiadają częściowo bogate, plastyczne i barwne zdobienia. Pozostałe sarkofagi wykonane są z miedzi w postaci prostych skrzyń. Najbardziej wartościowe artystycznie sarkofagi, pieczołowicie odrestaurowane, zostały wystawione w nawie kościoła, za stylową kratą.
Koszty odnowienia (kościoła) - zgodnie z kosztorysem 35 tys. marek – zostały częściowo pokryte ze środków państwowych (20 tys. marek), częściowo dzięki szczodremu wsparciu księcia-biskupa dra Koppa (ówczesnego biskupa wrocławskiego) (10 tys. marek) oraz prowincji śląskiej (5 tys. marek). realizacja tego znamiennego przedsięwzięcia nie mogła zostać powierzona osobie bardziej do tego powołanej niż królewskiemu radcy budowlanemu Weissteinowi, który dokonał jej z wielkim umiłowaniem sprawy. Właścicielem (kościoła) jest katolicka gmina kościelna, która jest również odpowiedzialna za jego utrzymanie, zaś prawa patronackie sprawuje fiskus.
3 UP 0 DOWN
 
Brzeski
Brzeski


Dołączył: 05 Wrz 2005

UP 110 / UP 54


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2012-10-25, 20:10   

A.Mason napisał/a:
Czytajac Twoje posty przypomnialo mi sie, ze kiedys jezdzilem rowerem po wioskach w okolicy do 20-30 km od Nysy. Robilem wtedy szkice kosciolow, ktore mnie fascynowaly. Od ok. tygodnia zastanawiam sie nad fotograficzna realizacja podobnego projektu w okolicy Brzegu.

Z ciekawosci - czy szperajac w historiach nie natknales sie moze na jakiegos fotografa lub malarza/rysownika, ktory realizowal cos takiego w brzeskich "wlosciach"?


Ale z jakiego okresu historii te fotografię Cię interesują?
Ja mam sfotografowany chyba komplet kościołów, ale to foty z początku wieku :( niestety.
0 UP 0 DOWN
 
A.Mason 



Wiek: 109
Dołączył: 04 Lip 2007

UP 138 / UP 71


Skąd: skądinąd

Wysłany: 2012-10-25, 21:28   

Brzeski napisał/a:
Ale z jakiego okresu historii te fotografię Cię interesują?

Z każdego okresu. Po doświadczeniach z dworkiem na Chrobrego jestem ciekawy każdej epoki.
0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2012-11-16, 22:18   kościół św. Trójcy

Kontynuując cykl o brzeskich kościołach, zapoznamy się teraz ze zmiennymi losami cmentarnego kościoła św. Trójcy, wielokrotnie wznoszonego, rozbieranego i przenoszonego. Poznamy również dzieje cmentarza ewangelickiego (ktoś z forumowiczów już kiedyś o to pytał), który był swego czasu głównym brzeskim cmentarzem. Kościół, przetrwawszy II wojnę światową, nie oparł się nowym porządkom i został rozebrany w ramach likwidacji cmentarza i przygotowywania terenu pod budowę szpitala miejskiego, czyli dzisiejszego Brzeskiego Centrum Medycznego. Na początek sięgamy po wielokrotnie tu już cytowane dzieło: „Geschichtliche Ortsnachrichten von Brieg und seiner Umgebung” (Historyczne wiadomości lokalne o Brzegu i okolicach), Karl Friedrich Schönwälder, Brieg, 1845.

Ewangelicki kościół cmentarny albo św. Trójcy

Ostatni komtur (joannitów) kościoła farnego (św. Mikołaja), Wolfgang Heinrich, który przeszedł na konfesję ewangelicką, posiadał ogród, leżący między bramą Wiejskobrzeską/ Starobrzeską (albo Nysańską – u wylotu ul. Długiej). W roku 1542, w związku z zarazą, Heinrich odstąpił ów ogród gminie, z przeznaczeniem na cmentarz. A oto wpis z księgi miejskiej, dotyczący tegoż roku: „W niedzielę po Bartłomieju, szarańczy chmary wielkie z Polski nadciągnęły i niczym rój pszczeli gęste, nad miastem przeszły. W środę po Trinitatis (pierwsza niedziela po Zielonych Świątkach) mór tu i ówdzie nastał i aż do środy, św. Łucji (13. grudnia), przez 27 tygodni trwał, przez co ponoć do 2 tys. ludzi zmarło. Takoż rada szacowna i gmina uchwaliły, że od każdego mieszkańca, który na cmentarzu farnego kościoła (czyli na terenie dziesiejszego placu z pomnikiem JPII) pochowanym być pragnie, kościołowi 8 groszy białych śląskich, zaś za podzwonne dzwonem wielkim – 4 grosze płacone być mają.” Wcześniej na terenie miasta grzebano jedynie (na cmentarzach) przy kościele farnym i zamkowym. Teraz pochówki przy kościele farnym były utrudnione i stopniowo podwyższano opłaty. Zamożni mieszczanie mimo wszystko preferowali cmentarz (przykościelny) w mieście i płacili za grób od 20 do 40 talarów, aż do roku 1775, kiedy to Fryderyk II całkowicie zakazał pochówków w mieście i w kościołach. Kościół św. Mikołaja stracił wtedy znaczące źródło dochodów.

Nowy cmentarz za miastem został w roku 1561 otoczony murem, a jak podaje Diarius Bregensis (diariusz brzeski), już w roku 1542 postawiono tam kościół (przypuszczalnie drewniany). Jednak dopiero w roku 1571, proboszcz Marcin Zenkfrei położył kamień węgielny pod budowę kościoła masywnego, który Salomon Frenzel poświęcił 22. listopada 1574 r. , wygłaszając homilię ku czci św. Trójcy. (Jak podaje Erhardt) koszty zostały opłacone z ogólnych podatków mieszczaństwa oraz z daru Jerzego II. Wieżę pokryto ołowiem. W roku 1618 cmentarz został powiększony o trzy sąsiednie ogrody, a w roku 1622 – o następne dwa. Zgodnie z rachunkiem z roku 1623, utrzymanie i naprawy kościoła oraz (dokupione) ogrody kosztowały kamlarnię (miejski zarząd finansowy) 4.533 ½ talara – według starych, albo 500 talarów cesarskich – według nowych pieniędzy.
Gdy podczas wojny 30-letniej miasto zostało zajęte przez wojska szwedzko-saskie, kościół cmentarny wraz z przyległymi zabudowaniami, podobnie jak cała zabudowa przedmieść, musiał - z rozkazu pułkownika von Kötteritza - zostać rozebrany (29. kwietnia 1633 r.). Ołów z (pokrycia) wieży – 141 cetnarów i 2 kamienie (chodzi o dawne jednostki wagi) - przechowano, zaś podczas oblężenia w roku 1642 – przetopiono na kule. Szwedzi wykorzystali wtedy (do prac oblężniczych) niezburzoną, dolną partię murów kościoła (mury można było np. wypełnić ziemią, uzyskując w ten sposób szaniec lub baterię), zaś wykopana przez nich 2. i 3. czerwca transzeja w kierunku bastionu Wiejskobrzeskiego/ Starobrzeskiego (w okolicach dzisiejszej ulicy Herberta) biegła środkiem kościoła. Gdy o świcie zauważono to w mieście (tj. z szańców), mur został całkowicie zburzony ogniem z 2 kartaun z bastionu Rajcowskiego (na terenie dzisiejszego więzienia), co nastręczyło pewnych trudności, gdyż kule jedynie dziurawiły ceglany mur. Ten zapis należy podać w wątpliwość: cmentarz zdecydowanie nie leżał w polu ostrzału bastionu Rajcowskiego, tylko Wiejskobrzeskiego)
Podczas rozbudowy fortyfikacji po pokoju westfalskim, cmentarz w (dawnym) ogrodzie komtura znalazł się w obrębie przeciwskarpy. Z tego powodu dokupiono nieco dalej kolejne 3 ogrody, zaś kości, wykopane na starym cmentarzu, przeniesiono na nowy. Na nowym cmentarzu, 6 stóp od stoku bojowego, postawiono drewniany kościół (jak podaje urbarz z roku 1750 – po raz czwarty), zaś 3. października 1652 r. na wieży umieszczono gałkę, a w niej spisany na pergaminie dokument o następującej treści: „1652, 3. października, gałkę na św. Trójcy kościoła wieżyczkę położono, gdy najjaśniejsi trzej bracia - książęta Jerzy, Ludwik i Chrystian panowali, Radzie burmistrz Marcin Schmidt przewodził, Jan Hussang i Kacper Herrmann rajcami byli, zaś Walenty Gierth – miejskim pisarzem. W ministerium (tu korpus duchowieństwa ewangelickiego) Jan Letsch był proboszczem, Jan Schwope i Bartłomiej Schleicher – diakonami, Daniel Krines i Baltazar Gierth – kościoła na cmentarzu nowym, św. Trójcy, rządcami.” Do gałki włożono także drobne książęce monety – srebrny grosz, krajcara i grosik. W następnym roku, 1653, całkowicie ukończono budowę kościoła, a także postawiono domek grabarza i małą kostnicę. Na cmentarz można się było dostać przez furtę Opolską (chodzi o dawną bramę Opolską, używaną jako furtę - jedynie dla ruchu pieszego). Do tych czasów kościół był używany jako kościół cmentarny i odprawiano w nim nabożeństwa pogrzebowe, zaś kazania były wygłaszane po niemiecku, gdyż przed wojną 30-letnią w Brzegu było równie mało ludności polskiej, co dziś (tj. w r. 1845). W związku z wyborem kaznodziei w roku 1604, rajcy wyraźnie stwierdzili, że od 16 lat nie wygłaszano tu już polskich kazań i że nikt się też takich nie domaga. Gdy jednak po wojnie, opuszczone wsie i przedmieścia, wobec braku niemieckich kolonistów, zasiedlono ludnością z Polski i górnego Śląska, 4. sierpnia 1669 r. magistrat ustanowił w kościele farnym diakona ekstraordynaryjnego, do którego obowiązków należało wygłaszanie kazań po polsku w kościele cmentarnym, co niedzielę o pierwszej w południe, zaś co ćwierć roku również komunii w języku polskim. Poza tym w miesiącach zimowych, co niedzielę o piątej rano, przy zamkniętych drzwiach (chodziło raczej o zamknięte jeszcze o tej porze bramy miejskie), miało być wygłaszane kazanie po niemiecku dla mieszkańców przedmieść oraz należących do parafii wsi – Pawłowa, Brzeskiej Wsi i Żłobizny. Odtąd kościół zwano zwykle polskim, mimo że nie posiadał on praw parochialnych, kaznodziei nie przysługiwał, z wyjątkiem nagłych przypadków, actus ministeriales (udzielanie sakramentów chrztu, małżeństwa, komunii wielkanocnej, namaszczenia chorych i egzekwiów). Kościół pozostawał stale miejskim kościołem cmentarnym, w którym diakon extraordinarius był obowiązany odprawiać polskie nabożeństwa. Koło kościoła zbudowano także mieszkania dla diakona, organisty i nauczyciela.
W czasach książęcych i cesarskich urząd polskiego kaznodziei sprawowali: Jakub Rettig z Piskorzowa, 1669 – 76; Jan Fryderyk Buarovius z Polski, od roku 1677, w roku 1690 opuścił swój urząd i zbiegł do Krosna. Na skutek praktykowanej wówczas przez rząd cesarski reguły likwidacji urzędów kaznodziejów ewangelickich przez „wymieranie” (tj. nieobsadzanie urzędów, opróżnionych przez śmierć ich posiadaczy), urząd kaznodziei kościoła św. Trójcy pozostawał nieobsadzony aż do konwencji altransztadzkiej, w której został słownie wymieniony. Kościół nie został także odebrany (ewangelikom), gdyż jako kościół cmentarny należał do kościoła farnego, zaś ostatni i jedyny pastor ewangelicki – M. Beer - szczęśliwie dożył konwencji. Dlatego też homilie pogrzebowe wygłaszano stale w kościele cmentranym. W roku 1708 polskim kaznodzieją został mianowany Jerzy Klose z Krzywizny pod Byczyną, który swój urząd sprawował do roku 1743.
Podczas koniecznych prac remontowych i budowy nowej wieży, w dniu 15. czerwca 1710 r. do gałki na wieży włożono dokument o następującej treści: „Konwencji mocą, przed rokiem przez Jego Cesarską Wysokość, Józefa I - Pana naszego, cesarza najłaskawszego i Dziedzica :wink: , z Jego Wysokością, królem szwedzkim, Karolem XII, zawartej, jako i w innych miejscach księstw trzech – Brzegu, Legnicy i Wołowa, takoż zatem i w Brzegu, nie tylko w farnym kościele diakonaty latami wakujące, ponownie dwa urzędy diakonackie subiektami (tu – kandydatami) odpowiednimi obsadzone zostały, a że i przed laty dwudziestu i rokiem, H. Biarovius, były tegoż kościoła pastor polski, podle (urząd) opuściwszy, na wygnaniu zmarł, wedle najłaskawszej specjalnej koncesji, przed rokiem zaledwie (urząd ten) ponownie diakonem ekstraordynaryjnym i kapelanem polskim obsadzony i polskie nabożeństwa wznowionymi zostały, acz homilie pogrzebowe (nieprzerwanie) sprawowanymi były, takoż gdy po latach wielu, kiedy kaznodziejów polskich nie stało, (budowlę kościoła) używalności przywracając, podczas Rady szacownej wizytacji postanowiono, nie tylko na cmentarzu część stojącą, halą zwaną, progami nowymi opatrzyć, zaś empory kolumnami nowymi wzmocnić, ale i wieżyczkę chybotliwą, by nieszczęściu zapobiec, rozebrać i na nowo pobudować. Dlatego i kosztów znacznych powodem, rajców kilku uproszono, by wszystko obejrzeć i okiem zmierzyć zechcieli, zaś po wizytacji dokonaniu, Rada rzeczona nie tylko rezolucję ku budowy podjęciu przez rządców teraźniejszych podjęła, ale że i kościółek dla pogrzebów dużo jest używanym, takoż i wieża naprawy wymagająca, odnowioną zostanie.
Po budowy zakończeniu w cesarskim i królewskim rządzie byli:
Baron von Hoffmann, starosta krajowy
Baron von Rothenburg, radca rządowy
H. von Grutschreiber, radca rządowy
Na ratuszu:
Bartłomiej Hennig, burmistrz
Franciszek Mieschke, rajca
Dr Ferdynand Liedliger, rajca
Bernard Schönfelder, rajca
Weisenbeck, rajca
Bartłomiej Demuth, rajca
W ewangelickim ministerium:
Marcin Beer, pastor i superintendent
M. Puschmann, diakon
Lachmann, diakon
Jerzy Klose, diakon ekstraordynaryjny i polski kapelan
Rządcy kościoła:
Łukasz Gerhard
Kacper Rother
Gdy wobec zagrożenia pruskim oblężeniem w roku 1741 komendant (twierdzy), hrabia Piccolomini, wydał rozkaz zburzenia wszystkich przedmieść, 5. stycznia przyszła kolej na mieszkanie duchownego, 6. zdjęto poszycie dachu, zaś 9. podpalono kościół. Nowe organy, zbudowane dopiero w roku 1739 przez organmistrza Englera z Wrocławia, zostały fachowo rozebrane, wyjęto także stolarkę i ślusarkę. Jedynie te prace – wyjęcie okien i zamków – zostały wykonane przez obywateli, żaden z nich nie chciał jednak przyłożyć ręki do rozbiórki całkiem nowego kościoła (..), zrobili to chłopi i wyrobnicy. Gdy miasto zostało zdobyte i - wraz z całym Śląskiem – przypadło Prusom, przystąpiono do rozbudowy twierdzy, a cmentarz znalazł się (ponownie) w obrębie fortyfikacji. Dlatego należało się znów wystarać o nowe miejsce. 5. kwietnia 1743 r. odkupiono od Marii Teresy von Brink za 1800 guldenów, pochodzących z majątku kościelnego, ogród sołtysostwa Brzeskiej Wsi, także (wcześniej) rozebranego (chodziło o zabudowania), zaś w miejscu podwórza miał stanąć kościół i plebania. Uroczyste położenie kamienia węgielnego pod nowy kościół w narożniku cmentarza, przy drodze pawłowskiej w stronę Brzeskiej Wsi (w dzisiejszym ogrodzie), miało miejsce 2. sierpnia 1748 r., obecni byli m.in. dyrygujący minister (tj.premier rządu śląskiego) hrabia von Münchow oraz komendant, generał major von Hautcharmoi. Radca konsystorialny Lessel wygłosił z rusztowania mowę, zaś reprezentanci magistratu, ławników i starszyzny położyli po cegle i zaprawę. Jednak już 3 dni później, zupełnie niespodziewanie nadeszło królewskie rozporządzenie, zakazujące budowy z powodu zbytniej bliskości twierdzy. Ukończoną już plebanię musiano zatem rozebrać, a zgromadzone materiały budowlane – sprzedać. Wprawdzie utyskujący mieszczanie okrzyknęli króla wrogiem kościoła, jednak podczas wojny 7-letniej sami się przekonali, że król zamierzał jedynie zaoszczędzić gminie jeszcze większych szkód.
W roku 1750 w urbariuszu miejskim odnotowano następujące informacje na temat kościoła: prawa patronackie od samego początku posiadał magistrat, który powoływał też polskich kapelanów, bądących równocześnie diakonami ekstraordynaryjnymi kościoła św. Mikołaja. Ponieważ nie było kościoła (zburzonego w 1741 r.), nie odprawiano porannych homilii niemieckich dla mieszkańców okolicznych wsi, zaś homilie polskie były wygłaszane co niedzielę i święto o 12-tej w południe w kościele farnym (tj. św. Mikołaja). Polskim kapelanem i pestylencjariuszem (tj. kapelanem na wypadek zarazy) był Jan Henryk Großmann, który otrzymywał uposażenie w wysokości 126 talarów cesarskich i 4 groszy, łącznie z 12 talarami cesarskimi dodatku mieszkaniowego, jako odszkodowanie za mieszkanie i ogród, jakie posiadał wcześniej przy kościele, nadto 15 korcy wrocławskich deputatu zbożowego oraz część z kwoty 11 talarów cesarskich, 17 groszy i 7 1/6 feniga, którą kamlarnia miejska (tj. kasa/ zarząd finansowy miasta) wypłacała 4 duchownym ewangelickim w Boże Narodzenie zamiast 4 garnców wina i makowca. Polski organista, Jan Christell, otrzymywał uposażenie w wysokości 26 talarów cesarskich, 12 groszy i 9 3/6 feniga oraz 10 korców wrocławskich zboża w naturze. Grabarz – 13 talarów cesarskich, 4 grosze i 9 3/6 feniga. Dzwonnik miejskiego kościoła farnego otrzymywał z kasy kościelnej 16 groszy na Nowy Rok, dwaj „dziadowscy” wójtowie (wyjaśnienie na początku tego wątku – chodziło o „ochroniarzy”, którzy odpędzali co nachalniejszych żebraków i dziadów kościelnych) - rocznie talara cesarskiego i 8 groszy, trzy baby modlitewne – 19 groszy i 2/6 feniga. Kościół nie posiadał nieruchomości ani żadnego wniesionego majątku, zaś jego kapitał pochodził z nadań testamentowych oraz przychodów kościelnych. W momencie, gdy wytyczono nowy cmentarz i zakupiono materiały budowlane, majątek ten wynosił jeszcze 18.800 talarów cesarskich, 14 groszy i 1 2/6 feniga i był pożyczony na procent. Majątkiem zarządzało dwóch rządców (Zygmunt Konrad – senator, oraz Jan Chrystian Steinbrunn – obywatel miejski i kupiec), którzy za swoje starania otrzymywali rocznie z majątku kościelnego po 14 talarów cesarskich, 9 groszy i 7 1/6 feniga, a podczas budowy kościoła, z tytułu związanych z tym dalszych starań – po 12 talarów cearskich rocznego dodatku. Poza tym: za sporządzenie rachunków – 2 talary cesarskie, 19 groszy i 2 2/6 feniga, na materiały piśmiennicze – 1 talar cesarski, 19 groszy i 2 2/6 feniga, a z tytułu przyjęcia rozliczenia - 1 talar cesarski, 9 groszy i 7 1/6 feniga. Roczne wydatki na rządców wynosiły zatem 62 talary cesarskie. Poza tym obie kasy kościelne (kościoła farnego i św. Trójcy) dopłacały kamlarni (żeby kasa kościelna coś dopłacała, to musi tylko u protestantów :D ) rocznie 296 talarów cesarskich na uposażenie duchownych i sług szkolnych.

O budowie nowego kościoła można było pomyśleć dopiero po zawarciu pokoju w Hubertusburgu (pokój ten kończył wojnę 7-letnią). Kościół powstał przy ulicy Nowe Domy (Ofiar Katynia), naprzeciw bielarni wosku. Narys (tj. projekt) kościoła, jak i plebanii i szkoły, wykonał w czerwcu 1765 r. porucznik inżynierów Gerhardt, za co wypłacono mu z kasy kościelnej 20 talarów cesarskich. W celu rozpoczęcia budowy, rządcy podjęli z depozytu Urzędu Zwierzchniego (Oberamt - najwyższy urząd na Śląsku) 2000 talarów cesarskich. 30. września 1765 r. położono kamień węgielny pod budowę kościoła, przy czym mowy wygłosili: superintendent Strodt – z 1. Księgi Mojżeszowej 1-20, syndyk miejski Stöckel i polski kapelan Großmann. W kamieniu węgielnym wmurowano także puszkę, zawierającą odpowiedni dokument oraz będące wówczas w obiegu monety (ciekawe, czy puszkę odnaleziono podczas prac rozbiórkowych po wojnie). 19. sierpnia 1766 r., należący do parafii wiejscy cieśle ukończyli budowę drewnianego szkieletu kościoła. W celu zaoszczędzenia kosztów, zamiast wynagrodzenia otrzymali kilka ósmaków piwa (chodziło o dawną miarę objętości, ósmak – ósma część beczki; jeszcze i dziś wynagrodzenie może z powodzeniem zastąpić miara objętości, choć nieco mniejsza – pół litra :D ) 20. lipca 1767 r. cieśla miejski Pfeiffer zamocował na wieży gałkę i chorągiewkę, wygłosił z drabiny krótką mową, wypił zwyczajowe „zdrowie”, po czym zgromadzenie odśpiewało (ewangelicki chorał) „Dziękujmy wszyscy Bogu”, ze stowarzyszeniem trąb i kotłów. 13. lipca tego samego roku położono kamień węgielny pod plebanię. W roku 1768 organmistrz Engler ponownie zmontował uratowane ze starego kościoła organy, zaś 23. sierpnia 1769 r., 28 lat po spustoszeniu starego kościoła, konsekrowano nowy, a inauguracyjną homilię nt. psalmu 132, 1 – 9, wygłosił radca konsystorialny Strodt. Pierwszą holilię pogrzebową odprawiono 8. stycznia 1770 r. Koszty budowy kościoła wyniosły 4078 talarów cesarskich, 11 groszy i 7 1/3 feniga, bez organów, które musiały tylko zostać zmontowane, razem z plebanią i szkołą – 7012 talarów cesarskich, według diariusza brzeskiego – 7155 talarów cesarskich i 18 groszy. Cmentarz ogrodzono w latach 1782 – 84. Odcinek z główną bramą, aż do ogrodu Freimanna, o długości 600 łokci, powierzono w roku 1782 cieśli Pfeifferowi – za 319 talarów cesarskich i 16 groszy wynagrodzenia akordowego; dostarczono też słupów, desek i gwoździ. Następny odcinek, aż do domu organisty, o długości 584 łokci, powierzono w roku 1784 – jako najmniej żądającemu - mistrzowi ciesielskiemu Lehmannowi – za 240 talarów cesarskich.
Jedyną na cmentarzu murowaną kryptę zbudowano w roku 1791 dla rządcy kościelnego Hinsteina, za parcelę zapłacono 5 talarów cesarskich. Hinstein przywędrował do Brzegu z Halle jako ubogi czeladnik balwierski, ożenił się z wdową po właścicielu gospody „Pod czarnym niedźwiedziem” (pragmatyk :wink: ), którą dalej prowadził (oczywiście gospodę :wink: ) i wielce się wzbogacił na handlu drewnem (zwłaszcza na sprzedaży piastowickich dębów). Drewniany płot i jedyna murowana krypta pozostały do dziś (tj. do 1845 r.) niezmienione. Natomiast przecinająca cmentarz lipowa aleja oraz pojedyncze grupy drzew (widocznie zasadzone później) stanowią jego wielką ozdobę. Kościół powstał jako kościół cmentarny i miał poza tym służyć do odprawiania polskich nabożeństw oraz - w zimie (widocznie zimą bramy miejskie otwierano dopiero „za jasnego”) - niemieckich nabożeństw porannych dla mieszkańców przedmieść. Już w roku 1769 radca konsystorialny Strodt nadmienił w swej inauguracyjnej homilii, że potrzeba odprawiania polskich nabożeństw nie była już tak paląca, jak 100 lat wcześniej (w roku 1669 w pierwszej kolejności odprawiano polskie nabożeństwa), gdyż w mieście mieszkali jedynie nielicznie Polacy, niewładający niemieckim.
Co do stosunków łączących kościół św. Trójcy z miejskim kościołem farnym – czy był to kościół filialny, czy też odrębny, czy posiadał własny majątek kościelny, bądź jakie przychody mu przysługiwały, wynikły od tego czasu najrozmaitsze omyłki. Jeszcze w roku 1770 magistrat zawarł z ministerium kościoła farnego następujące porozumienie:
1. Pozostawia się wolnemu wyborowi każdego parafianina, w którym kościele – św. Mikołaja, czy św. Trójcy – życzy sobie odprawienie uroczystości pogrzebowych.
2. Przy pogrzebach odbywających się między Wielkanocą a św. Michałem, kondukt ministerium i szkoły należy opłacić pojedynczo, zaś od Michała do Wielkanocy, gdy uroczystości odbywają się w kościele św. Trójcy – podwójnie.
3. Gdy egzekwie odprawiane są w kościele św. Mikołaja, kościół św. Trójcy otrzymuje zwyczajową puszkę (chodziło o zawartość skarbonki na datki).
4. Podczas wszystkich pogrzebów, niezależnie od kościoła, w którym są odprawiane, na organach gra organista kościoła św. Mikołaja.
Powyższe porozumienie z 9. marca 1770 r. zostało 10. lipca potwierdzone przez nadkonsystorz we Wrocławiu, z pominięciem § 2, w następujący sposób: „1. że jedynie w parafianina woli stoi, takoż przy pogrzebach na kościoła św. Trójcy cmentarzu, egzekwie w św. Mikołaja kościele sprawować, by duchowieństwu i szkole konduktu przykrości, zwłaszcza przy pogodzie szpetnej, oszczędzić. Jednakowoż wtedy w św. Mikołaja kościele puszka ma być wystawiona, a datki w niej złożone – kościołowi św. Trójcy przypaść. Gdy jednak 2. uroczystości w św. Trójcy kościele sprawowanymi będą, a kondukt tamże się uda, li tylko przy nałożeniu taxa stolae (opłat kościelnych) pozostaje, duchowieństwu zaś i szkole więcej żądać nie przystoi, jednakowoż w parafianina każdego woli wolnej leży, i więcej zapłacić niż taxa stolae. 3. W tychże razach, gdy przy pogrzebach w św. Trójcy kościele na organach grać się będzie, starym zwyczajem organista od św. Mikołaja o to ma mieć staranie i jemuż emolument (wynagrodzenie) przysługuje.”
Oprócz polskich nabożeństw, polski kapelan sprawował także od św. Michała do Wielkanocy poranne homilie w języku niemieckim - dla mieszkańców (pobliskich) wsi, a zwłaszcza przedmieść - ulicy Rybackiej i Nowych Domów (Ofiar Katynia). Dzięki pośrednictwu ówczesnego radcy wojennego i podatkowego, Schrödera, niemiecka homilia była odprawiana także w miesiące letnie, po godzinie 10. Ministerium kościoła św. Mikołaja starało się temu wprawdzie zapobiec i podejmowało starania, by przynajmniej zawartość tacy przypadła kościołowi św. Mikołaja (widocznie taca to najważniejszy sprzęt liturgiczny, także u protestantów :D ), jednak 24. grudnia 1771 r. konsystorz postanowił, że pieniądze z tacy mają zostać u diakona ektraordynaryjnego, jako że dzięki niemieckiej homilli jego urząd poszerzonym został, a i kościół św. Mikołaja szkody nie dozna, gdy kaznodzieje pouczające i treściwe kazania składać będą. W roku 1772 nabożeństwo niemieckie zostało przesunięte na godzinę trzecią po południu, gdyż przed południem diakon ekstraordynaryjny był zajęty przy komunii dla garnizonu, zaś organista - przy nabożeństwie w domu pracy (czyli więzieniu – cuchthauzie). W minionym stuleciu (tj. XVIII) urząd diakona ekstraordynaryjnego i polskiego kaznodziei kolejno sprawowali: Jan Henryk Großmann z Brzegu, 1743 – 78; Jerzy Samuel Gürnth z Brzegu, 1778 – 92, syn kucharza miejskiego (kucharzem miejskim był zwykle właściciel gospody, w której wydawano obiady na koszt miasta, np. żakom), wprowadzony na urząd 3. lutego 1779 przez nadradcę konsystorialnego Strodta. Gürnth pobierał nauki elementarne u polskiego organisty, później dalsze nauki w tutejszym gimnazjum i na uniwersytecie w Królewcu. Do Brzegu został powołany z Prudnika, gdzie był rektorem szkoły miejskiej. Wkrótce popadł w konflikt z patronem (tj. magistratem) i kolegium (tj. innymi duchownymi) kościoła św. Mikołaja, gdyż zamierzał w swoim kościele wprowadzić niemiecką komunię oraz śluby dla osób objętych egzempcją etc. W roku 1792 otrzymał powołanie na urząd pastora w Kluczborku. Jego pożegnalna mowa (kazanie?) z 15. kwietnia zawierała obraźliwe uwagi względem magistratu. Po odejściu Gürntha nastał Karol Fryderyk Beniamin Wutschki, 1792 – 1800, zmarły 13. stycznia w wieku 37 lat. Następnie Kosmali, 1800 – 1809, przeniesiony do Piskorzowa, oraz Jokisch, 1809 – 12. Gdy nastał pastor Nagel, polskie nabożeństwa ustały z powodu braku polskiej gminy, odprawiane są jeszcze tylko niemieckie nabożeństwa o trzeciej po południu. Także szkoła, do której (w liczbie 80 – 90) uczęszczają dzieci z Brzeskiej Wsi i przedmieścia Nysańskiego, stała się niemiecka, zaś element polski, podobnie jak już przed wojną 30-letnią, całkowicie wtopił się w niemiecki. Urzędowi kapelana oraz szkole przypisane są ogrody w obrębie cmentarza, zaś obecny nauczyciel, pan Schüller, udziela w miesiącach letnich zainteresowanej młodzieży lekcji pomologii (sadownictwa). Coroczny egzamin szkolny odbywa się stale w czwartek po Wielkanocy. W tym dniu wygłaszana jest także homilia o zmartwychwstaniu, ufundowana przez panią Seifert, małżonkę kapitana barki, później zamężną Dürrlich, ku upamiętnieniu jej syna z pierwszego małżeństwa, który na lodach Odry uratował życie swemu ojczymowi, doznawszy przy tym jednak takiego uszczerbku na zdrowiu, że swój szlachetny czyn przypłacił życiem. Pieczę nad majątkiem kościelnym sprawuje dwóch rządców.

W uzupełnieniu powyższych wiadomości sięgnijmy jeszcze po znaną nam już brzeską kronikę o nieco przydługim tytule: "Briegische Chronik oder gedrängte Ortsbeschreibung und Geschichte der Stadt Brieg von deren Entstehung an bis auf unsere Tage. Ein Beitrag zur Schlesiens Staats-, Religions- und Cultur-Geschichte zur Belehrung und Unterhaltung für Einheimische und Fremde" (Kronika brzeska lub zwarty opis miasta i historii Brzegu od jego założenia aż po nasze dni. Przyczynek do państwowej, religijnej i kulturalnej historii Śląska dla pouczenia i zabawienia dla miejscowych i obcych), Karl August Schmidt, Theologe und Pädagoge (teolog i pedagog), Brieg 1845.

Ewangelicki kościół cmentarny św. Trójcy

Kościół o konstrukcji szachulcowej znajduje się na przedmieściu Nysańskim. Jest tam też ładny i obszerny cmentarz gminy ewangelickiej kościoła św. Mikołaja. Prawa patronackie również i w tym kościele sprawuje magistrat, zaś pastor kościoła św. Trójcy jest jednocześnie diakonem ekstraordynaryjnym kościoła św. Mikołaja. Ongiś pastor ten odprawiał także polskie nabożeństwa, teraz jednak odprawiane są tylko niemieckie nabożeństwa popołudniowe w niedziele i święta, a przedpołudniami – nabożeństwa dla garnizonu.

Funkcję brzeskiego kościoła cmentarnego pełnił już kościół Mariacki przed bramą Wrocławską, rozebrany 7. marca 1534 w związku z sypaniem wałów koło zamku. Później planowano założenie cmentarza w innym miejscu. Ostatni komtur (joannitów) kościoła św. Mikołaja, Wolfgang Heinrich, który się ożenił i został protestantem, odstąpił w roku 1542 ogród komturowski, położony przed bramą Opolską, z przeznaczeniem na cmentarz. W roku 1561 cmentarz okolono murem, zaś w latach 1571 – 74 wybudowano (pierwszy) kościół św. Trójcy, który został następnie w roku 1633 lub 1634 rozebrany przez Szwedów w obawie przed oblężeniem i odbudowany w roku 1651. W roku 1669 magistrat powołał w kościele farnym diakona ekstraordynaryjnego, do którego obowiązków należało coniedzielne wygłaszanie kazań po polsku w kościele św. Trójcy i udzielanie komunii raz na ćwierć roku. W latach 1690 – 1709 kościół pozostawał bez kaznodziejów, co spowodowane było prześladowaniami religijnymi (chodziło o akcję rekatolizacyjną po przejściu księstwa pod rządy cesarskie). W roku 1710 odremontowano kościół i wieżę, zaś 6. stycznia 1741 r., wobec nadchodzących Prusaków, kościół został spalony z rozkazu komendanta twierdzy. Budowa nowego kościoła, plebanii i domu organisty na innym miejscu, wykupionym za 1800 guldenów, miała miejsce dopiero w latach 1765 – 69. Również i w tym kościele znajdują się organy, zbudowane przez Englera w roku 1739. Od czasu poniechania polskich homilii, udziela się komunii wyłącznie dla garnizonu. Obecnie kościół pełni wyłącznie funkcję kościoła cmentarnego, należącego do kościoła św. Mikołaja, będąc przyz tym bogatszym od kościoła głównego, jako że posiada (majątek) 18 tys. talarów cesarskich, podczas gdy kościół farny – ledwo połowę.
3 UP 0 DOWN
 
mulder 


Wiek: 47
Dołączył: 21 Gru 2008

UP 2397 / UP 3901



Wysłany: 2012-11-17, 07:47   

Właśnie,wojna trzydziestoletnia. Spowodowała ona wyludnienie Śląska w granicach ok. 1/3 populacji ( zarazy, głód ), przynajmniej takie dane wykazane zostały w ośrodkach miejskich. Spowodowało to, że w dużej mierze wymarła ludność pochodzenia słowiańskiego ( także rody rycerskie datujące swoje korzenie w czasach kształtowania się państwowości polskiej i szczycące się swoimi nadaniami od czasów pierwszych władców Polski ). Po wojnie ruszyła kolonizacja z państw niemieckich, co zmieniło znacznie skład narodowościowy miast i wsi, chociaż tych ostatnich w mniejszym stopniu, ponieważ np. podwrocławskie zachowały swój polski charakter jeszcze w połowie XIX w. podobnie jak podoławskie, a także nasze na prawym brzegu Odry. Dziedzicu, wiesz coś może na temat budynków leżących przy ul. Ofiar Katynia i graniczących z obecnym terenem przyszpitalnym ( pomiędzy nowym marketem a kwiaciarnia w pobliżu kostnicy ). Jak wynika z tekstu kościół ewangelicki przeżył wiele wojen i związanych z nimi perturbacji, ale pokonała go niestety komunistyczna głupota powojennych zarządców. Szkoda.
Termin „dziadowscy” wójtowie , jakże odmienne znaczenie ma w dzisiejszych czasach. :D
Ostatnio zmieniony przez mulder 2012-11-17, 07:49, w całości zmieniany 1 raz  
0 UP 2 DOWN
 
przem 



Wiek: 33
Dołączył: 19 Paź 2007

UP 158 / UP 235


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2012-11-18, 11:25   

Dziedzic_Pruski napisał/a:
cmentarz gminy ewangelickiej kościoła św. Mikołaja

Czy za czasów protestanckich kościołowi temu patronował św. Mikołaj? U protestantów sprawa świętych wygląda inaczej, stąd moje zdziwienie.
0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2012-11-18, 14:49   

prem napisał/a:
Czy za czasów protestanckich kościołowi temu patronował św. Mikołaj?
Protestanci nie uznają kultu świętych, natomiast nazwy kościołów, które wcześniej były katolickie, pozostawały niezmienione.
mulder napisał/a:
Dziedzicu, wiesz coś może na temat budynków leżących przy ul. Ofiar Katynia i graniczących z obecnym terenem przyszpitalnym
O nowych Domach była już mowa w wątku dotyczącym zarazy link. Cytowana tu praca Schönwäldera zawiera także bardzo interesujący opis brzeskich przedmieść. Ten wątek jest już w planach, proszę zatem o trochę cierpliwości.
1 UP 0 DOWN
 
mulder 


Wiek: 47
Dołączył: 21 Gru 2008

UP 2397 / UP 3901



Wysłany: 2012-11-19, 07:13   

Ok. Czekam.
0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2012-12-05, 20:44   Katolicki kościół cmentarny św. Krzyża

Historia kościoła związana jest z Nowymi Domami i dlatego przegląd materiałów rozpoczynamy od opisu tego przedmieścia z pracy „Schlesiens curieuse Denckwürdigkeiten oder vollkommene Chronica von Ober- und Nieder-Schlesien ...” (Niezwykłe Osobliwości Śląska albo zupełna kronika Śląska Górnego i Dolnego ...), Friderico Lucae, Franckfurt am Mayn (Frankfurt nad Menem), MDCLXXXIX (1689).

Przed nią (bramą Opolską) kościółek (chodzi tu o kościół św. Trójcy), zaś przy nim duży i na poły murem okolony cmentarz się znajduje. Anno 1654, gdy wcześniej, w wojny czasie, twierdzy powodem, cmentarny kościół zburzonym został, miasto w tym samym miejscu i sumptem własnym tenże kościół na nowo postawiło. Wprzódy, prócz pogrzebów, nabożeństw ordynaryjnych w nim nie sprawowano. Anno 1668 rada, polskiego kaznodzieję powoławszy, do tego go introdukowała, by co niedzielę polskie kazanie głoszonym było. Przedmieście, od miejsca tego daleko się rozciągające, Nowymi Domami jest zwane i przez wielu koszykarzy, płócienników, cieślów i tymże podobnych rzemieślników jest zamieszkałe, takoż i piękne sady tam mają. Na dobrą sprawę, podmiejski czy nawet wręcz wiejski charakter dzisiejszej ulicy Ofiar Katynia jest wciąż widoczny, zwłaszcza w początkowym odcinku, gdzie stoi jeszcze kilka typowo wiejskich domów. Na krańcu, dla ubogich przytułek się znajduje, przed którym kaplica mała ongiś stała. Jako że ubodzy zwykle dzwoneczkiem od przechodniów jałmużny proszą, domem z dzwonkami (lub dzwoniącym) jest on zwany i pieczy rządców jest powierzony. Na cmentarzu, tamże się znajdującym, zwykle mieczem ścięci złoczyńcy są chowani, jako że i murowana, wysoka justycja tam stoi (sprawiedliwość, mowa tu o murowanej szubienicy, która mogła wyglądać np. tak). Insza tegoż przedmieścia część, dołem wzdłuż Odry leżąca, to Rybacka jest ulica, rozległa wielce, a tamże domy stoją, rybakom i flisakom należące, zaś ci cech swój własny mają i przywilejami szczególnymi się cieszą. Na tegoż przedmieścia krańcu, miasto duży dom morowy posiada, murem okolony, w izby zasobny i od wszystkich inszych domów oddzielony, nad samą Odrą leżący, a w nim rządcę stale trzyma, który wszelkie doń przynależne wygody w stałej gotowości utrzymywać winien.

Wcześniej na forum zamieszczono już opis tego przedmieścia, pochodzący z pracy „Geschichtliche Ortsnachrichten von Brieg und seiner Umgebung” (Historyczne wiadomości lokalne o Brzegu i okolicach), Karl Friedrich Schönwälder, Brieg, 1845. LINK. Poniższy fragment pochodzi również z tejże pracy.

Kaplica św. Krzyża, obecnie katolicki kościół cmentarny

Kaplica powstała przypuszczalnie równocześnie ze szpitalem, jednak czas jej powstania, a także fundator, pozostaje nieznany. Św. Krzyż wzmiankowany jest już jednak w połowie XV w. Jak już wspomniano w przypadku Brzeskiej Wsi, w tejże okolicy ziemię posiadał klasztor franciszkanów. W owych czasach w zwyczaju było zakładanie szpitali i przytułków wraz z kaplicami na przedmieściach – nie ze względu na zdrowsze powietrze i możliwość ruchu, ale celem uniknięcia zagrożenia chorobami zakaźnymi, a także uniknięcia widoku okaleczonych i upośledzonych w mieście. Takoż najstarsza księga miejska z r. 1369 zawiera na stronie 62 tę oto adnotację: rajcy - za szczególnej łaski okazaniem - Piotrowi Wynyderowi przed bramą Opolską celę dla żony jego obłąkanej (uxori fatuae) zbudować zezwolili, do miasta jednak należącą i tamże przeniesioną celą szpitalną będącą, gdyby zaś miastu celi owej dłużej trzymać nie stało, bez przeszkody żadnej zburzoną i na powrót do szpitala przywróconą ma zostać; on zaś sam, miejsce to w żaden inszy sposób używać, a i na budowy kosztów zwrócenie liczyć - nie może. Kaplica należała do szpitala, zaś wokół niej grzebano zmarłych jego mieszkańców (ówczesne szpitale pełniły również, a może nawet głównie, rolę przytułków dla chorych i ubogich). Kaplica stała jeszcze w roku 1619, za czasów Schickfussa (śląski historyk), ale za czasów Lucaego, w roku 1670, już jej nie było, gdyż przypuszczalnie została zburzona podczas szwedzkiego oblężenia.
Początki dzisiejszego kościoła ad sanctam Crucem (św. Krzyża – chodzi w dalszym ciągu o kościół cmentarny przy ul. Nowe Domy) sięgają zarania XVIII w., przy czym nie był to wtedy jeszcze kościół cmentarny, gdyż bardzo wówczas nieliczna gmina katolicka (w roku 1707, w czasach ugody altransztadzkiej, w Brzegu i 5 miastach okręgowych księstwa nie było nawet 110 zasiedziałych obywateli tej konfesji) miała swój cmentarz przy zamku i kościele św. Jadwigi oraz za miastem – między bramami Wrocławską i Małujowicką (na terenie dziesiejszej SP n 5). W roku 1719 do kościoła dobudowano wieżę, a w 1721 wyłożono płytami sufit. Kościół nie posiadał parafii i nie był też kościołem filialnym kościoła św. Jadwigi, lecz został zbudowany z datków katolickich mieszczan i służył odprawianiu latem coniedzielnego nabożeństwa. Prawa patronackie sprawował – wówczas katolicki – magistrat. Uroczystości święta Podwyższenia Krzyża, tytularnego święta kościoła, obchodzono po raz pierwszy 4. maja 1727 (chodziło tu raczej o święto Znalezienia Krzyża) i odtąd rokrocznie odprawiano uroczyste nabożeństwo. Za czasów burmistrza Weissenpecka, w roku 1730, kościół został wyposażony w mały dzwon. W roku 1735 rajca Jan Jerzy Schneider wyłożył 400 talarów, z których odsetki miały być płacone kapucynom, by ci odprawiali zań cotygodniowe nabożeństwo, latem w tymże, zaś zimą – w kościele klasztornym (kościół i klasztor kapucynów znajdowały się przy ul. Kapucyńskiej, mniej więcej w miejscu dzisiejszego przedszkola). W roku 1736 do Brzegu przybyły z Pragi 4 siostry elżbietanki, by się tu osiedlić. Zamierzano oddać im kościół ad sanctam Crucem i dom z dzwoneczkami na pomieszkanie, do czego jednak nie doszło, gdyż zakonnice podążyły dalej do Wrocławia, zaś razem z nimi również córka burmistrza Weissenpecka, którą ubrano tam w zakonny habit. Krótko przed oblężeniem, w roku 1741 zabrano do miasta okna, dzwon, kazalnicę i pozostałe sprzęty kościelne. W roku 1743, gdy kościół został odnowiony i wybiałkowany, przywrócono znów nabożeństwa, które zawieszono jednak podczas wojny siedmioletniej. Podczas tych niepokojów zniknęła przypuszczalnie także kościelna wieża. Dopiero w roku 1780 kuratus Bönisch odprawił tu znów po raz pierwszy sumę i wygłosił kazanie. Majątek kościelny, pochodzący z zapisów testamentowych, wynosił w roku 1750 2348 talarów cesarskich i był zarządzany przez dwóch rządców, którzy rokrocznie przedkładali magistratowi rozliczenie i z których każdy otrzymywał 8 talarów rocznego wynagrodzenia. Kościół został kościołem cmentarnym gminy katolickiej dopiero w czasach pruskich, gdy w roku 1742 zamknięto cmentarz przy kościele św. Jadwigi, zaś cmentarz na stoku bojowym nieopodal bramy Wrocławskiej został w większej części wciągnięty w obręb twierdzy. Wprawdzie w roku 1745 założono nowy cmentarz przy drodze zielęcickiej, na którym jednak, z uwagi na położenie na podmokłym terenie, grzebani byli prawie wyłącznie ubodzy. Bogatsi chętniej grzebali swych zmarłych na wprawdzie bardziej odległym, ale za to suchym i bezpiecznym cmentarzu koło kościoła św. Krzyża, mimo że w roku 1780, w ramach redukcji dzieł fortyfikacyjnych, zwrócono znów starszy cmentarz na stoku bojowym. W roku 1805 kat Feilhauer kazał przebudować cmentarną kaplicę na kryptę rodzinną, która później została jednak rozebrana. Ze względu na preferowanie przez gminę cmentarza przy kościele św. Krzyża, w roku 1811 kościół przejął w wieczystą dzierżawę sprzedaną uprzednio przez kamlarnię plantację morw, należącą do domu jedwabnego przy końcu ulicy Rybackiej, włączając ją w ogrodzony teren cmentarza. Całkowite przekształcenie w kościół cmentarny gminy (katolickiej) miało miejsce w roku 1813, gdy wspomniane 2 pozostałe cmentarze zostały sprzedane, majątek kościelny połączony z majątkiem nowego kościoła parafialnego (jezuitów) (tym razem chodzi oczywiście o kościół św. Krzyża przy placu Zamkowym), a dla obu kościołów ustanowiono wspólne kolegium. Z etatu (tj. budżetu) wyłączono jedynie fundacje ad pias causas (na zbożne cele). W roku 1813 w skład kolegium wchodzili kuratus Czichy, kapelan Pech i dwóch rządców kościoła kuracjalnego i św. Jadwigi – rajca Stache i woskownik Meißner. Wtedy kościół otrzymał także zakrystię, a magistrat oddał prawa patronackie.

Informacje nt. kościoła, choć nie wnoszące już nic nowego, znajdujemy także w brzeskiej kronice o nieco przydługim tytule: "Briegische Chronik oder gedrängte Ortsbeschreibung und Geschichte der Stadt Brieg von deren Entstehung an bis auf unsere Tage. Ein Beitrag zur Schlesiens Staats-, Religions- und Cultur-Geschichte zur Belehrung und Unterhaltung für Einheimische und Fremde" (Kronika brzeska lub zwarty opis miasta i historii Brzegu od jego założenia aż po nasze dni. Przyczynek do państwowej, religijnej i kulturalnej historii Śląska dla pouczenia i zabawienia dla miejscowych i obcych), Karl August Schmidt, Theologe und Pädagoge (teolog i pedagog), Brieg 1845.

Katolicki kościół cmentarny św. Krzyża

Kościół ten, a także należący do gminy katolickiej cmentarz, znajdują się na zewnętrznym krańcu przedmieścia Nysańskiego. Prawa patronackie sprawuje magistrat. Lucae nie wspomina jeszcze kościoła, nadmieniając jedynie, że na końcu Nowych Domów znajduje się przytułek dla ubogich, zaś przed nim – mała kaplica. Wspomniany kościół musiał zatem zostać zbudowany pod koniec wieku XVII lub na początku XVIII. Ponieważ znajdujący się w tej okolicy dom lub szpital „z dzwoneczkami” był pod wezwaniem św. Krzyża, zatem nadano je także kościołowi. W rachunkach kamlarni mowa jest stale o „nowym kościele”. W roku 1727 w kościele po raz pierwszy, później co roku, uroczyście obchodzono święto Znalezienia Krzyża. Kościół został kościołem cmentarnym gminy katolickiej dopiero w czasach pruskich, gdy zaprzestano pochówków na cmentarzach należących do kościoła zamkowego.
3 UP 0 DOWN
 
mulder 


Wiek: 47
Dołączył: 21 Gru 2008

UP 2397 / UP 3901



Wysłany: 2012-12-06, 05:25   

Tak na marginesie. Co do szubienicy, linkowałem niegdyś książkę : http://www.matras.pl/publ...xix-wieku.html. Artykuł z "GW": http://wroclaw.gazeta.pl/..._na_Dolnym.html i coś z Nysy: http://www.katostwo-nyski...e=mstracen/opis . Swego czasu spotkałem się z opowieściami jakoby szubienica stała w okolicach cmentarza przy ul. Ofiar Katynia na terenie przyległym do olejarni ( ul. Ziemi Tarnowskiej ), ale to chyba pomyłka. Znana brzeska legenda o odważnej dziewce odnosi się raczej do szubienicy wzmiankowanej w Twoim tekście, Dziedzicu ? Czy może została ona przeniesiona w rejon tego cmentarza w późniejszych latach ?
Ostatnio zmieniony przez mulder 2012-12-06, 05:33, w całości zmieniany 2 razy  
0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2012-12-06, 20:31   

Nie sądzę, żeby szubienica została przeniesiona, tym bardziej, że była murowana. Stała gdzieś między Nowymi Domami i ulicą Rybacką, raczej bliżej w stronę Odry i miasta. O szubienicy mówi jeszcze jedna brzeska legenda, którą pozwolę tu sobie przytoczyć w całości.

Jak Brzeżanie przyznali honor szubienicy

Znajdująca się za miastem, na położonym nad Odrą błoniu szubienicznym, szubienica wymagała kiedyś naprawy. Jednak wszyscy szanowani mistrzowie rzemieślniczy wzbraniali się przed tą robotą, jako że szubienicę uważano za rzecz niehonorową. Trudno było na to coś poradzić, ale pewien obywatel wpadł na pomysł, by przyznać szubienicy honor. Miało tego dokonać wysokie duchowieństwo, które jednak odmówiło. Tak więc na posiedzeniu rady miejskiej uchwalono, że musi to uczynić burmistrz. Pewnego popołudnia wszyscy mieszczanie wylegli na błonie szubieniczne, by wziąć udział w uroczystym akcie przyznania szubienicy honoru. Szacowny ojciec miasta przybył tam wraz z rajcami. Przystąpiwszy do szubienicy uderzył w nią trzy razy i zawołał silnym i uroczystym głosem: „przyznaję ci honor na 3 dni!”. Teraz rzemieślnicy mogli wykonać konieczną naprawę już „honorowej” szubienicy. Po 3 dniach lud znów zebrał się wokół szubienicy, która miała być teraz równie uroczyście pozbawiona honoru, by - ku wielkiej radości gawiedzi - kat mógł dalej czynić swą powinność.

Być może i dziś jeszcze burmistrz powinien przyznać honor - np. ulicy Reja. :/
2 UP 0 DOWN
 
Clark 


Wiek: 44
Dołączył: 07 Gru 2012

UP 1 / UP 0



Wysłany: 2012-12-07, 20:28   

Witam przepraszam jeśli piszę nie w tym dziale co trzeba ale jestem z gminy Ozimek i mam w posiadaniu książkę ,modlitewnik z 1802 roku w języku Polskim na drewnianej trzcionce wewnątrz jest napisane " w Brzegu drukowane "
modlitewnik został odrestaurowany,strony odgrzybione i pozszywane oraz oprawione w czarną skórę przez specjalistę .Z moich informacji wynika że nie wiadomo o żadnej Polskiej drukarni w Brzegu w tym okresie .Prosilbym o informacje.
1 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2012-12-07, 22:49   

W Brzegu drukowano polskie kancjonały już w XVI w. Temat brzeskich drukarń był zresztą już poruszany wcześniej link.
Ostatnio zmieniony przez Dziedzic_Pruski 2012-12-07, 22:49, w całości zmieniany 1 raz  
0 UP 0 DOWN
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Zobacz posty nieprzeczytane

Skocz do:  

Tagi tematu: brzeg, koscioly


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template BMan1Blue v 0.6 modified by Nasedo
Strona wygenerowana w 0,19 sekundy. Zapytań do SQL: 33
Nasze Serwisy:









Informator Miejski:

  • Katalog Firm w Brzegu