Forum Brzeg on
Regulamin Kalendarz Szukaj Album Rejestracja Zaloguj

MegaExpert

Poprzedni temat :: Następny temat
Doktor Sergiusz Mossor - co wiemy o jego brzeskich tropach?
Autor Wiadomość
Julian Mazur 



Wiek: 73
Dołączył: 19 Mar 2016

UP 233 / UP 63



Wysłany: 2019-09-18, 09:35   Doktor Sergiusz Mossor - co wiemy o jego brzeskich tropach?

https://opole.wyborcza.pl/opole/1,35086,1601937.html

«"Opolanie, którzy odeszli. Sergiusz Mossor - lekarz
Dorota Wodecka-Lasota
31 lipca 2003 | 00:00

0

Wysoki, dobrze zbudowany, mówił przez nos. Gdy spacerował po szpitalnych korytarzach, słychać było rytmiczne, ciężkie człapanie. Niezwykle wymagający, chłodny, niekiedy wręcz oschły. Palił jak smok i to była jego jedyna słabość
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu
Sergiusz Maria Tadeusz Murat Mossor urodził się w Kairze 16 sierpnia 1898 roku, gdyż jego ojciec był prawnikiem w austriackim konsulacie. Z początkiem wieku rodzina Mossorów powróciła do Lwowa. W 1909 roku Sergiuszowi zmarł ojciec, a siedem lat później - matka (rodowita wiedenka, z domu Langenbacher). Chłopcem zaopiekował się mieszkający w Bieszczadach stryj.

- Nie bardzo wiemy, co się z nim działo do czasu studiów, bo jakoś nigdy nie było okazji, by dłużej o tym porozmawiać. Głębsze kontakty nawiązałam z ojcem dopiero, gdy byłam dorosłą kobietą - wspomina córka Sergiusza Mossora Krystyna Mossor-Klus. - Na pewno jednak jako gimnazjalista brał udział w obronie Lwowa - dodaje.

Przez rok studiował architekturę, po czym próbował odnaleźć się na weterynarii, z której zrezygnował również po roku, przenosząc się na wydział lekarski Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie. To nie dziwi, bo zawody prawników i lekarzy były w tej rodzinie praktykowane.

- Ojciec męża i stryj byli prawnikami, dziadek i drugi stryj zaś - lekarzami. Moja matka też była lekarką, podobnie jak moja siostra i mój mąż Cezary - mówi pani Krystyna, również lekarka. Jej syn Bartłomiej nie wybrał jednak medycyny, skończył farmację na wrocławskiej Akademii Medycznej.

Sergiusz Mossor już w czasie studiów pracował w Zakładzie Anatomii Opisowej, Klinice Chorób Wewnętrznych oraz w pracowni rentgenologicznej kasy chorych. Po studiach natomiast dostał etat w klinice ginekologiczno-położniczej Uniwersytetu Jana Kazimierza ( prowadzonej przez wybitnego specjalistę prof. Kazimierza Bocheńskiego). Odtąd konsekwentnie poświęcił się tej dziedzinie medycyny.

Albo rodzina, albo medycyna

W 1927 roku ożenił się z Zofią, młodszą siostrą żony stryja. Rok po ślubie urodziła im się córka Jadzia, trzy lata później - Krystyna. Po pięciu latach małżeństwa rozstał się z żoną i dziećmi.

- Odkąd został dyrektorem szpitala w Samborze i ordynatorem tamtejszego oddziału ginekologiczno-położniczego, kontakty rodziców były coraz rzadsze. Od rozpoczęcia wojny aż do 1945 roku nie miał z nami żadnego kontaktu. Zresztą rodzice nie zeszli się już nigdy - wspomina pani Krystyna.

Do Opola przyjechał 20 maja 1945 roku, a dziesięć dni później zaczął pracę na ówczesnym oddziale ginekologicznym przy ul. Reymonta. Jako że był jedynym ginekologiem-położnikiem w mieście, powierzono mu jej kierownictwo, dając pod opiekę również oddział chirurgiczny.

- Szef był bardzo wymagający, nie tylko wobec nas, ale i wobec siebie. Nie wszyscy to wytrzymywali - wspomina prof. Stanisław Lembrych, jeden z wychowanków Sergiusza Mossora. - Gdy zacząłem pracę, dyżurowaliśmy też w pogotowiu. Po miesiącu kierowca karetki pyta mnie, czy pracuję jeszcze na ginekologii. Był zdziwiony, gdy odpowiedziałem, że tak. Po dwóch miesiącach zapytał raz jeszcze, po czterech - znowu. "Cholera, to pewnie pan wytrzymasz" - powiedział mi - opowiada prof. Lembrych.

Szef gonił wszystkich do nauki. Co dwa tygodnie w szpitalu odbywały się seminaria, raz na trzy miesiące - ustne kolokwia, które trzeba było zaliczyć. Kto się nie uczył, był zwalniany. Dla podległych sobie lekarzy tłumaczył z języka niemieckiego fachowe artykuły, tak by wszyscy byli na bieżąco z najnowszymi osiągnięciami ginekologii i położnictwa.

Był też wyrozumiały. Kiedy widział, że operującemu lekarzowi trzęsą się ręce, nie przekreślał go dla medycyny. - Szef uważał, że jak ktoś ma dwie lewe ręce, wcale nie znaczy, że będzie złym lekarzem. Po prostu nie będzie dobrym skalpelowcem - mówi prof. Lembrych.

Brakowało mu jednak wyrozumiałości wobec ludzkich uczuć i pragnień. Nie godził się, by przed uzyskaniem specjalizacji podwładni mu lekarze zakładali rodziny. - Nie można się specjalizować w rodzinie i ginekologii. Trzeba się zdecydować - mawiał.

Dlatego ci, którzy decydowali się na ślub, zawierali go najczęściej w tajemnicy przed szefem.

Ale Krystyna Mossor-Klus i Cezary nie musieli uciekać się do podstępu czy tajemnicy, gdyż pobrali się na ostatnim roku studiów. - Kiedy zaczęliśmy pracę w Opolu, było nam jeszcze gorzej niż innym. Piłował nas tym więcej, by nikt nie pomyślał sobie, że mamy jakieś przywileje - opowiada pan Cezary. - Nawet nie przypominam sobie, by mnie pochwalił. W pracy nie było takiego zwyczaju. Wykonywaliśmy w końcu swoje obowiązki - dodaje córka Sergiusza Mossora Krystyna.

Węzły z rękami z tyłu

Prawdziwą zmorą lekarzy były historie choroby. Musieli je wypisywać na maszynie, a ponieważ na oddziale były tylko dwie, 12 lekarzy ustawiało się do niej w kolejce.

- Ta pisanina to był prawdziwy kipisz. Wystarczyło, że zrobiło się literówkę i trzeba było wszystko przepisywać na nowo. Jak szef zobaczył, że wyraz wyszedł poza margines, też kazał przepisywać. A jeśli już historia choroby nie trzymała się kupy... Wystarczyło, że na człowieka popatrzył, już ten miał nogi jak z waty, a pot go tak zalewał, że można było wycierać się prześcieradłem - wspominają moi rozmówcy. - Nie, on nigdy nie rugał. Nie było godzinnych tyrad czy dyskusji. Jedno zdanie wystarczyło. I nie przy świadkach, bo manto spuszczał indywidualnie - dodaje prof. Lembrych.

Przed każdą operacją odpytywał zespół z jej przebiegu i ewentualnych komplikacji. - W wolnych chwilach z rękami w tyle ćwiczyliśmy wiązanie szwów. Jak szef widział, że ktoś wiąże nieporadnie, do drugiej operacji nie wystawiał - zapewnia pani Krystyna.

Gonił też sprzątaczki, mówiąc, że "wszystko ma się błyszczeć, jak psu nos". Swoje codzienne wizyty na oddziałach zaczynał od wizytacji toalet, powtarzając: "Jeżeli WC jest czyste, znaczy, że kobieta ma porządek". W szpitalu był błysk, bo szef zakładał białe rękawiczki i szukał kurzu na parapetach czy na szafkach. Po pewnym czasie już bezskutecznie.

- Codziennie rano witał się, podając rękę wszystkim pracownikom, począwszy od portiera, przez salowe, kucharki, pielęgniarki - opowiada pan Cezary.

Kiedy został wojewódzkim konsultantem ds. ginekologii i położnictwa, co środę wizytował któryś z oddziałów na Opolszczyźnie. Towarzyszył mu prof. Stanisław Lembrych. - Słowo daję, nie wiem, jak to się działo, ale jak coś gdzieś nie grało, szef na to trafiał - mówi. W pewnym szpitalu np. zajrzał do damskiej toalety, gdzie przesiadywała pacjentka. Powiedziała, że kazano jej się schować, bo ktoś ma przyjechać z wizytacją. - Oddział podpadł, a jak ktoś raz podpadł u szefa, trudno mu było wykaraskać się z opresji. Nie powiem, gdzie to było, choć doskonale pamiętam - śmieje się prof. Lembrych.

Sergiusz Mossor nie należał do partii, nie przejmował się też politycznymi doktrynami. Choć był ateistą, zezwalał, by na oddziale odbywały się msze św., co w innych opolskich szpitalach było nie do pomyślenia.

Niesubordynowany pacjent

Jedyną słabością Mossora były papierosy. Palił wawele albo dukaty, niemalże odpalając jednego od drugiego. Szczególnie dużo palił przy brydżu, który, nie licząc łowienia ryb, był jego ulubioną rozrywką. Najczęściej jeździł do Turawy czarnym "dykciakiem" (dykta, klej, wata - tłumaczy prof. Lembrych), którą asystenci nazywali "złotą strzałą". Pod koniec lat 50. koledzy namówili go na kupno wartburga.

W czasie jednej z wypraw do Turawy, łowiąc na dużym jeziorze, dostał zawału serca. - Wywlókł się na brzeg, pomoc wezwał inny wędkarz. Ale myśli pani, że rzucił palenie? Ależ skąd! Wobec swojego zdrowia był niesubordynowany! - opowiada córka Krystyna.

Nie chciał się leczyć w innych szpitalach, mówiąc, że jedynym szpitalem, gdzie mógłby leżeć, jest jego własny. Nic dziwnego więc, że we wrześniu 1959 roku operację woreczka żółciowego przeprowadzono mu na ginekologii. Lekarze przygotowali dla operowanego szefa dyżurkę na III piętrze, gdzie dochodził do sił.

Również za namową lekarzy tego samego roku wyjechał na pierwszy w życiu urlop nad morze. Do tej pory bowiem urlop polegał na tym, że przychodził do pracy, ale po południu.

- Żeby nie czuł się źle na wczasach, braliśmy na zmianę urlopy i z namiotami jeździliśmy do szefa umilać mu czas - wspomina prof. Lembrych.

Rok później miał drugi zawał, co nie powstrzymało go od zaangażowania się w rozbudowę szpitala. - Nawet po drugim zawale nie wyluzował. Wcale nie wypoczywał - dodaje pani Krystyna.

Zasłabł nagle pod koniec grudnia 1961 roku. Umarł 16 stycznia.

- Staraliśmy się utrzymać tę linię, ale nie wychodziło nam to tak dobrze. W końcu nie było już szefa - mówi prof. Lembrych.

Na dziesięciolecie istnienia szpitala dyrekcja wystąpiła o nadanie mu imienia Sergiusza Mossora. Stało się to 1 stycznia 1967 roku. Jego imię nosi również ulica w Brzegu, przy której zlokalizowany jest kompleks szpitalny. Społeczność ginekologiczna uznała jego zasługi, wpisując go na listę zasłużonych dla polskiej ginekologii pomimo faktu, że nigdy nie był pracownikiem naukowym akademii medycznej.

- Nigdy nie przywiązywał wagi do ziemskich rzeczy. Kiedy umarł, wszystkie jego rzeczy zmieściły się w jednej walizce. A przecież tak wiele po sobie zostawił - podsumowuje prof. Stanisław Lembrych.



Skorzystałam z pracy magisterskiej Aleksandra Iszczuka pt. "Sergiusz Mossor, lekarz, wychowawca, społecznik"».
1 UP 0 DOWN
 
haniakar 


Wiek: 40
Dołączyła: 09 Gru 2019

UP 0 / UP 0



Wysłany: 2019-12-09, 11:37   

hejka
0 UP 0 DOWN
 
anthropos 



Wiek: 58
Dołączył: 22 Paź 2007

UP 352 / UP 54



Wysłany: 2019-12-15, 20:05   

Temat na siłę wciągniety na forum - nie ma żadnych brzeskich tropów dotyczących dr. Sergiusza Mossora.
0 UP 1 DOWN
 
Julian Mazur 



Wiek: 73
Dołączył: 19 Mar 2016

UP 233 / UP 63



Wysłany: 2019-12-21, 23:18   

E tam... Odpowiedzialny badacz powiedziałby, że nie zna żadnych takich tropów. Każdy człowiek jest zagadką. Mossor, ja może? Oraz anthropos. Nie wiadomo dlaczego posługuje się wizerunkiem Wojciecha Pokory. Wizerunek człowieka chroniony jest. Ante i post mortem: https://bibliotekacyfrowa.pl/dlibra/publication/28023/edition/34548 Hm.
0 UP 0 DOWN
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Zobacz posty nieprzeczytane

Skocz do:  

Tagi tematu: Brak tagów.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template BMan1Blue v 0.6 modified by Nasedo
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 22
Nasze Serwisy:









Informator Miejski:

  • Katalog Firm w Brzegu