To ostatnio dość często pojawia się w mediach.
Wcale nie jest łatwo pogodzić się z tym, że wg autorów pozostało nam raptem niecałe 6 lat.
Jak wy postrzegacie tego typu sensacje?
Ja, powiem szczerze, poczułam się trochę przestraszona, przygnębiona... i jakoś tak nagle to wszystko wydaje mi się niewiele warte... Po co zatem wyznaczać sobie cele, dążyć do ich realizacji, skoro za parę latek nastąpi przebiegunowanie Ziemi i wszyscy po prostu wyginiemy, jak dinozaury...
Nie lubię takich akcji, ale zbyt często to pojawia się w mediach...
Wolę myśleć, że wszelkiego rodzaju proroctwa to takie ostrzeżenia dla nas, byśmy się zmienili i nie niszczyli naszego świata, wtedy mamy szansę na przyszłość.
Ja przeżyłem już wiele końców świata. Pierwszy, który pamiętam to chyba 7 VII 1977. Magia cyfr czy co tam. W latach 70tych zapowiadano już roztopienie czap lodowych i zalanie większości lądów przez wzburzone morza. Miało to nastąpić przed rokiem 1990. Co prawda nie nastąpiło to jakoś, jakkolwiek przepowiednia /a raczej naukowa analiza przemian klimatycznych powodowanych przez cywilizację/ w tym wypadku powoli się realizuje.
Czy wierzyć w takie przepowiednie ? Czy wierzyć prorokom ? Myślę że i tak i nie. Z jednej strony mamy do czynienia z potęgą mediów i działania na podświadomość. Jako część tej machiny powinna Pani co nieco o tym wiedzieć. Życie sensacją, podsycanie napięcia, stanu wiecznego zagrożenie - bo czymże innym są codzienne wiadomości.
Z drugiej strony mamy coraz wyraźniejsze zachwianie równowagi w przyrodzie. Pradawne wierzenia ludzi łączące cykle natury z cyklem życia człowieka odeszły lub zostały wymazane z pamięci. Pozostały szczątkowe ślady tu i ówdzie, czasami reaktywowane przez grupki zapaleńców /a może mistyków?/. Romantyzm głosił powrót i potrzebę powrotu do natury - wieszczów i piewców romantyzmu uznano za niespełna rozumu lub co najmniej niegroźnych poetów. Stąd też samotność /brak zrozumienia/ bohatera romantycznego.
Raz po raz pojawiali i pojawiają się na Ziemii mistycy głoszący jedność z naturą, konieczność przystopowania cywilizacji, postępu technicznego. Np ruch Hasydów w Polsce /odłam Żydów/. Czy ludzie ci są szaleńcami, czy po prostu czują i widzą nieco więcej, niż przeciętny człowiek, którego percepcja do tego jest tłumiona szumem cywilizacji albo nakazami np. kościołów?
Jeden z moich przyjaciół jakiś czas temu pokazał mi artykuł o wielkiej eksplozji we Wszechświecie, skutkiem czego powstało promieniowanie przenikające ogromną część znanego nam Wszechświata. Promieniowanie to, gdyby dosięgło Ziemię, spowodowało by nic innego, jak koniec ludzkości i chyba w ogóle życia na Ziemi w znanej nam postaci. Powiedział wtedy "Jeśli istnieje Bóg, to do wykonania Kary Boskiej ma niesamowite narzędzia".
Słońce jest wielką kulą energii. Drobne dla niego wyładowania czy eksplozje plazmy /czyczegotam/ powodują na Ziemii zakłócenia i zjawiska atmosferyczne. Np zorza polarna. Doprawdy wystarczy jedno większe pierdnięcie tarczy słonecznej, aby zmyć nas z powierzchni razem z naszymi telewizorami, samochodami, internetem i etc.
Przebiegunowanie Ziemii jest też przewidziane już dawno - zdaje się, że ono zreszta postępuje regularnie jako część wielowiekowego cyklu. Czy nastąpi ono gwałtownie? W to osobiście wątpię, chociaż tylko rzuciłem okiem na artykuł z linka /przejadły mi sie one już w latach 80tych/.
Natomiast wierzę w to, że Człowiek naruszył równowagę sam sobie na pochybel i niepojętne dla nas szaraków siły zaczęły już działać. Są ludzie, którzy o tym mówią, ale jak wykle przytyka im się etykiety oszołomów. Czubków.
Czy zatem należy żyć w strachu? Myślę, że jak najbardziej nie. Trzeba robić swoje, chociaż warto się czasami zastanowić nad sensem czynów. I ich konsekwencjami.
Podobno od 1967 mamy Erę Wodnika - czas miłości i pokoju. 14 stycznia mamy 40tą rocznicę symbolicznych narodzin kontrkultury hipisów - ruchu zrodzonego wśród zamożnej młodzieży, która nagle odczuła brak najważniejszych rzeczy - miłości i ciepła. Poczucia własnej wartości. Ruch głoszący ideę miłości i zrozumienia.
Coraz więcej rodzi sie ludzi świadomych toczących się zjawisk. Świadomych po prostu nie przez naukę, ale poprzez... głos z głebi duszy. Spotykamy ich na co dzień, pukamy sie w czoło. Zamykamy w zakładach dla obłąkanych, leczymy. A czasami wydaje się, że ludzie ci, to sumienie świata.
Jedna z najbardziej aktualnych teorii rozwoju człowieka, to teoria.... konfliktu. Nie znam jeszcze jej bliżej, jakkolwiek jest ona podsumowaniem pewnego cyklu wykładów. Ludzkośc podobno zmierza do samozagłady w jednym wielkim zayeeeee boooooooom! Co zreszta wydaje się bardziej prawdopodobne, niż przebiegunowanie Ziemii, eksplozja Jowisza jako supernowej, atak krwiożerczych misi koala czy co tam.
"Przyszłość jest niepewna a koniec zawsze bliski" - ale nie popadajmy w panikę. Żyjmy dzniem, róbmy swoje. I kochajmy bliźniego.
Bo jak to pięknie się zakończył jeden z apokaliptycznych filmów:
"Jest jeszcze czas, Bracie!"
F.
PS
A teraz możecie mi zbudować stos
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2007-01-09, 12:07, w całości zmieniany 1 raz
Wolę myśleć, że wszelkiego rodzaju proroctwa to takie ostrzeżenia dla nas, byśmy się zmienili i nie niszczyli naszego świata, wtedy mamy szansę na przyszłość.
Myślę, że tak powinno się do tego podejść przynajmniej w kontekście proroctwa - jako przypomnienie, że jest jeszcze wiele rzeczy, które możemy stracić my lub nasi potomni.. że jest wiele rzeczy do zrobienia..
..w kontekście naukowym, to już troszkę inna sprawa, bo albo jesteśmy zaznajomieni na tyle z tematem, żeby odróżnić fakty od fikcji i ewentualnie bać się lub nie, albo jesteśmy totalnymi laikami, wtedy wystarczą hasła kluczowe, które skutecznie wzbudzą nasz lęk...
Jako proroctwo zjawisko to ma duże właściwości reklamy i jest dobrym narzędziem manipulacyjnym.. jako fakt naukowy, może zostać po prostu obalone...
W każdym bądź razie powinniśmy takie informacje, takie fakty, wydarzenia, traktować jako przypomnienie, że trzeba o życie walczyć, że mamy na większy wpływ niż myślimy i że globalne myślenie jest często konieczne.. powinniśmy inwestować w ziemie
Ostatnio zmieniony przez smooth 2007-01-09, 13:25, w całości zmieniany 2 razy
Baran ja Cię tylko proszę o jedno, nie bądź ślepo wierzącym, tylko zacznij się zastanwiać, myśleć, analizować, bo przez to wszystko co piszesz, stajesz się człowiekiem z klapkami na oczach. Nigdy na niczym się nie zawiodłeś - na jakichś prawdach, które okazały się fałszywe? To że będziesz się zastanawiał i wątpił nie skieruje Cię od razu po śmierci do bram piekieł. Pamiętaj, że błądzić jest rzeczą ludzką
Mi czytając czy słysząc takie rzeczy zawsze przypomina się taki tekst :"Nostradamus przepowiedział swoją śmierć tylko się pomylił co do daty.". Nie wiem skąd ale jakoś mi się majaczy coś takiego Ciekawe, tak to ja też mogę swoją śmierć i koniec świata przewidzieć. Wszystko wynika chyba z dążenia człowieka do określenia, zrozumienia i co za tym idzie przewidywania tego co się dzieje we Wszechświecie. A to pozostanie chyba na zawsze w pewnym stopniu nieodkryte.
Wiadomo, że to co wiemy jest kroplą w morzu naszej niewiedzy.
Końców świata było tyle, że nie sposób je wymienić i pewnie żadne z nas nie doczeka tego końca. Niestety bardziej prawdopodobna jest zagłada człowieczeństwa niż ludzkości. I tak na prawdę to tym powinniśmy się martwić.
Ja wczoraj, jakoś podświadomie wyczuwając chyba , pojawienie się tego tematu, pomyślałam sobie: " Co by było gdybym się jutro już nie obudziła". W sumie to koniec świata to po prostu indywidualne końce życia skumulowane w czasie. I tak w nurcie tej refleksji zauważyłam , że przecież wszystko byłoby mi obojętne, gdybym już nie żyła; a jednak zrodził się taki wewnętrzny bunt : "jeszcze nie! Jeszcze mam tyle do zrobienia, przeżycia". Może ten przepowiadany koniec świata jest by nam uświadomić chęć życia i sens bezsensu
Ostatnio zmieniony przez Pepe 2007-01-09, 13:54, w całości zmieniany 1 raz
Zaproszone osoby: 1
Wiek: 47 Dołączył: 03 Maj 2005
17 / 6
Skąd: B R Z E G
Wysłany: 2007-01-09, 14:31
Ta teza o odwróceniu się biegunów Ziemi to wg mnie bzdury:
1. Jak Ziemia miałaby sie obrócić "do góry nogami"? Z jego teroii wynika, że to hiperogromna magnetyczna aktywność słońca może mieć wpływ na ruch obrotowy Ziemi a co więcej na jej położenie w przestrzeni. Jak wiadomo słońce oddziaływuje na ziemskie pole magnetyczne poprzez tzw. wiatr słoneczny czyli naładowane cząstki docierające do Ziemii. Ich wpływ widzimy np. poprzez zorze polarne. Nigdzie we wszechświecie nie zaobserwowano takiego zjawiska w przypadku innych gwiazd, a skoro ono jest takie potężne to musiałoby by być w jakiś sposób zauważone.
On powiedział "że Ziemia się zatrzyma i zacznie obracać w drugą stronę" Ok załóżmy, że w jakiś niewyjaśniony sposób słońce wielokrotnie zwiększy emisję wiatru słonecznego. Na pewno będzie to miało wpływ na ziemskie pole magnetyczne. Może dojśc do odwrócenia begunów ale magnetycznych. O takim zjawisku już wiadomo od dawna, że zachodzi ale nie co 11,5 tys. lat Poprzez badanie warstw skalnych i ułożenie w nich pierwiatków "czułych" magnetycznie ustalono, że odwrócenie się biegunów magnetycznych następuje średnio co kilkaset tys. lat. Ostatnio 700 tys. lat temu.
2. A co z teorią ewolucji? Gdyby do takich kataklizmów rzeczywiście dochodziło co 11,5 tys. lat to jak w ogóle mogłyby się rozwijać gatunki. Przecież ewolucja dinozaurów musiała trwać miliony lat. Zwierzęta te choćby poprzez swoje rozmiary były bardzo czułe na zmiany klimatyczne więc nie mogły się rozwinąć w 11,5 tys. lat!
A tak naprawdę co za różnica kiedy się to stanie? Jutro, za tydzień, za parę wieków...
Jeśli ktoś żyje tak, jak chce, nie odkłada niczego na później, to nie boi się takich rzeczy jak koniec świata czy, jak kto woli, odwrócenie biegunów mające niewyobrażalne skutki...
Ja myślę tak... jesli nie marnowałam do tej pory czasu, robiłam "wszystko" aby wykorzystać jak najmądrzej dany mi czas, to będę zadowolona... nie będzie mi dane dokończyć rozpoczętych spraw, zacząć innych, dążyć do nowych rzeczy, ale skoro nie mogę tego zmienić, to po co się nad tym zastanawiać?
Będzie, co będzie... jest wiele dróg, którymi teoretycznie może podążyć ludzkość, ale którąkolwiek wybierzemy poszczególne jednostki i tak nie będą miały na to wpływu... za to będzie to miało wpływ na nie same
Jeśli to "prorocto" się spełni, to nie tylko ja nie zdążę ze swoimi sprawami... nikt nie zdąży! I wtedy będzie się liczyło to, co do tej pory zrobiliśmy
W każdym bądź razie nie zasmucają mnie takie przepowiednie... dzięki nim utwierdzam się tylko w przekonaniu, że warto próbować, szukać i realizować... żeby później móc powiedzieć, że zrobiło się "wszystko" czyli, że żałujemy niewielu rzeczy lub wręcz niczego...
Sądzę, że koniec świata wydaje się straszy dla tych, którzy mają problemy ze swoim życiem, nie są poukładani,albo dla takich ludzi, którzy marzą o przygodach i pełnym wyzwań życiu
Co za różnica, śmierć, czy koniec świata, przecież dla nas to to samo i tak się kończy nasze życie, w taki czy inny sposób. to to samo, co umrzeć przechodząc przez pasy, kiedy auto potrąci, albo w wypadku, umrzeć, cierpiąc na jakąś chorobę, bądź ze starości.
Przecież to jest swego rodzaju "koniec świata".
Jeśli ktoś jest przygotowany na swoją śmierć, to także na koniec istnienia wszystkich...
śmierć nie jest chyba taka straszna.
a co do tego przemagnesowania czy jak to tam było, nie wierzę w to.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum