Forum Brzeg on
Regulamin Kalendarz Szukaj Album Rejestracja Zaloguj

MegaExpert

Poprzedni temat :: Następny temat
Historia brzeskiej twierdzy - jak powstawała Festung Brieg?
Autor Wiadomość
Lotnik 


Wiek: 41
Dołączył: 04 Lip 2006

UP 8 / UP 1


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2007-04-09, 11:13   

"... Pierwsze mury, do budowy których najpierw używano kamieni a później cegły, zaczęto wznosić w 1290r. Były to mury pionowe, nierozczłonkowane, reprezentujące najdawniejszy “ścienny” system obronny. Jak wszędzie na Śląsku, początkowo były niskie, wąskie z gładką koroną. Przed pierścieniem murów znajdowała się przestrzeń niezabudowana, dzięki czemu podczas ataku można było do nich podejść bez przeszkód. Główną bronią jeszcze w XIV w. były dzidy i łuki.
Mury o długości 1850 m, nadając miastu cechy zwartości, biegły do miękkiej linii zbliżonej do elipsy, co z punktu widzenia ówczesnych zasad obrony było korzystne. Dodatkowym, naturalnym walorem obronnym Brzegu było oparcie się miasta o rzekę i krawędź wysoczyzny, stanowiącej obramowanie doliny. W tak nakreślonych granicach mieścił się obszar miasta, którego wielkość odpowiadała, według obliczeń teoretycznych, 1,5 łanowi flamandzkiemu (29,82 ha).
Już jednak przed wojnami husyckimi stare mury rozpoczęto rozbudowywać i wzmacniać, dzięki wznoszeniu prostokątnych, występujących z murów wież, służących do obrony flankowej. Pomimo tego w 1428r. mieszkańcy Brzegu zostawili miasto husytom, przeszli przez most na Odrze i uszli do Lasu Lubszańskiego. Na tej podstawie niektórzy historycy wnioskowali o słabości murów i umocnień. Przyczyna mogła tkwić gdzie indziej, a mianowicie w obawie przed sprzymierzeńcami husytów wśród plebsu miejskiego.
Trwające ponad dziesięć lat wojny husyckie stanowiły jednak punkt zwrotny w historii budownictwa obronnego na Śląsku. W ciągu XV w. brzeskie mury obronne były stale rozbudowywane i umacniane oraz powiększane w pionie, m.in. zostały wyposażone w zębate zwieńczenia, zabezpieczające załogę podczas walki, tzw. blanki.
Wysokość murów na całym obwodzie sięgała ośmiu metrów, natomiast ich grubość była dość znaczna, ponieważ w koronie dochodziła do dwóch metrów. To umożliwiało swobodne przechodzenie obok siebie dwóch uzbrojonych żołnierzy.
Naturalne zabezpieczenie miasta przez Odrę spowodowało, że od strony rzeki mury mogły być nieco słabsze. Co kilkadziesiąt metrów rozstawione były w murach baszty. Ponieważ najbardziej narażonymi na atak były bramy, zaczęto je umacniać, budując bezpośrednio nad nimi lub obok nich dość wysokie wieże. Baszty wraz z bramami stanowiły główne punkty obrony. Również przedbramia zostały wzmocnione różnymi obiektami obronnymi, osłaniającymi wjazdy.
W Brzegu krzyżowały się ważne trakty handlowe. Tam, gdzie dochodziły do murów miejskich, powstawały główne bramy. A więc w pobliżu mostu zlokalizowano Bramę Odrzańską. Tędy prowadziła prastara droga do Namysłowa. Inne, jak Opolska i Małujowicka, wyznaczały drogę do Opola i Małujowic, a dalej do Strzelina. Z Bramy Brzeskiej droga wychodziła do Brzeskiej Wsi, a następnie skręcała na południe do Nysy. Dlatego później przyjęła nazwę Nysańskiej.
Natomiast w pobliżu zamku znajdowała się brama zwana pierwotnie Panieńską, później Kołodziejską, a następnie Wrocławską. Pierwotna nazwa związana była ze znajdującym się w sąsiedztwie kościołem Najświętszej Marii Panny. Wzniesiony poza murami miejskimi około 1200r. przez księcia Bolesława został rozebrany w XVI w. Późniejsza nazwa Kołodziejska nawiązywała do zlokalizowanej w pobliżu ulicy Kołodziejskiej (dzisiejsza ulica Chopina).
Oprócz bram w obwarowaniach znajdowały się początkowo dwa mniejsze przejścia zwane furtami. Jedna z nich znajdująca się obok młyna wodnego zwana była Młyńską i umożliwiała dojście przez niewielki most na Wyspę Jeżynową. Bardziej na wschód położona Furta Polska stanowiła zakończenie ulicy Polskiej, zamieszkałej głównie przez polskich rybaków. Furta ta umożliwiała im dojście do swoich łodzi. Około 1400r. powstała u wylotu ulicy Garbarskiej trzecia furta zwana również Garbarską. Przez ten niewielki przepust w murach garbarze wychodzili nad Odrę, gdzie garbowali skóry.
Pojawienie się broni palnej,a zwłaszcza artylerii, zmusiło budowniczych fortyfikacji do stopniowego przejścia od gotyckich umocnień do ziemnych. Przy murach pojawiły się grube wały ziemne. Dostawione do nich niskie, silnie wysunięte basteje, wyposażono w działa.
Najwięcej bastei wzniesiono w Brzegu w latach 1495-1573. Według zachowanego opisu śląskiego geografa Bartłomieja Steina w 1512r. Brzeg, oprócz pierścienia starych murów, posiadał wały ziemne, fosę oraz drugą linię wałów wzmocnionych palisadą. (...) Zagrożenie najazdem tureckim w pierwszej połowie XVI w. zadecydowało o dalszym umacnianiu miejskich fortyfikacji. Książę Fryderyk II, przygotowując Brzeg do ewentualnego oblężenia, polecił wyburzyć budynki znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie obwarowań. Nie oszczędzono wówczas nawet kościoła Najświętszej Marii Panny (1534r.). W ten sposób pozyskano teren pod budowę wałów i materiał do wzmacniania obwarowań. Podobny los spotkał w 1545r. kościół i klasztor dominikański.
Poważne przekształcenia fortyfikacji brzeskich nastąpiły w okresie rządów księcia Jerzego II. Nowoczesne umocnienia ziemne otaczały miasto ostrą łamaną linią bastionów, zakrywając dawne ceglane mury. W tym ogromnym pierścieniu tkwiły bramy w ozdobnych, kamiennych oprawach. Bastionowe fortyfikacje Brzegu, jak i wiele innych obiektów, były dziełem włoskich mistrzów – architektów, rzeźbiarzy, murarzy.
W 1574r. książę Jerzy II zlecił włoskiemu mistrzowi budowlanemu Piotrowi Niuronowi budowę dużego bastionu, składającego się z silnego muru i umocnień ziemnych. Bastion miał osłaniać zamek od Bramy Wrocławskiej aż do Mostu na Odrze. Prace kontynuowano już za czasów księcia Joachima Fryderyka. Ostatecznie budowę bastionu zakończono w 1595r. Przez wały bastionu, w kierunku mostu, przebito przejazd, który ozdobiła wielka, kamienna Brama Odrzańska. Głównym autorem bramy był Bernard Niuron (brat Piotra). Jest to jedna z najładniejszych budowli renesansowych. Wybuch wojny trzydziestoletniej zmusił księcia Jana Krystiana do modernizacji fortyfikacji brzeskich. Budowa poligonalnych umocnień wałowych rozpoczęła się w 1618r. Pracami kierował, przybyły z Holandii wraz z dziesięcioma pomocnikami, inżynier Pasquelin. Od 1622r. kontynuował te prace inżynier Andrzej Hindenberg.
Sprawdzianem ogniowym twierdzy brzeskiej z jej siedmioma bastionami było oblężenie w 1642r. przez wojska szwedzkie pod dowództwem generała Torstensona. Z próby tej Brzeg wyszedł zwycięsko.
Bastiony otaczały średniowieczne mury zygzakiem wałów i fos. Uzupełniał je bastionowy przyczółek za Odrą. Wysunięte na przedpola bastiony, połączone murami kurtynowymi, umożliwiały wzięcie każdego atakującego napastnika w krzyżowy ogień. Opadały one stromo do głębokiej, napełnionej wodą fosy.
Poziom wody w fosie mógł być dowolnie regulowany dzięki systemowi śluz. Tama wybudowana na Odrze koło młyna, spiętrzała wodę dostatecznie wysoko, aby ta wciskała się do fosy przy starych koszarach, a opłynąwszy od zewnątrz fortyfikacje wypływała z powrotem do Odry na północny zachód od zamku.
Po wojnie trzydziestoletniej zaczęto umacniać podłoże twierdzy, wały zostały podwyższone, fosy pogłębione i poszerzone. Przed głównym wałem, po drugiej stronie fosy, zbudowano niższe szańce, składające się z wału i rowu w celu osłony stanowisk ogniowych artylerii, umieszczonej na wyższych bastionach.
W takim stanie Fryderyk II pruski przejął twierdzę brzeską po bitwie pod Małujowicami w 1741r. Przywiązywał on do niej szczególną wagę, wyznaczając Brzegowi rolę potężnej twierdzy. Istniejące fortyfikacje rozbudowano, nadając im zasięg dziesięciobastionowy.
Przy zachodnim ujściu fosy do Odry wybudowano nową śluzę, która umożliwiała jeszcze lepszą regulację poziomu wody w fosie. We wschodniej części miasta zburzono średniowieczne mury, aby zyskać miejsce i materiał na ogromne koszary. W pracach tych, trwających niemal do końca XVIII w., uczestniczyły przymusowo tysiące chłopów z okolicznych wsi.
Przy rozbudowie fortyfikacji przez Prusaków rozpoczęło się burzenie starych bram miejskich. Do połowy XIX w. zachowały się jedynie baszty przy bramach: Opolskie, Wrocławskiej i Odrzańskiej.
Ta potężna twierdza, jak na owe czasy, skapitulowała jednak po krótkim, ale gwałtownym ostrzale podczas wojny francusko-pruskiej. 16 stycznia 1807r. oddziały bawarskie, wchodzące w skład armii Napoleona, wkroczyły do Brzegu. Akt kapitulacji oznaczał koniec istnienia twierdzy brzeskiej.
Na rozkaz francuskiego cesarza rozpoczęto burzenie wałów i dziesięciu bastionów. Mieszczanie brzescy zostali zmuszeni do wzięcia czynnego udziału w likwidacji fortyfikacji. Burzenie umocnień rozpoczęło się 19 lutego 1807r. Potężne śluzy, które regulowały odpływ wód Odry, a przez to i poziom wody w fosie, zostały wysadzone w powietrze za pomocą 10 centnarów prochu.
Usunięcie pasa fortyfikacji umożliwiło poszerzenie zabudowy miejskiej na przedmieściach oraz w kierunku dworca kolejowego. Na miejscu zniszczonych fortyfikacji nowożytnych zaczęto od 1819r. zakładać tereny parkowe i planty.
Nowopowstające dzielnice na przedmieściach napotykały jednak na trudności komunikacyjne z centrum miasta. Na przeszkodzie stały jeszcze zachowane średniowieczne mury, dlatego w latach 1863-1865 rozebrano je całkowicie wraz z bramami, za wyjątkiem Bramy Odrzańskiej.
Dalej rozbudowywano tereny zielone, a zwłaszcza planty. Prace te trwały do końca XIX w. Zachowały się fosy, ale woda w nich występuje tylko na niektórych odcinkach, tworząc stawy, połączone rowami. Same mury zostały tak dokładnie rozebrane, że w celu ich lokalizacji należałoby przeprowadzić badania archeologiczne.
Jak dotychczas można przyjąć, jako najbardziej pewne, dwa miejsca, gdzie odnaleziono relikty murów. Fragment ceglanych murów o wątku gotyckim odnaleziono w ścianie młyna nad Odrą, natomiast drugi fragment znajduje się przy ulicy Szpitalnej, o czym wspomina i co dokładnie opisuje Marcin Helwig w artykule zamieszczonym niedawno w “Nowej Trybunie Opolskiej”. Natomiast stwierdzenie, czy ściana warsztatów szkolnych przy ul. Reja stanowi relikt murów średniowiecznych, wymaga dokładniejszych badań.
Niezmiernie przydatną pomocą w poznawaniu dawnych fortyfikacji Brzegu jest makieta naszego miasta z XVII w., znajdująca się w Muzeum Piastów Śląskich. ..."

autor: Jan Majewski
źródło: Gazeta Brzeska nr 391 i 392 ze stycznia 2003r.
0 UP 0 DOWN
 
dominik79 


Wiek: 44
Dołączył: 24 Lis 2007

UP 11 / UP 0


Skąd: Brzeg

Wysłany: 2007-11-26, 15:20   

jestem w posiadaniu kser mapek: situations plan von der stadt brieg z 1823 (zły stan) oraz plan der stadt Brieg mit ihren vorstadten z 1860 r. ze zbiorów AP we Wrocławiu
0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2008-01-19, 14:27   Oblężenie Brzegu w roku 1807, Część I

Przed niespełna rokiem w dziale Bonaparte pod Brzegiem Link zamieściłem tłumaczenie rozdziału z książki pruskiego historyka wojskowego generała Eduarda von Höpfnera „Wojna roku 1806 i 1807”, wydanej w Berlinie w latach 1850-51 (z tej ksążki pochodzi również zamieszczony na forum plan brzeskiej twierdzy), dotyczący oblężenia Brzegu w roku 1807. Dziś zamieszczam kolejne 2 tłumaczenia - odnośnego rozdziału z pracy bawarskiego historyka wojskowego oraz ciekawego opracowania brzeskiego historyka, zawierającego również relację bezpośredniego uczestnika wydarzeń.

Joseph Schmölzl: Der Feldzug der Bayern von 1806-7 in Schlesien und Polen / Kampania Bawarczyków 1806-7 na Śląsku i w Polsce, Monachium 1856

4. stycznia w stronę Brzegu, Nysy i Koźla wysłano bawarskie patrole, które nie zdołały jednak zdobyć znaczących informacji o nieprzyjacielu. Z tego powodu (generał) Mezanelli jeszcze tego samego dnia wyruszył przez Lewin do Grodkowa. Zaraz po przybyciu do tego miasta generał Mezanelli wywiedzial się, że w oddalonej niespełna milę od Brzegu wiosce Żłobizna kwaterowało ok. 400 pruskich huzarów. W celu ich zaatakowania, a następnie blokady twierdzy, Mezanelli osobiście na czele 2. pułku szwoleżerów „Król” (szefem pułku był tradycyjnie kolejny bawarski władca, od utworzenia Królestwa Bawarii w roku 1806 król – stąd nazwa) o pierwszej w nocy wyruszył w tamtą” stronę, wyprawiwszy jednoscześnie 1. pułk dragonów Minucci wraz z artylerią w stronę Oławy, w celu zabezpieczenia przeprawy przez Odrę. Gdy jednak po dotarciu do Pępic, po bliższym rozpoznaniu, siły nieprzyjaciela zdały się być przeważające, odstąpił od swego zamiaru i wraz z pułkiem szwoleżerów wycofał się do Oławy.

8. stycznia (1807 roku) po obu stronach Odry nadciągnął pod Brzeg generał von Raglowich wraz z 3 batalionami, zaś generał hrabia Mezanelli otrzymał rozkaz, by dowodzony przezeń korpus zamknął blokadę od strony Oławy. Tak też się stało. Wezwanie do kapitulacji, wystosowane przez Mezanellego, zostało jednak odrzucone przez komendanta twierdzy. W południe Brzeg był zablokowany ze wszystkich stron. Ustawione na wałach działa powitały wojska bawarskie silnym ogniem, zaś załoga dokonała wypadu, który został jednak odparty.

Generał hrabia Mezanelli zajął Pawłów i Żłobiznę, gdzie ulokował swą główną kwaterę. Generał von Raglowich zajął wraz z 4. pułkiem piechoty Salern Kościerzyce, rozmieszczając lekki batalion Braun na lewym brzegu (Odry) pod Pawłowem.

Miasto Brzeg (oddalone godzinę drogi od Wrocławia), liczące 600 domów i 9000 mieszkańców, położone jest na lewym brzegu Odry na terenie prawie zupełnie równinnym, jedynie na południowym zachodzie wznoszą się łagodne wzgórza.

Fortyfikacje (Brzegu) były nad wyraz słabe – stanowiło je obwałowanie składające się z 9 bastionów, w tym 4 od strony Odry. Przedpiersia przeważnie nie były oblicowane cegłą, a znaczna część skarpy bastionu Pomorze (w tym miejscu znajduje się dziś ruina pałacyku – już bez fontanny) osunęła się do fosy, zawężając ją do szerokości 5 stóp. 6 bastionów od strony lądu (czyli nie zwróconych w stronę rzeki) otoczonych było wąską fosbreją (przedwałem) z posadowioną na niej palisadą oraz mokrą fosą o szerokości 40 – 50 stóp, która była jednak zamarznięta. Całość otoczona była drogą ukrytą, a miasto wewnątrz wałów dodatkowo murami obronnymi z krenelażem (z fortyfikacyjnego punktu widzenia bez większego znaczenia). Wzniesienie wałów ponad poziom terenu wynosiło przeważnie jedynie ok. 12 stóp. Odcinek fortyfikacji w górę rzeki od mostu był wzmocniony dodatkowym szańcem na Wyspie Młyńskiej. Od wyspy skośnie w poprzek rzeki przebiega grobla, przerwana w kilku miejscach w celu umożliwienia żeglugi. Przepusty były dobrze opalisadowane. Jedyne zewnętrzne dzieło fortyfikacyjne twierdzy stanowiło dzieło rogowe, tworzące przyczółek (mostowy) wraz z odległą o 500 kroków niewielką redutą (pisarzowicką, mniej więcej w miejscu dzisiejszego mostu przez kanał). Oba dzieła otoczone były mokrą fosą. Przyczółek był w lepszym stanie, lepiej oblicowany (prawdopodobnie cegłami lub kamieniami, co widać również na sztychach z epoki) i lepiej oflankowany (kryty), niż pozostałe dzieła. Na wschód od miasta i na zachód od przyczółka znajdowały się niewielkie przedmieścia. Wieś Rataje na lewym brzegu Odry oddalona była o niespełna 600 kroków od stoku bojowego twierdzy.

Załogę stanowiły:

3. batalion pułku piechoty Maschlitzky - 780 ludzi
Batalion uwolnionych - 227 ludzi
kantoniści - 193 ludzi
jegrzy z zaciągu - 62 ludzi
artyleria - 53 ludzi
inwalidzi - 158 ludzi

razem z oficerami w sumie 1473 ludzi.

Komendantem twierdzy był 73-letni generał-major Cornerut, któremu jeszcze dzień przed blokadą na rozkaz księcia von Anhalt-Pless przydzielono jako wicekomendanta majora inżynierów von Bourdet. Na wałach stały 34 działa: 22 armaty 12-funtowe, 4 haubice i 8 moździerzy.
Z powodu słabości garnizonu pruski komendant poniechał obsadzenia drogi ukrytej, reduty na prawym brzegu i przyczółka mostowego. W nocy z 8. na 9. stycznia artyleria twierdzy rozwinęła wzmożoną działalność, ostrzeliwując bawarskie biwaki (obozowiska), przy czym rozpalone z powodu siarczystych mrozów ogniska służyły za dobre cele. Zmusiło to bawarskie forpoczty do cofnięcia się o kilkaset kroków.
9. stycznia spod Wrocławia nadciągnął na prawym brzegu Odry generał-lejtnant von Deroy z bawarskim 5. pułkiem piechoty Preising. Na lewym brzegu, w Pawłowie, kompania piechoty z lekkiego batalionu Braun przejęła służbę wartowniczą od 2. pułku szwoleżerów „Król”, który wraz z 1. pułkiem dragonów Minucci i 6. lekkim batalionem Taxis wyruszył w stronę Obórek – na drodze do Grodkowa. Z Obórek generał hrabia Mezanelli miał następnego dnia wymaszerować ze wspomnianymi wojskami do Grodkowa, w celu zabezpieczenia blokady Nysy. Wieczorem 9. stycznia wraz z zapadnięciem ciemności porucznik Dietrich, dowodzący w zastępstwie chorego kapitana Göschla baterią brygady Raglowicha, ustawił działa za wałem (przeciwpowodziowym) na prawym brzegu Odry i ostrzelał fortyfikacje przyczółka mostowego pełnymi kulami, zaś miasto granatami.
Wezwanie do kapitulacji, wystosowane niezwłocznie po przybyciu generała-lejtnanta von Deroya do komendanta twierdzy pozostało bezskuteczne.

Bój pod Grodkowem 10. stycznia 1807 roku

10. stycznia o brzasku generał hrabia Mezanelli wyruszył z Obórek przez Przylesie do Grodkowa. Po przybyciu do oddalonego o godzinę drogi Wojsławia generał wywiedział się od miejscowego chłopa, że wioska zajęta jest przez oddział 400 pruskich huzarów pod dowództwem rotmistrza Eisenschmida. Mezanelli uszykował towarzyszące mu 2 szwadrony dragonów oraz 2 szwadrony szwoleżerów i ruszył kłusem, wydając rozkaz do ataku. Majora von Floret, któremu z powodu choroby pułkownika Fryderyka hrabiego Pappenheima powierzono dowództwo 2. pułku szwoleżerów oraz dowodzony przez rotmistrza Eisenberga szwadron pułkownika rzeczonego pułku wysłano właśnie w stronę Grodkowa, podczas gdy podporucznik Hermann hrabia Hirschberg z plutonem z 1. pułku dragonów miał obejść miasteczko z lewej strony, by utrudnić przeciwnikowi odwrót na drodze w kierunku Nysy. Pozostałe 2 szwadrony były w pogotowiu.

Major von Floret podążył z rzeczonym szwadronem za wysłanym uprzednio w stronę bramy (miejskiej) zwiadem, złożonym z 12 szwoleżerów pod dowództwem porucznika hrabiego von Zweibrücken. Dotarłszy do samej bramy porucznik hrabia von Zweibrücken przyjęty tam został przez nieprzyjacielską pikietę salwą karabinową. Dzięki szybkiemu nadejściu Floreta wraz z pozostałą częścią szwadronu rotmistrza Eisenberga w składzie 26 sekcji, porucznik hrabia von Zweibrücken, nie powstrzymywany już dłużej przewagą nieprzyjacielskiej pikiety, zaatakował ją, wepchnął do miasta i rozproszył, gdy ta usiłowała stawić opór w pobliżu bramy oraz wszczął pościg przez miasto aż do Małej Nowej Wsi. Po drugiej stronie miasta Zweibrücken spostrzegł zajmujący pozycje pod wioską Stary Grodków pruski oddział, częściowo już toczący bój z otaczającym miasto oddziałem dragonów podporucznika hrabiego Hirschberga. Ów pruski oddział stanowiło 220 huzarów rotmistrza Eisenschmida, wysłanych przez księcia von Pless z Nysy w celu obserwacji Brzegu. Podczas gdy Zweibrücken, śpiesząc wraz z 12 szwoleżerami na pomoc podporucznikowi Hirschbergowi, przyłącza się doń, pruski dowódca rzuca swe główne siły na prowadzący zwiad w okolicach Małej Nowej Wsi szwadron majora Floreta, powodując zamieszanie. W tym samym czasie Zweibrücken zdołał już odrzucić nieprzyjaciela od oddziału Hirschberga, a von Floret - dzięki przybyciu oddziału szwoleżerów podporucznika von Besserera - na nowo zebrać swych jeźdźców i w szyku zwrócić przeciw nieprzyjacielowi. Nim nieprzyjaciel mógł sam się zebrać, major von Floret koncentruje swe siły do wspólnego uderzenia, rozgramia nieprzyjaciela i podejmuje niepowstrzymany pościg na drodze w kierunku Nysy – aż na 4 godziny drogi z Grodkowa do Skoroszyc. Dopiero tutaj, wskutek postoju na moście, podążający za Floretem z Grodkowa generał hrabia Mezanelli zdołał go dogonić i przejąć dalszy pościg aż w pobliże twierdzy Nysa, gdzie uciekający nieprzyjaciel został przyjęty przez silny pruski korpus jazdy majora Görtza. Podczas pościgu otoczony przez nieprzyjacielskich jeźdźców porucznik August hrabia Lerchenfeld jedynie dzięki odwadze swych dragonów uniknął pewnej śmierci. W ręce Bawarczyków wpadł za to 1 oficer, 80 huzarów i 100 koni. Po stronie bawarskiej porucznik Freiherr von Zweibrücken, junkier (podchorąży) von Madroux i 7 ludzi zostało ciężko rannych od cięć szablą, zaś ostatni z wymienionych wzięty do niewoli wraz z kilkoma szwoleżerami. Po zakończonym boju generał Mezanelli jeszcze przed wieczorem wycofał się do Grodkowa, gdzie stanął również przybyły w międzyczasie wraz ze swym lekkim batalionem podpułkownik hrabia Taxis. Książę von Anhalt-Pless rozkazał zaś majorowi Görtzowi zająć pozycje pod Skoroszycami.

11. stycznia w okolice Brzegu przybył z Wrocławia generał-major von Siebein wraz z bawarskim 10. pp Junker i 6-cio-funtową baterią pieszą Peters. Wspomnianym oddziałom wyznaczo na obozowiska tereny na lewym brzegu Odry, w rejonie wsi Żłobizna, Skarbimierz, Wieś Brzeska (Brygidki) i Pawłów, przy czym rozmieszczony początkowo w Pawłowie lekki batalion majora Brauna został przeniesiony do Obórek w celu zachowania łączności z generałem Mezanellim w Grodkowie.

12. stycznia nadciągnął w końcu bawarski 1. przyboczny pp. Tak więc pod Brzegiem skoncentrowane już były brygady Siebein, Raglowich i Mezanelli i generał-lejtnant Deroy mógł przystąpić do całkowitej blokady (twierdzy). Brygada Raglowicha pozostała – jak już wspomniano – wraz z 4. pp Salern na prawym brzegu Odry w Kościerzycach. W Michałowicach stał 1. batalion 5. pp Preising, pół szwadronu 1. pułku dragonów Minucci oraz park artyleryjski. W Kościerzycach stał również 2. batalion wspomnianego pp oraz pół szwadronu pułku dragonów. Tylne straże tych pułków – w sile plutonu piechoty i plutonu dragonów zajęły pozycje w Lubszy i Śmiechowicach oraz – pluton piechoty i pół szwadronu dragonów - w Stobrawie. Generał-major von Raglowich zajął kwaterę w Myśliborzycach – między Michałowicami i Szydłowicami. Brygada Siebein zajęła miejscowości na lewym brzegu Odry – 1. przyboczny pp wzdłuż Potoku Łukowickiego – Łukowice Brzeskie, Pępice, Krzyżowice i Gierszowice, 10. pp Junker – Małujowice, Psary, Zielęcice i Brzezinę, forpoczty zajęły rubież na wyskości Żłobizny, Rataj, Skarbimierza, Brzeskiej Wsi (Brygidek) i Pawłowa. Lekki batalion Braun obserwował przeprawy przez Nysę pod Skorogoszczą i Lewinem, co zniweczyło żywiony przez Prusaków zamiar zniszczenia owych przepraw – to właśnie w tym celu książę von Pless wysłał szwadron rotmistrza Schmiedeberga. Nieprzyjaciel zdołał jedynie osiągnąć swój cel niedaleko Michałowa i Kopic, zajmując pozycje nad Ścinawą pod Niemodlinem, 3 mile od Grodkowa.

Majorowi bawarskiej artylerii hrabiemu von Spreti powierzono dowództwo całej artylerii korpusu blokadowego, w której skład wchodziły przybyłe z Wrocławia baterie polowe Tausch, Vandouve, Göschl, Peters i Hefstetten – w sumie 30 dział polowych. Lekka 6-cio-funtowa bateria Vandouve pozostała w dyspozycji genarała-majora hrabiego Mezanellego, obserwującego przeprawy przez Nysę pod Michałowem i Kopicami oraz drogi w kierunku Kłodzka przez Strzelin i w kierunku Nysy przez Grodków. Dwa działa 6-cio-funtowe przydano oddziałowi z przybocznego pp w Łukowicach Brzeskich.

Przybywszy ze Strzelina – przez Sobótkę, Kąty, Środę Śląską i Legnicę - do brygady generała Mezanellego dołączyła brygada generała Levebvre’a w składzie 2. pułk dragonów Taxis, 3. pułk szwoleżerów Leiningen oraz lekka bateria 6-cio-funtowa Caspers.

Osłonę korpusu blokadowego przed operacjami nieprzyjaciela na prawym brzegu Odry, z rejonu Koźla, stanowiły docierające aż do Gliwic i Tarnowskich Gór patrole polskich powstańców.

Z powodu braku inżynierów wojskowych (fortecznych) oficerom artylerii przypadło określenie miejsc ustawienia pierwszych baterii (oblężniczych), do czego przystąpiono zaraz po zamknięciu blokady. W nocy z 11. na 12. stycznia w położonej w odległości 800 do 1000 kroków na północny zachód od miasta dolince zielęcickiej (nazwa lokalna terenów w zachodniej dzielnicy miasta), skąd był wgląd na dzieła fortyfikacyjne, rozpoczęto budowę 3 baterii dla haubic polowych (nr. I, II i III) oraz rowów komunikacyjnych (dobiegowych). Ogień skierowany z twierdzy na robotników pozostał bez skutków. Prace kontynuowano przez następne noce przy dotkliwym zimnie, które nastało wraz z porywistym wiatrem i zadymką śnieżną. Roboty przedłużały się z powodu zmarzniętej ziemi, przez co wspomniane baterie nie mogły być ukończone i uzbrojone przed 15. stycznia.

Tymczasem 13. stycznia ściągnięto z Wrocławia mały park oblężniczy, w skład którego wchodziły 2 działa 12-sto-funtowe, 4 ciężkie haubice i 2 moźdierze. Jednak komendant blokady - generał-lejtnant von Deroy - po rozpoznaniu stanu dzieł fortyfikacyjnych - nie uznał otwarcia formalnego oblężenia, poprzez kopanie okopów i rowów zbliżeniowych, za warte zachodu i poprzestał na budowie dodatkowych 4 baterii na lewym oraz 1 na prawym brzegu Odry.

Generał-major von Raglowich polecił naprawić zniszczoną przez Prusaków, w miarę zbliżania się Bawarczyków, przeprawę przez Odrę pod Brzeziną, godzinę drogi od twierdzy w dół rzeki i utrzymywać łączność między wojskami korpusu blokadowego po obu stronach Odry.

14. stycznia w celu osłony korpusu blokadowego przed ewentualnym zbliżaniem się nieprzyjaciela znad Oławy w kierunku Wiązowa, dokąd książe von Anhalt-Pless wysyłał patrole również ze Strzelina, na pozycje pod wioską Przylesie wysłany został porucznik von Mühlholz i podporucznik Anton Freiherr von Gumppenberg wraz ze wszystkimi strzelcami przybocznego pp.

Równocześnie z 3 pierwszymi bateriami na lewym brzegu w nocy z 14. na 15. stycznia ukończono rozpoczętą 13. stycznia budowę pozostałych 4 baterii IV, V, VI i VII po tej stronie rzeki oraz baterii VIII na prawym brzegu.

Bateria IV znajdowała się w odległości 800 kroków (od dzieł twierdzy), na łagodnym wzniesieniu między drogami prowadzącymi do Małujowic i Pępic, naprzeciw bastionów Marchia i Pomorze: baterie VI i VII , wysunięte na odległość strzału kartaczowego, leżały w niecce między drogami prowadzącymi do Pępic i Żłobizny, naprzeciw prawego barku i lewego czoła bastionu Magdeburg; bateria V tuż przy Odrze, w bok od Rataj – z polem ostrzału wzdłuż Odry i przedpola przyczółku mostowego. Do budowy baterii VIII na prawym brzegu jako przedpiersie wykorzystano znajdujący się tam wał (przeciwpowodziowy, tuż za opuszczoną przez załogę redutą (pisarzowicką).

Gdy 14. stycznia o godzinie 10. wieczorem można już było wtaczać armaty, stojący na Ratajach strzelcy 10. pp junker wszczęli potyczkę z pruskimi forpocztami przy Bramie Wrocławskiej (zapewne w celu odwrócenia uwagi).

Do godziny 3. rano 15, stycznia wszystkie baterie były uzbrojone – w tych na lewym brzegu Odry ustawiono 2 działa 12-sto-funtowe, 4 6-cio-funtowe, 4 ciężkie i 6 lekkich haubic (polowych), zaś w baterii na prawym brzegu 2 działa 6-cio-funtowe i 3 7-mio-funtowe haubice: razem 21 dział.

Moździerzy chwilowo jeszcze nie ustawiono, by zaoszczędzić miastu bombardowania (pod tym pojęciem rozumiano ostrzał ogniem pośrednim z dział stromotorowych, czyli moździerzy i haubic).
Wkrótce ze wszystkich stron w kierunku twierdzy otwarto wzmożony ogień, trwający nieprzerwanie przez 12 godzin, w którym to czasie wystrzelono 1500 kul i granatów, wzniecając w mieście pożary w 5 miejscach. Podjęte podczas ostrzału rozpoznanie w okolicach Bramy Wrocławskiej doprowadziło do przekonania, że zamarznięta fosa jest drożna (tzn. że lód jest wystarczająco gruby, by po nim przejść).

Po zakończeniu bombardowania o godzinie 3. po południu wysłany z kwatery głównej księcia Hieronioma (Bonapartego – brata cesarza) jako parlamentariusz generał Levebvre-Desnoëttes przybył do miasta, by skłonić generała Corneruta do kapitulacji, nie osiągnając zamierzonego celu.

Jednak jeszcze tej samej nocy, w świadomości niebezpieczeństwa szturmu, grożącego po zamarznięciu fosy, pruski komendant zdecydował się - po uprzednim rozebraniu zewnętrznego mostu przez fosę - na ewakuację przyczółka mostowego, zniszczenie mostu odrzańskiego i obsadzenie drogi ukrytej od strony miasta.

Wczesnym rankiem 16. stycznia generał Raglowich niezwłocznie obsadził opuszczone dzieło 2 kompaniami z 4. pp Salern i polecił naprawić most przez fosę, zaś porucznik Dietrich przeprowadził tam swe 6-cio-funtowe działa z baterii VIII na prawym brzegu Odry, okopał się pod osłoną budynków stojących tuż przy moście i rozpoczął ostrzał wału głównego, sam stojąc w najcięższym bezpośrednim ogniu z twierdzy.

Generał Cornerut, obawiając się mającego teraz nastąpić szturmu przez zamarzniętą fosę, zapragnął zawarcia proponowanej mu poprzedniego dnia kapitulacji. Kapitulacja została podpisana obustronnie i już w nocy na 17. stycznia bramy Wrocławska i Nysańska zostały obsadzone przez 2 kompanie z bawarskiego 4. i 10. pp. Kapitulację podpisali (ze strony pruskiej) generał-major von Cornerut i inżynier-major von Bourdet oraz (ze strony bawarskiej) generał-lejtnant von Deroy i generał-major Levebvre.

Rankiem 17. stycznia przybył książę Hieronim wraz z generałem Pernety i komisarzem wojennym. O 12. w południe pruski garnizon w sile 1450 ludzi wymaszerował jako jeńcy z wszelkimi honorami i po złożeniu broni został pod eskortą 2 kompanii z 10. pp Junker, pod dowództwen podpułkownika von Schönbrunna, odstawiony do Wrocławia, by stamtąd wyruszyć nad Ren. Pułkownik Pierron zajął miasto na czele 4. pp Salern oraz oddziału kawalerii. Komendantem miasta mianowano francuskiego pułkownika Coutre ze sztabu generalnego księcia Hieronima. Genrał-lejtnant von Deroy otrzymał zaś rozkaz wyruszenia w stronę Koźla.

W twierdzy Bawarczycy zastali: 73 działa, 748 cetnarów prochu, 1500 naboi (ładunków) artyleryjskich, 310 000 naboi karabinowych, 30 000 naboi do karabinków (kawaleryjskich), 2 378 000 kul ołowianych, 60 150 pocisków artyleryjskich, 637 karabinów, 670 rusznic wałowych, pieniądze w kwocie 4000 pruskich talarów oraz zasobne magazyny żywności.

Starty w ludziach były po obu stronach bardzo nieznaczne – po stronie obleganych 1 zabity, kilku rannych i 20 zaginionych (w większości przypuszczalnie dezerterzy); po stronie korpusu blokadowego – 2 zabitych i 2 rannych, uwzględniając zaś boje pod Komornem (przypuszczalnie chodzi o miejscowość pod Koźlem) i Grodkowem - 4 zabitych – w tym porucznik Wilhelm Freiherr von Kleudehen, i 14 rannych – w tym podporucznik Walter, porucznik Karl Freiherr von Zweibrücken i junkier Madroux.

W ten oto sposób twierdza Brzeg padła już w 8 dniu od zamknięcia blokady, przy czym nie użyto ani jednego działa oblężniczego (jedynie działa polowe), nie przypuszczono szturmu i nie wyczerpały się również żywność ani amunicja (po stronie obleganych). Jednak komendant (twierdzy) nie mógł ani chwili czuć się niezagrożony szturmem przez zamarzniętą fosę, a kruszenie na niej lodu było wobec czujności oblegających niezwykle trudnym. Niemniej jednak– dysponując przynajmniej odpowiednią załogą, obsadziwszy należycie drogę ukrytą oraz czyniąc właściwy użytek ze swych dział – byłby w stanie ustrzec się wzięcia twierdzy z zaskoczenia, szczególnie uwzględniwszy fakt, że morale załogi było dobre, zaś w twierdzy zgromadzono zapasy żywności na 4 – 5 miesięcy, a zapasy prochu i amunicji były wystarczające.

Zarzuty postawione komendantowi twierdzy ze strony pruskiej (jak pisałem już wcześniej, w sprawie kapitulacji Brzegu odbył się później sąd wojenny, którego sam komendant – na szczęście dla siebie - nie dożył) obejmowały:

1.zaniedbanie zabezpieczenia (popsutych) odcinków wału głównego, dających wgląd (nieprzyjacielowi) i naprawy uszkodzeń bastionu Pomorze
2.zaniedbanie wyszkolenia rekrutów
3.nieobsadzenie opalisadowanej ukrytej drogi
4.przekazanie twierdzy bez rady wojennej

Do powyższych zarzutów można jeszcze dodać opuszczenie przyczółka mostowego (Szańca Celnego). Po stronie pruskiej utrzymywano, że do obsadzenia ukrytej drogi wystarczałoby 70 – 80 ludzi, co uniemożliwiłoby nieprzyjacielowi skryte podejście do fosy i zakłócanie robót przy rozbijaniu lodu i pozwoliło na ochronę wału głównego przed atakiem z zaskoczenia. Całkowite opuszczenie przyczółka mostowego i oddanie go nieprzyjacielowi również nie było konieczne.

W celu kontynuacji wojny na Śląsku utrzymanie Brzegu przez kolejnych kilka dni zdawało się mieć szczególne znaczenie dla księcia von Anhalt-Pless, o czym jednak generał-major von Cornerut nie był przypuszczalnie poinformowany. Straty poniesione przez Prusaków podczas nieudanej odsieczy Wrocławia i sam upadek umocnionej śląskiej stolicy okazały się dla księcia niezwykle dotkliwe. Również wiadomości napływające z Polski były nadzwyczaj niepokojące. Dlatego też, gdy tylko alianci ruszyli na Brzeg i Świdnicę, usiłował podjąć pertraktacje z księciem Hieronimem we Wrocławiu, w sprawie zawarcia zawieszenia broni na okres 3 miesięcy, oferując przy tym przekazanie Brzegu jako argument przetargowy. Również książę Hieronim zdawał się skłaniać do przyjęcia zawieszenia broni, czemu dał wyraz w piśmie do księcia von Pless z 16. stycznia, w którym przekazanie Brzegu określa jako warunek zawarcia zawieszenia broni, lecz gdyby twierdza miałaby się w międzyczasie znaleźć się w jego posiadaniu, dalsze pertraktacje wymagałyby innych ustaleń. „Z tego też powodu sprawiłoby mu (Hieronimowi) wielką przyjemność, gdyby książę (Pless) pojutrze zechciał się udać do Braszowic (w powiecie ząbkowickim), by dojść do porozumienia co do przekazania innego umocnionego miejsca”. Jednak z powodu niespodziewanej kapitulacji Brzegu książę Pless całkowicie stracił nadzieję na uzyskanie u Hieronima 3-miesięcznego zawieszenia broni i dlatego nie przybył też na ustalone na 18. stycznia w Barszowicach - wiosce leżącej między Ząbkowicami a Bardem Śląskim - spotkanie obu wodzów. Nie będąc już tego dnia w stanie zaoferować przekazania Brzegu, w celu osiągnięcia korzystnego porozumienia, nie chciał za tą cenę poświęcić innej twierdzy. Brzeg był bowiem w jego mniemaniu najsłabszą śląską twierdzą, nie mogącą wytrzymać oblężenia. Żywiąc już podczas oblężenia Wrocławia zamiar ewakuacji Brzegu, jeszcze przed zamknięciem blokady poczyniono ku temu pierwsze kroki, rozpoczynając przenoszenie zapasów do Koźla.

Książę Hieronim czekał więc na próżno przez cały dzień na przybycie księcia von Pless i również na próżno poczynił przygotowania do przyjęcia swego przeciwnika z wszelkimi honorami, przydzielając mu wartę honorową i zapewniając wszelkie honory, należne sobie samemu, wysyłając do rzeczonej miejscowości bawarski przyboczny pp.

Ważną konsekwencją upadku Brzegu było dla aliantów to, że książę von Pless opuścił teren całego nizinnego Śląska i wycofał wszystkie mobilne wojska (polowe – oczywiście wyłączając garnizony w broniących się jeszcze twierdzach) do hrabstwa kłodzkiego, widząc przez utratę tego miejsca (Brzegu), w powiązaniu z utratą Głogowa i Wrocławia, większą część Śląska we władaniu nieprzyjaciela i będąc pozbawionym wszelkich możliwości wzmocnienia własnych sił w przypadku nieosiągnięcia zawieszenia broni.

Kapitualcja Brzegu, odpowiadająca w swej istocie kapitulacji Wrocławia (odnośnie warunków), została podpisana 16. stycznia przez następujących sygnatariuszy:

von Cornerut – generał-major i komendant twierdzy Brzeg
von Bourdet – inżynier-major i wicekomendant
von Deroy – generał-lejtnant w służbie JW króla Bawarii, dowódca 1. dywizji armii bawarskiej 9. korpusu Wielkiej Armii, kawaler Krzyża Wielkiego bawarskiego Orderu Wojennego Maxa-Józefa i francuskiej Legii Honorowej
von Levebvre-Desnoëttes – dowódca bawarskiej brygady kawalerii, Pierwszy Koniuszy Jego Cesarskiej Wysokości księcia Hieronima Napoleona, Komandor Legii Honorowej i Krzyża Wielkiego badeńskiego Orderu Wierności.

W pracy zamieszczono następujący sytuacyjny plan oblężenia.

0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2008-01-19, 14:46   Oblężenie Brzegu w roku 1807, Część II

Hans Schulz, Oblężenie Brzegu w roku 1807

z Czasopisma Towarzystwa Historii i Starożytności Śląska (Zeitschrift des Vereins für Geschichte und Altertum Schlesiens), Rocznik 1900

Jesień roku 1806 przyniosła pruskiej armii druzgocące klęski. Na ziemiach pruskich, które już dawno nie zaznały nieprzyjaciela, stał oto Napoleon, a chwała pruskiego oręża epoki fryderycjańskiej odeszła w przeszłość. Zwycięzca podążył za upokorzonym królem (pruskim) aż na daleki, północnowschodni kraniec państwa (Fryderyk Wilhelm III schronił się w Kłajpedzie), powierzywszy zajęcie południowozachodniej połaci państwa swemu bratu Hieronimowi oraz armii złożonej głównie z wojsk bawarskich i wirtemberskich. Śląsk był źle przygotowany do stawienia czoła nieprzyjacielowi. Niedostateczna współpraca między władzami cywilnymi i wojskowymi, niedbałość i nieudolność sprzyjały przeciwnikowi. 21. listopada generał major książę von Anhalt-Pleß został mianowany gubernatorem Śląska, a następnego dnia komendanci śląskich twierdz (Brzegu, Głogowa, Kłodzka, Koźla, Nysy, Srebrnej Góry, Świdnicy i Wrocławia) otrzymali rozkaz uporczywej obrony powierzonych im placów, za co ręczyć mieli głową. Minmo to już 3. grudnia padł Głogów, a 7. nieprzyjaciel zamknął pierścień oblężenia wokół Wrocławia, którego gubernatorem był generał major von Thile. W celu uderzenia na prawe skrzydło księcia von Pleß, gdyby ten usiłował przyjść z odsieczą Wrocławiowi, do Oławy odkomenderowano generała Montbruna wraz z trzema pułkami wirtemberskiej kawalerii, wzmocnionymi wkrótce 2. pułkiem piechoty Kronprinz Następca Tronu pod dowództwem podpułkownika von Dallwigka. Niebawem dołączył generał hrabia Minucci z 2. batalionem 3. bawarskiego pułku piechoty. Cztery wirtemberskie kompanie zajęły Ścinawę Polską, wioskę położoną między Oławą a twierdzą Brzeg, ku której wysunięto piechotę z bawarskiego pułku piechoty Kronprinz i wirtemberskich jegrów jako forpoczty. Wirtemberska kawaleria rozlokowana była w Oławie i Godzikowicach, pozostałe jednostki, w tym wirtemberska sześciofuntowa bateria artylerii konnej (wyposażona w sześciofuntowe działa), biwakowały między Ścinawą Polską a Oławą. Zgodnie z planem księcia von Pleß z Brzegu miał wyruszyć w stronę Oławy oddział piechoty złożony ze 100 jegrów i strzelców z Brzegu i Koźla, 40 cieśli, do tego 100 koni i 4 3-funtowe działa z zadaniem zerwania tam mostu odrzańskiego i obsadzenia mostu na Oławie. 29. grudnia o czwartej nad ranem odrzucono (wirtemberskie) forpoczty i zajęto Ścinawę Polską, jednak wobec niespodziewanej przewagi nieprzyjaciela Prusacy musieli się wycofać do Brzegu, ponosząc dotkliwe straty. Ponieważ gubernator Wrocławia nie spełnił swojej powinności, podjęta przez księcia von Pleß próba odsieczy zakończyła się niepowodzeniem. 5. stycznia śląskie miasto stołeczne i rezydencjonalne (oficjane określenie Wrocławia) skapitulowało, a 7. Hieronim , który przybył pośpiesznie w tym celu z Polski, wkroczył do zdobytego miasta na czele swych wojsk oblężniczych. Jeszcze tego samego dnia bawarska dywizja generała lejtnanta Deroy`a otrzymała rozkaz blokady Brzegu.

Brzeska twierdza, okryta chwałą w wojnie trzydziestoletniej, kiedy to z powodzeniem stawiła czoła Szwedom Torstensohna, zdobyta przez Fryderyka Wielkiego w 1741 roku, już od 66 lat zaznawała pokoju. Zaniedbane dzieła fortyfikacyjne były na tyle popsute, że książę von Pleß jeszcze w trakcie oblężenia Wrocławia rozważał możliwość ewakuacji Brzegu, rozkazwszy już przeniesienie zapasów do Koźla.

Miasta strzegło 9 bastionów: bastion Prusy (dawniej zamkowy), na którego pozostałościach powstały promenady Parku Nadodrzańskiego, bastion Brandenburgia (wielki), naprzeciw (..) szkoły rolniczej (czyli późniejszej piątki), bastion Pomorze (małujowicki), na posiadłości przemysłowca von Löbbecke (czyli w miejscu ruin pałacyku przy ul. Chrobrego), bastion Marchia (Rady Miejskiej), w miejscu aresztu śledczego (dzisiejsze więzienie), bastion magdeburski (wysoki), naprzeciw restauracji Bergel (czyli nieco dziś zaniedbanago placu za murem w kwadracie ulic Spacerowej i Głowackiego; sam bastion znajdował się na terenie zajmowanym dziś przez szkołę podstawową nr 1), bastion Halberstadt (starobrzeski), między bramami Nysańską i Opolską (wyloty dzisiejszych ulic Długiej i Dzierżonia), bastion Wilhelm, dawniej nawiedzony „Strzeż się” (miało tam ponoć straszyć) na terenie rejonowego zakładu dla umysłowo chorych (czyli warsztatów ZSZ Nr 1), bastion Hautcharmois (Odrzański) - na wschód (w miejscu dzisiejszego mostu) i bastion Fryderyk – na zachód od mostu. Przyczółek mostowy na prawym brzegu Odry chronił Szaniec Celny w kształcie litery M (czyli tzw. dzieło rogowe – 2 półbastiony połączone kurtyną), a przed nią – na drodze do Pisarzowic – wysunięta reduta (pisarzowicka). Umocniona była również wyspa Młyńska (znajdował się tam szaniec). W najgorszym stanie znajdował się bastion Pomorze: część przedpiersia osunęła się do fosy, zawężając ją do szerokości 5 stóp.

Rozmieszczenie poszczególnych dzieł fortyfikacyjnych twierdzy oraz baterii oblężniczych można prześledzić na poniższym planie oblężenia Brzegu w roku 1807 (pochodzącym z pracy Eduarda von Höpfnera „Wojna roku 1806 i 1807”, Berlin 1850-51).



Przykładowy profil fortyfikacyjny z opisem poszczególnych elementów.


Poniższa projekcja planu oblężenia na dzisiejszy plan miasta pozwoli m.in. rozeznać położenie baterii oblężniczych. Warto zwrócić również uwagę na fakt, że niektóre charakterystyczne ulice i place Brzegu poza obrębem fortyfikacje (n.p. rondo) istniały praktycznie już przed 200 laty.



Ludność cywilna, żyjąca w obrębie tych fortyfikacji liczyła ponad 7000 dusz, wliczając w to mieszkańców przedmieść oraz podlegających jurysdykcji kolegiackiej i kasztelańskiej. W skład załogi wchodził 3. batalion pułku piechoty Malschitzky - 780 ludzi, batalion uwolnionych (z niewoli – w pierwotnym znaczeniu wykupionych lub wymienionych jeńców, w szerszym znaczeniu zbieranina różnej maści „niedobitków”), liczący 227 ludzi, 193 kantonistów (powołani do służby wojskowej z kantonów, czyli rejonów uzupełnień pułków), 62 jegrów z zaciągu, 53 artylerzystów i 158 inwalidów – w sumie 1473 ludzi, łącznie z oficerami. Komendantem twierdzy był 73-letni generał major (Peter) von Cornerut, któremu książę Pleß tuż przed oblężeniem przydzielił majora Bourdeta jako inżyniera placu i wicekomendanta. Na wałach znajdowało się 22 dział 12-funtowych, 4 haubice i 8 moździerzy.

Oblężenie pobliskiego Wrocławia wymogło podjęcie kroków w celu podwyższenia stanu obronności dzieł fortyfikacyjnych. Już 10. grudnia zerwano zewnętrzny most przed Bramą Odrzańską (tzn. most na fosie wokół szańca celnego), a mieszkańcom przedmieść obwieszczono, by zabezpieczyli swe mienie. Większość z nich nie zastosowała się jednak do tego polecenia. 1. stycznia nieprzyjaciel pojawił się w Dobrzyniu Wielkim, a 2. także w Karłowicach. Były to oddziały brygady generała majora hrabiego Mezanellego, które nadciągały z okolic Kalisza, a wykorzystując Opole jako punkt wyjściowy, wysyłały patrole w stronę Brzegu, Koźla i Nysy. Następnie Mezanelli przemaszerował z całą brygadą przez Lewin, Grodków i Pępice do Oławy. 7. stycznia bawarski oficer przeprowadził rozpoznanie twierdzy od strony Pisarzowic, następnego dnia nadciągnął generał major von Raglowich wraz z trzema bawarskimi oddziałami 4. pułkiem piechoty Salern, sześciofuntową baterią pieszą Göschl i lekkim batalionem Braun. Wkrótce nadciągnął również Mezanelli i o godzinie drugiej oddano z twierdzy pierwsze strzały do zbliżającego się nieprzyjaciela, na które ten odpowiedział kilkoma granatami wystrzelonymi z haubic. Twierdza została zablokowana i wezwana przez Mezanellego do kapitulacji na razie bezskutecznie. Nieprzyjaciel zajął Żłobiznę, Pawłów i Kościerzyce. W nocy ostrzał artyleryjski z twierdzy, skierowany na rozpalone przez straże ogniska, zmusił nieprzyjacielskie forpoczty do cofnięcia się o kilkaset kroków. W końcu 9. stycznia na prawym brzegu Odry nadciągnął z Wrocławia generał lejtnant von Deroy wraz z pułkiem piechoty i równie bezskutecznie ponowił wezwanie do kapitulacji.

Wieczorem bateria Göschla ustawiła się za wałem (przeciwpowodziowym) na prawym brzegu Odry i ostrzelała przyczółek (szaniec celny) pełnymi kulami, a miasto granatami, z których 67 wyrządziło szkody w różnych budynkach, a zwłaszcza w ratuszu. Od strony miasta podpalono przedmieście nysańskie oraz ściśle z nim graniczącą wieś Rataje (tak napisał autor, w rzeczywistości z Ratajami graniczyło przedmieście wrocławskie). W mieście panowała zupełna cisza, pożary rozświetlały kościół św. Mikołaja i wieżę ratuszową tak jasno, że wyraźnie widoczne były cyfry na tarczy zegara. Nie wybijały jednak godziny i nie dzwoniły dzwony. Następnego dnia, w niedzielę 11. stycznia nie odprawiono nabożeństw. Nieprzyjaciel otrzymał posiłki i w nocy przystąpił do budowy baterii w dolince zielęcickiej, graniczącej od północy z Ratajami (na terenie dzisiejszej zachodniej dzielnicy miasta). Z miasta widoczne były liczne słomiane szałasy przed Zielęcicami i Żłobizną; z wielką obawą oczekiwano nocnego szturmu. 12. stycznia nadciągnął jeszcze jeden bawarski pułk, przez co Brzeg był zupełnie zablokowany. Z uwagi na stan, w jakim znajdowała się twierdza, nieprzyjaciel nie uważał za stosowne rozpoczynanie regularnego oblężenia (czyli tzw. kreciej roboty, polegającej m.in. na kopaniu rowów zbliżeniowych, zwanych z francuska „sappe”; ich kopacze zaś - „sappeur”, to właśnie stąd wywodzi się termin „saper”), ograniczając sie jedynie do budowy siedmiu baterii na lewym i jednej na prawym brzegu Odry. Z powodu ostrego mrozu, porywistego wiatru i zamieci śnieżnej prace te ukończono dopiero 14. stycznia. Aż do tego dnia nie strzelano zbyt wiele, lecz wieczorem w akompaniamencie gwałtownej strzelaniny przed Bramą Wrocławską na wspomniane baterie wtoczono działa. O trzeciej w nocy rozpoczęło się bombardowanie, trwające nieprzerwanie 12 godzin – aż do trzeciej po południu 15. stycznia. Na miasto spadło 1500 pocisków i tylko nieliczne budynki nie doznały żadnych szkód. Wszyscy mieszkańcy gorąco pragnęli zakończenia oblężenia. O trzeciej pojawił się wysłany przez Hieronima jako parlamentariusz z kwatery głównej we Wrocławiu generał Lefebvre- Desnoëttes, który został wpuszczony do twierdzy, lecz jego wezwanie do kapitulacji spotkało się z odmową. Jednak z powodu zamarznięcia fosy, wskutek panującego mrozu, twierdzy groził (bezpośredni) szturm. Komendant wycofał więc załogę z przyczółka (Szańca Celnego) do drogi ukrytej na lewym brzegu Odry. Nieprzyjaciel natychmiast obsadził opuszczone dzieło i rozpoczął ostrzał wału głównego. W tej sytuacji Cornerut zdecydował się na kapitulację, którą podpisano 16. stycznia. Jeszcze tego samego dnia Bawarczycy obsadzili Bramę Wrocławską i Nysańską. 17. stycznia o dwunastej w południe pruska załoga opuściła twierdzę przez Bramę Wrocławską, złożyła broń przed Hieronimem, przybyłym specjalnie z tej okazji i powędrowała (do niewoli) nad Ren. Pruska armia doznała kolejnej hańbiącej porażki, a ręce Bawarczyków dostały się bogate zasoby broni, amunicji i żywności.

Bardzo ciekawy opis zaszłości w brzeskiej twierdzy zamieszczony jest we wspomnieniach, które bezpośredni uczestnik wydarzeń – ówczesny podporucznik śląskiej artylerii fortecznej Johann Carl Theodor Doerks - spisał dla swych dzieci w roku 1830. Doerks został 19. grudnia 1806 odkomenderowany z Nysy do Brzegu z zadaniem sformowania półbaterii. Oto jego relacja.

Przybywszy do Brzegu odnalazłem porucznika von Wallbauma, który z rozkazu księcia von Pleß formował batalion z żołnierzy, którzy dostawszy się do niewoli pod Jeną, sami zdołali się z niej uwolnić. Do wyszykowania owego batalionu użyto zapasów pułku von Malschitzky, który to wcześniej wymaszerował w pole. Mnie przypadły dwa 3-funtowe pułkowe działa polowe 3. batalionu von Malschitzky. Dobrawszy dalsze 2 3-funtowe działa forteczne przysposabiałem je do użycia w polu (zapewne chodziło o lafetowanie), z czym uporałem się w ciągu kilku dni.

Zaraz potem, w związku z powziętym zamiarem odsieczy Wrocławia, otrzymałem rozkaz dołączenia ze swą półbaterią do korpusu, w skład którego wchodziły wspomniany wyżej, nowo sformowany batalion, oddział 100 prywatnych (cywilnych) jegrów oraz szwadron huzarów. Całością dowodził major von Kossecky z pułku von Pelchrczim. Przydzielono mi 4 podoficerów, 30 kanonierów z brzeskiego oddziału artylerii oraz konie i pachołków z rozwiązanego „latającego” konnego depotu (zaplecze, magazyn) porucznika Stünznera z Głubczyc. Plan odsieczy Wrocławia był źle przygotowany i nie pozostał niestety utrzymany w należytej tajemnicy.Ponadto książę von Pleß zdawał się nie być wcale obeznany z rozmieszczeniem sił nieprzyjaciela. Na przykład mały korpus (oddział) piechoty wraz z kawalerią i artylerią, odkomenderowany ze Świdnicy do działań pod Wrocławiem, został już w drodze zaatakowany przez Wirtemberczyków, oficer artylerii – porucznik Esklony został zabity,zaś sam korpus, poniósłszy znaczne straty, odparty. Korpus, w którym ja się znajdowałem, wyruszywszy z Brzegu, miał za zadanie wyprzeć z Oławy nieprzyjaciela, którego siły szacowano na kilkuset ludzi, oraz gruntownie zniszczyć most odrzański – w tym celu zabrano 30 mieszczańskich (cywilnych) cieśli, którzy w wyniku zakończonego niepowodzeniem ataku zostali z powodu nieporozumienia paskudnie porąbani przez nieprzyjaciela (kawalerię) - poczym dołączyć do głównego korpusu księcia, maszerującego z Nysy w stronę Borka Strzelińskiego, gdzie nieprzyjaciel rzekomo miał zająć pozycje. Niestety główny korpus nieprzyjaciela nie stał w okolicach Borka, lecz pod Oławą, oczekując już nadejścia księcia. My jednak – t.j. nieliczny korpus z Brzegu – natarliśmy na nieprzyjaciela, wypierając co prawda ciemnym rankiem jego korpus obserwacyjny spod Oławy – w pobliżu wsi Ścinawa Polska, zdobyliśmy obóz wraz z armatami oraz wzięliśmy jeńców, niemniej wraz z nastaniem dnia musieliśmy stwierdzić,że właściwie wpadliśmy prosto w ramiona nieprzyjaciela, który teraz na dobre zauważył naszą garstkę, jako że za nami – niczym biała chmura – nadciągały pułki nieprzyjacielskiej kawalerii, celem odcięcia nam odwrotu. Zamiar ten powiódł się, gdyż lękliwy brzeski komendant genarał major von Cornerut nie pozwolił, by przybyły z Koźla odwodowy 3. batalion muszkieterów (określenie zwykłej piechoty, w odróżnieniu od elitarnych grenadierów, czy fizylierów) pułku von Pelchrczim ruszył nam w sukurs, z obawy, by nie utracić i tego oddziału, stojącego już w gotowości na brzeskim rynku, gdzie słychać było kanonadę.

Ja ze swej strony czyniłem w tym przedsięwzięciu swą powinność, choć nie było mi obojętnym, gdy już przy pierwszej komendzie ognia padł kanonier odpalający armatę, trafiony kulą karabinową w głowę i gdy - nacierając - dostaliśmy się pod grad kul, nadlatujących głównie od strony barykady, ustawionej przez nieprzyjaciela na drodze, przy czym ranionych zostało kilku moich artylerzystów. Tak już bowiem jest, że każdego żołnierza, stojącego pierwszy raz w nieprzyjacielskim ogniu, ogarnia swoisty zapał. Szarżowałem więc zawzięcie, mimo że mój wierzchowiec – dano mi ich dwa wraz z pachołkiem - spłoszony błyskiem armatnich wystrzałów, nacieraliśmy bowiem o brzasku – zrzucił mnie, jako że jeźdźcem byłem niewprawnym i pogalopował w dal. Komenderowałem więc dalej pieszo, aż całkowicie wyparliśmy nieprzyjaciela, biorąc jeńców i dwie armaty. Z tym większym przeto frasunkiem przyszło mi zaraz potem oglądać, jak otaczała nas nieprzyjacielska kawaleria, tym bardziej, że nie zdołałem zrejterować do tak zwanego ukrytego zagajnika (prawdopodobnie nazwa lokalna), a z Brzegu, do którego to miejsca się cofałem, nieprzerwanie przy tym strzelając, nie pośpieszono nam w sukurs. Tak więc musiałem się poddać swemu losowi, zwłaszcza że mające mnie osłaniać oddziały w większości uciekły; lekko ranny major wraz z adjutantem i kilkoma oficerami zrejterowali i jedynie kapitan von Prittwitz i porucznik von Wittig wraz z 50 ludźmi dołączyli do baterii, niezdolni już do stawiania dalszego oporu. Powierzając swój los w ręce boskie wydałem rozpaczliwy rozkaz zagwożdżenia armat (chodziło o wbicie gwoździ w zapał, przez co armata stawała się praktycznie bezużyteczna, gdyż nie można jej było odpalić). Wyrwawszy gwoździe z rąk kilku nieskorych do tego kanonierów własnoręcznie zagwożdżałem już drugie działo, gdy dopadła nas nieprzyjacielska kawaleria. Otrzymałem potężne cięcie przez głowę, które powaliło mnie z nóg. Kilku nieprzyjacielskich kawalerzystów zsiadło wtedy z koni i poderwało mnie z ziemi i wśród najgorszych wyzwisk ze strony nieprzyjaciół, będących przecie również Niemcami – a to Wirtemberczykami, rozpoczęła się grabież: wzięto mi szpadę, zerwano szarfę, odebrano sakiewkę, a nawet chustkę do nosa i rękawiczki. Nieprzyjacielski oficer rozkazał mi odprzodkować armaty i zwrócić w przeciwną stronę. Również kapitan von Prittwitz i porucznik von Wittig zostali ograbieni, ostatniemu odebrano nawet kapelusz – chyba z powodu galonów. Tak oto w triumfalnym pochodzie odwiedziono nas do Oławy, lecz po drodze nieprzyjacielscy żołnierze, których uprzednio wyrzuciliśmy z obozowiska, do którego tymczasem powrócili, potraktowali nas kolbami. W Oławie doprowadzono nas na zamek, gdzie naczelnik urzędu Eisfeld dzierżawił domenę. Przydzielono nam tam pokój i postawiono pod strażą. Naszych ludzi, wśród których dostrzegłem niestety wielu z moich artylerzystów i jegrów, którzy to nie byli nawet żołnierzami, straszliwie porąbanych szablami w głowy i plecy, umieszczono po części w szpitalu lub wyprawiono do Wrocławia. Około dziesiątej zostaliśmy przedstawieni przybyłemu tymczasem generałowi Montbrun, któremu przy tej okazji właśnie zzuwano buty. Jego zadane po francusku pogardliwe pytanie „czy to są oficerowie?” do dzisiaj dźwięczy mi w uszach. Niedługo potem proszono nas na śniadanie i z galanterią posadzono przy rzeczonym generale. Moi współtowarzysze niewoli mówili, jak się okazało, dobrze po francusku i pan generał żywo z nimi konwersował. Nie rozumiejąc niestety rozmowy zorientowałem się jednak, że i o mnie była mowa. Porucznik von Wittig przetłumaczył mi, że generał wyrażał się z uznaniem o mojej postawie, jako że poprzez celny i dobrze prowadzony, skuteczny ogień utwierdzilem go w wierze, że nadciąga cały korpus księcia von Pleß oraz że podczas odwrotu uczyniłem wszystko, co dobry artylerzysta uczynić powinien. W odpowiedzi skinąłem tylko głową, duch mój był bowien przygnębiony i nie miałem apetytu na śniadanie. Moja kariera zdawała się być zakończona, a pójście w niewolę do Francji moim przeznaczeniem. Po śniadaniu pozwolono nam się oddalić, a około piątej przywołano nas do obiadu. Tym razem wyraźnie starano wywiedzieć się od moich towarzyszy celu naszej wyprawy. Obaj zapewnili mnie jednak, że na ponowione zapytanie generała, jaki zamiar przyświecał przedsięwzięciu księcia von Pleß, odpowiedzieli, iż nie jest to im wiadomym. Również sekretarz generała, zapisujący nasze nazwiska i stan, nie dawał nam tego wieczoru spokoju i - stawiając w naszej izbie wazę punczu - nieprzerwanie rozmawiał z moimi współtowarzyszami. Dołączył do nas i wirtemberski oficer, wcześniej bywszy na pruskiej służbie i nie mówił tedy o naszej armii najlepiej. Zniechęcony ległem na łożu, a później i moi kamraci. Koło pierwszej obudziło nas potężne trąbienie i warkot werbli. Ponieważ nasze okna wychodziły na dziedziniec, nie wywiedzieliśmy się powodu tego poruszenia.

Następnego ranka pojawił się nasz gospodarz – naczelnik Eisfeld, życząc nam dobrego dnia i winszując odzyskanej wolności. Byliśmy zupełnie skonfudowani, nie mogąc sobie tego wyjaśnić. Jednak nie było już straży i Eisfeld zapewnił nas, że w mieście nie ma już nieprzyjaciela, może z pominięciem rannych, o czym sami się przekonaliśmy. Oznajmiono nam, że nocą wszystkie nieprzyjacielskie wojska wymaszerowały. Pozwalało to jedynie suplikować, iż książę von Pleß - tak czy owak - uderzył pod Wrocławiem, zaś generał Montbrun pośpieszył w sukurs swoim, a o nas - w całym rozgardiaszu - po prostu zapomniano. Był już 1. styczneń 1807 roku. Badając sytuację w mieście napotkaliśmy tylko jednego wirtemberskiego oficera na prywatnej kwaterze, który raniony kartaczem (pocisk artyleryjski w formie kulek, umieszczonych zwykle w papierowym lub płóciennym zasobniku, używany do zwalczania „siły żywej” na krótkich dystansach) w zadek straszliwie lamentował. Poza tym w szpitalu byli jeszcze ranni w bitwie nasi i nieprzyjacielscy żołnierze. Radząc, co czynić, rozważaliśmy powrót do Brzegu, mimo iż nie zaręczyliśmy słowem, że pozostaniemy tu jako jeńcy, czego nie dopuszczało nasze poczucie honoru. W końcu uradziliśmy, żeby przez konnego posłańca wyklarować wszystko komendantowi Brzegu i uprosić, by wysłał podjazd celem nas uwolnienia. Jak postanowiliśmy, tak i uczyniliśmy i pod wieczór przybył porucznik von Koekritz wraz z oddziałem – ten sam, który w naszej wyprawie dowodził kawalerią, jednakże zmiarkowawszy niepowodzenie, zawczasu zrejterował, zabierając przezornie zdobyte przez nas działa i jeńców, za co książę von Pleß udekorował go swym własnym orderem „pour le merite” (błękitny Max – najwyższe pruskie odznaczenie bojowe od roku 1740 do 1918). Zameldowawszy na zamku swe przybycie nam na ratunek, odebrał od rzeczonego rannego nieprzyjacielskiego oficera słowo honoru, że ten nie będzie już przeciw nam służył i kazał załadować znajdujących się w szpitalu naszych i nieprzyjacielskich rannych, zdolnych do transportu, na podstawione na oławskim rynku wozy furażowe. Również i my usadowiliśmy się na takim wozie i tym oto sposobem znaleźliśmy się znów w Brzegu.

Po kilku dniach otrzymaliśmy rozkaz od generała Montbrun, który suponując nas jeszcze w Oławie żądał, abyśmy się niezwłocznie udali do kwatery głównej pod Wrocławiem. Rozkaz ów przesłał nam naczelnik Eisfeld. W naszej odpowiedzi eksplikowaliśmy, że będąc uwolnionymi wojennym sposobem (właśnie w tym celu wysłano ów podjazd; owa zaszłość odegra jeszcze pewną rolę przy mającej później nastąpić kapitulacji brzeskiej twierdzy) nie poczuwamy się w obowiązku respektować owego rozkazu. Jednak komendant (twierdzy), stary, blisko 70-letni słaby człowiek (Peter von Cornerut miał w rzeczywistości 73 lata; jednym z przejawów kryzysu pruskiej armii był zaawansowany wiek korpusu oficerskiego, a w szczególności podeszły wiek korpusu generałów; obsadzanie stanowisk komendantów twierdz – w okresie pokoju - wysłużonymi oficerami było często praktykowane jako przyznanie rodzaju dożywotniej renty) lękliwie i wbrew wszelkim argumentom żywił obawy, czy pozwolić nam – uprzednio wziętym do niewoli oficerom – pełnić dalszą służbę i przedłożył sprawę księciu von Pleß. Mnie jednak odejść (do Nysy) nie pozwolił, chcąc zatrzymać do obrony twierdzy. Ponieważ odpowiedź księcia nie nadchodziła, a tymczasem nieprzyjaciel podszedł również pod Nysę, przez co nie mogłem już tam powrócić, pozostałem więc w Brzegu, gdzie powierzono mi sporządzanie kul zapalających i świecących (amunicji zapalającej i świetlnej). W tym celu musiałem wpierw wysuszyć saletrę, gdyż o takiej amunicji dotychczas nie pomyślano. Stary komendant był dobrym żołnierzem, jednak zgoła nieodpowiednim do piastowania poruczonego mu urzędu, przy tym nadzwyczaj dziwacznym i małostkowym, choć i niezwykle sumiennym. Tak więc – dla przykładu – kazał przenieść zapasy sukna mundurowego pułku von Malschitzky, wyruszywszego uprzednio w pole, do swego mieszkania (w komendanturze, czyli późniejszej aptece pod „Murzynkiem” w rynku) i własnoręcznie odmierzał je krawcom, mającym ubrać kilkuset ludzi z zaciągu. Zaiste zajęcie to niegodnym było komendanta. Zadbał również o zaprowiantowanie twierdzy, sprowadzając do miasta pokaźną liczbę wieprzy – z zasobów podlegających inspektoratowi sprawowanemu przez audytora rządowego Schuberta. Wpadł przy tym na osobliwy pomysł, by pokaźną część ubić, zaś mięso ugotować w kadziach warzelniczych, a zupę zaszpuntować w beczkach i wyprawić wraz z solą i pieprzem jako strawę dla oddziałów odkomenderowanych do odsieczy Wrocławia. Kto jednak ową zupę jadł i co się z nią stało, nie jest mi wiadomym, mnie ona nie rozgrzała. Jeśli prawdą jest, co mówią niekórzy, że komendant - przy okazji bicia - kiszki i podroby zachował dla siebie, poleciwszy z tego zrobić kiełbasę, to i ja odniosłem stąd korzyść, jako że będąc codziennym gościem u jego stołu, zaświadczyć mogę, że prawie przez 14 dni nie jadłem nic prócz kiełbasy. Rzeczona wieprzowina została zapeklowana i była składowana w piwnicy komendanta, skąd po kapitulacji wyciągnęli ją Wirtemberczycy.

(-)

Właśnie siedzieliśmy przy obiedzie u komendanta i jedliśmy – jak zwykle - kiełbasę, gdy wszedł frajter (starszy szeregowy) i zameldował, że na przedpolu (twierdzy) pojawiły się nieprzyjacielskie wojska. Ha! – odrzekł komendant, pałaszując przy tym talerz kiełbasy, jako że jak na swój wiek, cieszył się dobrym apetytem – jakichż to znów nieprzyjaciół widzicie, to pewnie zbiegli z niewoli strzelcy krajowi z korpusu księcia von Pleß. Frajter odmaszerował, ale wkrótce pojawił się podoficer, składając tenżesam meldunek. Komendant pokręcił tylko głową, nie przerywając jedzenia i skinieniem ręki odprawił podoficera. Teraz zameldował się sam porucznik von Jentzen zapewniając, że pojedyńczy nieprzyjacielscy kawalerzyści harcują już na stoku bojowym twierdzy (wał po zewnętrznej stronie fosy i drogi ukrytej, opadający w stronę nieprzyjaciela, by uniemożliwić mu wgląd w fosę; to dzieło fortyfikacyjne jest jeszcze dziś dość czytelne – najlepiej na górnej alejce odcinka plant, równoległego do ul. Jana Pawła II; przebiegająca równolegle, nieco niżej, dolna ścieżka, to właśnie droga ukryta). Dopiero teraz sytuacja wydała się naszemu wszechwładnemu być podejrzaną, a i kiełbasa była już zjedzona. Postanowił więc przekonać się naocznie, zaprosiwszy do towarzystwa kapitana von Rawę – jednego ze stołowników i mnie. W drodze dołączył do nas porucznik von Koschitzky, z którym pośpieszyłem na bastion przy bramie Nysańskiej, gdzie przekonałem się o prawdziwości meldunków (brama Nysańska znajdowała się mniej więcej u zbiegu dzisiejszych ulic Piastowskiej, Chrobrego i Długiej; wspomniany bastion to bastion magdeburski lub wysoki – znajdował się na nim tzw. kawalier, czyli nadszaniec, umożliwiający lepszy wgląd w przedpole, bastion ten jest wyraźnie widoczny na starych rycinach, wyobrażających Brzeg od południa). Podążyłem niezwłocznie do komendanta i spytałem, czy nie zamierza rozkazać zamknąć bram, gdyż w przeciwnym razie nieprzyjaciel gotów jeszcze zająć twierdzę z zaskoczenia. Komendant wydał odpowiedni rozkaz, a mnie pozwolił, bym z rzeczonego bastionu dał ognia z działa 12-funtowego, by pohamować nieprzyjaciela w swej zuchwałości harcowania na stokach twierdzy. Na mój rozkaz stawił się przywiedziony przez straż bramną augmentacyjny artylerzysta z 2. pułku (czyli z zaciągu, dla dopełnienia stanu osobowego), który to jednak niestety nie rozumiał się nawet na ładowaniu, tak że asystując mu wraz z Koschitzkim wypaliliśmy kilka razy zaledwie, co jednak wystarczyło, by nieprzyjacielscy jeźdźcy się oddalili. Jednak już niebawem pojawił się parlamentariusz, żądając wpuszczenia do twierdzy. Przekazane przezeń wezwanie do kapitulacji komendant oddalił starą pruską repliką, że „wpierw musi mu się chustka do nosa w kieszeni zapalić ” (tzn. że nie odda twierdzy bez walki). Lecz jakże szybko owo buńczuczne zapewnienie zupełnie się odmieniło.

Następnej nocy nieprzyjacielskie konne baterie haubic ostrzeliwały miasto – bawarska artyleria posiada takowe działa - z jaszczami zarazem przodkami będącymi, na których i kanonierzy siedzą, poczym ustawił kilka baterii demontujących (przeznaczonych do bezpośredniego zwalczania – demontowania – umieszczonej na wałach artylerii obrońców oraz przedpiersi wraz z ambrasurami/ otworami strzelniczymi), nie sypiąc jednak szańców (wokół baterii), jako że wiedząc o słabej gotowości do obrony, nie uznał najwidoczniej twierdzy za godną regularnego oblężenia. Niestety nie mogliśmy przeciw temu uczynić zbyt wiele. Kilka lat wstecz pułkownik von Pontanus (ówczesny komendant twierdzy) projektując z poruczenia ministerstwa wojny atak na twierdzę i na tej podstawie koncypując jej obronę, określił rozmieszczenie ambrasur (otworów strzelniczych) w przedpiersiach, które podług tego planu uczyniono i obłożono faszyną. Niestety nieprzyjaciel nie zastosował się do owych planów, przez co nie sposób było z rzeczonych ambrasur trafić nieprzyjacielskich baterii. Dopiero po długich debatach i konferencji z inżynierami (chodziło o inżynierów wojskowych, odpowiedzialnych za twierdzę) na wałach usypano dodatkowe nasypy, by strzelając z barbetty (tzn. ponad przedpiersiami), prowadzić ogień flankujący, przez co jednak artylerzyści rychtujący armaty nie byli chronieni przedpiersiami.


Poniższa rycina, pochodząca ze strony internetowej http://www.coehoorn.nl, znakomicie ilustruje zaistniały problem i jego rozwiązanie).



I mnie z wielkim trudem przyszło przekonać komendanta, by sporządzić więcej amunicji artyleryjskiej. Ten bowiem stale obstawał przy tym, iż rzeczony pułkownik von Pontanus przewidział jedynie po sto strzałów na armatę i że gdyby on (komendant) polecił teraz przygotować więcej amunicji armatniej, to mogłoby to mu wyjść na niekorzyść. Moje pragnienie zostało wprawdzie spełnione, jednak komendant dla swego honoru ratowania uczynić mógł więcej, niż wytrzymać jeno 24-godzinny ostrzał twierdzy przed jej poddaniem, więcej ponad względy, które mogły go poniekąd usprawiedliwiać. A to, że załoga twierdzy liczyła jedynie 600 piechurów i 40 artylerzystów, do jej obrony dysponowano tylko 50 armatami, a sama twierdza tylko z jednej strony (od południa) chroniona była słabą enwelopą (wieniec dzieł zewnętrznych) poza linię głównych bastionów, a jej fosy srogą zimą zamarzły, a lód na nich nie mógł być stale rozbijany, przez co szturm stawał się wielce łatwym. Na domiar złego nieprzyjaciel obrał sobie za cel dom zamieszkiwany przez komendanta (komendantura mieściła się w późniejszej aptece pod murzynkiem w rynku), przez co żona komendanta śmiertelnie zaniemogła i wkrótce zmarła (Johanna Charlotte Adolphine von Cornerut zmarła jeszcze tego samego miesiąca w wieku 69 lat). Magistrat, jak i cały stan mieszczański, uparcie nalegały na przekazanie twierdzy, uważając że tak czy owak stać się to musi, a domy dalszym oblężeniem na próżno będą zniszczone. Żołnierze zaś, rozmieszczeni bez zluzowania na wałach, nie chcieli i nie mogli dłużej tam wytrzymać o srogim mrozie, gdyż po pierwsze nie mieli płaszczy, które komendant zamówił u mieszczańskich (cywilnych) krawców dopiero po pierwszym ataku, lecz ci podziękowali mu za robotę; po drugie – przy braku jakichkolwiek kazamat, na szańcach nie postawiono też żadnych baraków dla załogi, która musiała biwakować pod gołym niebem i po trzecie wojsku nie wydano ni drewna na ognie strażnicze (ogniska), ni słomy na sienniki, przez co żołnierze – ku wielkiemu niezadowoleniu komedanta – plądrowali jego drewutnię na wałach, zaś słomę podbierali ze ściółek w jego ogrodzie.

To wszystko skłoniło owego starego i słabego człowieka do przekazania twierdzy po kolejnym do tego wezwaniu, zwłaszcza gdyż – wedle własnej opinii – tak wielu silniejszym twierdzom nie udało się uniknąć podobnego losu.

Dla zawarcia kapitulacji do Brzegu przybył francuski adiutant major le Febvre, z którym konferowano również w sprawie kapitana von Prittwitza, porucznika von Wittiga i mojej i po wyjaśnieniu wszystkich okoliczności rzeczony le Febvre zdecydował, że podobnie pozostałym oficerom garnizonu zostaniemy zwolnieni na słowo honoru (chodziło o to, że wspomniani oficerowie, już raz wzięci do niewoli pod Ścinawą Polską, powrócili z niej w niejasnych okolicznościach – według własnej wersji uwalniając się wojennym sposobem – to właśnie w tym celu odbyły się korowody z wysyłaniem podjazdu z Brzegu, jednak nieprzyjaciel mógł im zarzucić złamanie słowa honoru, danego na okoliczność, że nie będą walczyć przeciw sprzymierzonym, co mogło mieć konsekwencje; być może dali owo słowo honoru już wtedy, co autor pomija jednak milczeniem, by nie padło nań odium krzywoprzysiężcy; należy również nadmienić, że zwalnianie oficerów z niewoli na słowo honoru było wówczas na porządku dziennym, podobnie jak następujące po nim zwykle „odwracanie kota ogonem”). Podczas mojej - przy tej okazji - bytności u komendanta, zastałem go zajętym odczytywaniem obszernych warunków, na których miał przekazać twierdzę. Francuz wprawdzie wszystko zapisał i obiecał, ale w końcu niczego nie dotrzymano. Ani on, ani starzy generałowie von Prittwitz (nie mylić ze wspomnianym kapitanem o tym nazwisku) i von Heising, którzy z uwagi na podeszły wiek nie wyruszyli w pole, lecz schroniwszy się w brzeskiej twierdzy, dostali się tu do niewoli, nie otrzymali kapitulacyjnej pensji, ani racji (żywnościowych), o które tak zabiegali podczas negocjacji. Sam komendant wkrótce zmarł i niestety inżynier twierdzy major Bourdet, mianowany co prawda przez księcia von Pleß wicekomendantem, lecz nie będąc samemu „Lumen mundi” (światłem świata - w sensie: człowiekiem nazbyt rozgarniętym), cierpliwie znosząc upokorzenie, gdy raz komendant w mojej obecności kazał mu stulić pysk, musiał teraz odpokutować nieswoje winy, jako że sąd wojenny za uchybienia w obronie twierdzy Brzeg skazał go na dożywotnią karę twierdzy w Kłodzku, gdzie i przyszło mu później zemrzeć. Mnie nie wystawiono glejtu do obleganej już Nysy (macierzysty garnizon autora wspomnień), lecz - tak jak pozostałym oficerom – jedynie glejt kapitulacyjny do Brzegu, wystawiony przez bawarskiego generała de Roi.Ponieważ nikt mi nic nie dał, żyłem na kredyt mojego gospodarza, kupca o nazwisku Otto, za co jednak przyszło mi później drogo zapłacić. Chcąc mu bowiem okazać wdzięczność, pożyczyłem na jego prośbę pieniądze, ale on później zbankrutował, przez co i ja poniosłem dotkliwą stratę. Moja dobra żona, odważywszy się do mnie przybyć, przeszła szczęśliwie przez nieprzyjacielskie linie. Żyliśmy cicho i skromnie, oczekując wydarzeń, które miały nastąpić. Nie trzeba było czynić więcej, gdyż jako jeńcy byliśmy pod stałym nadzorem. Tak - dla przykładu - zwolnieni wraz ze mną na słowo honoru porucznicy von Drigalsky i Scheurwasser zostali aresztowani i odesłani do Francji, gdy pozwolili sobie wyrazić poglądy polityczne. Dochodziło i do innych prześladowań. Mój gospodarz nabył od francuskiej artylerii złom mosiężny w postaci metalowych form do odlewania kul, granatów i bomb (granaty wystrzeliwano z armat i haubic, bomby z moździerzy), dobrze mi znanych i o których wiadomym mi było, że krótko po wybuchu wojny Urząd Górniczy przesłał je z Małejpanwi do Brzegu celem tu przechowania. Poradziłem więc memu gospodarzowi, by je do czasu przechował, lecz on, nie posłuchawszy mojej rady, zażądał od Urzędu Górniczego zapłaty, zaś urząd ów, zapominając o swych powinnościach podczas nieprzyjacielskiej niewoli, złożył meldunek księciu Hieronimowi we Wrocławiu. Nieprzyjacielskie wojsko odebrało zatem memu gospodarzowi rzeczone formy, nie zwracając mu zapłaty, a na domiar złego wtrącono go jeszcze do lochu, cenne zaś formy wysłano do Francji.

Brzeg musiał nadto srodze odpokutować uprzednie naleganie na kapitulację, jako że majątek komunalny został znacznie uszczuplony przez uposażenie wszystkich oficerów, kosztowne umeblowanie domu komendanta oraz bale, które miasto co tydzień wyprawiać musiało.

10. maja 1807 roku wezwany zostałem przed oblicze komendanta, generała Rheinwalda - Alzatczyka – który oznajmił mi, iż zostanę wymieniony na wziętego do niewoli nieprzyjacielskiego oficera jegrów, co stało się już 17. marca, zaistniałą zaś zwłokę tłumaczono nieznanym miejscem mego pobytu. Tak więc 11. maja zaprzęgiem i w towarzystwie bawarskiego ogniomistrza odesłany zostałem do Nysy. Moja kochana żona nie chciała w rzeczy samej tu pozostać, lecz dzielić mój los, zaś ja, ceniąc ten dowód jej miłości, nie mogłem jej tu pozostawić.


Bombardowanie miasta pociągnęło za sobą 3 śmiertelne ofiary: 60-letniego pomocnika warzelniczego, 3 ½-letnie dziecko, zabite w domu przez granat oraz 75-letniego mężczyznę, zastrzelonego na ulicy Rybackiej. Straty materialne były jednak znaczne. Na Ratajach szacowano je na 6.600 talarów. Uszkodzony został tzw. młyn krupniczy na Wyspie Młyńskiej (w roku 1813 całkowicie zniosła go woda). W samym mieście całkowicie wypalił się tylko
1 budynek - oficyna przy ulicy Jeziuckiej, neleżąca do rzeźnika Hoffmanna, zaś przed Bramą Małujowicką (brama ta znajdowała się mniej więcej na dzisiejszym skrzyżowaniu ulic Staromiejskiej i Chrobrego) 3, a przed Bramą Nysańską 8. Wszystkie wypalone budynki – w liczbie 12 - zostały urzędowo wycenione przez inspektora budowlanego Nixdorffa na łącznie 3.660 talarów. Szkód w posiadanych budynkach doznało w sumie 274 właścicieli – w tym aptekarz Ludewig, drukarz Wohlfahrt oraz aptekarz Haumbold w Rynku. Poza tym uszkodzonych zostało 9 budynków publicznych, 6 należących do urzędu kolegiackiego, 35 budynków na przedmieściu nysańskim, jeden przed Bramą Małujowicką, 12 na przedmieściu odrzańskim, 10 na wrocławskim, 5 na Wyspie Młyńskiej oraz dom należący do Żyda Silbersteina, z niewiadomych powodów urzędowo osobno wyszczególniony. Zgodnie z zestawieniem z 30. września 1807 roku całkowite straty wyniosły – po odliczeniu wspomnianych 3.660 talarów - jeszcze ponad 10.800 talarów.

Wielka afera drzewna

Pewien obraz zachowań mieszczan widoczny jest na przykładzie wspomnianej również przez Doerksa kradzieży drewna, która to afera zatoczyła szerokie kręgi. Zgodnie ze sprawozdaniem magistratu, materiał znajdujący się w królewskim składzie drewna przed Bramą Nysańską padł pastwą płomieni podczas oblężenia, zaś 1064 sążni drewna, które komendant rozkazał przenieść do miasta, zostało rozkradzionych podczas kapitulacji. Drewno to było składowane w ogrodzie, znajdującym się między Bramą Wrocławską i Odrzańską, tuż przy wałach (czyli na terenie dzisiejszego Parku Nadodrzańskiego), strzeżonym z rozkazu gubernatorstwa („zarządu” twierdzy). Podczas oblężenia w mieście stał się odczuwalny brak drewna. Zamieszanie, panujące krótko przed i krótko po kapitulacji, „której to powodzenia każdy mieszkaniec wyczekiwał drżąc ze strachu i trwogi” wykorzystane zostało przez kierujących się niskimi pobudkami do zaspokojenia doskwierającego braku drewna – początkowo niepostrzeżenie - z zasobów twierdzy. Z tej przyczyny z rozkazu generała Corneruta odkomenderowano 12 ludzi ze straży obywatelskiej do strzeżenia placu drzewnego (we wspomnianym ogrodzie), a gdy tych przestano respektować, gubernatorstwo twierdzy odkomenderowało jeszcze 40 ludzi warty wojskowej. Kroki te pozostały jednak bezowocne, a doszło wręcz do tego, że mieszczanie, po dojściu do porozumienia z żołnierzami, nie tylko otwarcie wynosili drewno, lecz także już wywozili – na sankach, ciągnionych przez dzieci - nawet całymi łasztami (dawna jednostka miary objętości) tak żywo i zachłannie, że trudno się było przecisnąć przez rynek. Jednym słowem, wśród publiczności zapanował taki entuzjazm, że żaden przedstawiciel władz cywilnych, czy wojskowych, nie śmiał się przeciwstawić owemu niedozwolonemu procederowi poprzez środki doraźne. Tym bardziej, że nawet wskazanie konkretnych osób gubernatorstwu przez dyrektoriat miejski nie przynosiło żadnego skutku. Magistrat twierdził więc, że nie sposób wykryć głównych sprawców. Na podstawie raportu do króla, sporządzonego przez brzeskiego radcę wojennego i podatkowego Bergera, zbadanie sprawy powierzono asesorowi sądu miejskiego Reichertowi. Przeprowadzone dochodzenie wykazało, że po przekazaniu twierdzy drewno zostało nieodpłatnie udostępnione ogółowi. Wśród zaopatrujących się tą drogą w drewno, w przeświadczeniu, że postępują w dobrej wierze, znajdował się również radca komisji justycjarnej (urząd lub tytuł w hierarchii prawniczej) Laube. Winą za stratę poniesioną wskutek tego przez Królewską Kasę Drzewną, w wysokości 3156 talarów, Kamera Wojny i Domen (organ administracji regionalnej) we Wrocławiu obciążyła byłego komendanta von Corneruta. Zarzut nieodpłatnego udostępnienia drewna, co było sprzeczne z prawem, skłonił starszego jegomościa do złożenia oficjalnego pozwu, w którym m.in. czytamy:

„Z całą powagą muszę zaznaczyć, iż w momencie przekazania (twierdzy) zapasy drewna nie wynosiły bynajmniej 1064 sążni, lecz znacznie mniej. Drewno przydzielone etatowo nie wystarczało do ogrzewania wartowni. Od początku oblężenia Wrocławia garnizon musiał w ciągu 8 tygodni dzień i noc przebywać na wałach, by uniknąć zaskoczenia. Nie mogłem pozwolić, by w większości źle umundurowani i nie posiadający płaszczy żołnierze zamarzli przy panujących często tęgich mrozach, co zmusiło mnie do rozdzielenia drewna na wszystkie bastiony. Gdyby nie kładziono przy tym nacisku na oszczędność, to miesięczny przydział 1064 sążni (drewna) zostałby całkowicie zużyty. Lecz w momencie przekazania twierdzy pozostał jeszcze rzeczywiście pewien zapas. Już od samego początku kazałem rzeczonego drewna pilnować i jestem pewien, że aż do chwili, gdy wiadomym było zawarcie kapitulacji, nie uszczknięto z tego ni piędzi. Przekazanie twierdzy stało się wiadomym 16. (stycznia) o 4. godzinie po południu poprzez obsadzenie 2 bram przez Bawarczyków. Około godziny 8. zameldowano mi, że drewno składowane w dawnym ogrodzie jezuickim pod bastionem Hautcharmoy (na terenie dzisiejszego Parku Nadodrzańskiego) jest plądrowane, zaś warta nierespektowana (ignorowana). Poleciłem podwoić wartę i rozkazałem, by z pobliskiego bastionu Hautcharmoy, który to również mógł strzec rzeczonego drewna, jako że znajdowało się ono pod nim samym, strzelać do plądrujących – lecz tylko dwóm całkowicie pewnym ludziom – ślepymi nabojami na postrach. Jednak niestety i te kroki na nic się nie przydały, bowiem żołnierz, dowiedziawszy się o dojściu do skutku kapitulacji, zapomniał o subordynacji i skłonny był wspierać zwyczajną klasę ludową (plebs), która to prawie w wyłączności rozkradła całe drewno. Wobec tych okoliczności i ponieważ większa część garnizonu była zupełnie niezdatna do pełnienia warty, zaś pozostała musiała być po części przydzielona do pełnienia zwyczajnych wart, a po części do strzeżenia zasobnych magazynów - w obliczu groźby ich splądrowania, nie pozostało mi nic innego, niż polecić goszczącemu u mnie burmistrzowi Grofemu, by pilnowanie drewna powierzyć straży miejskiej, co się i stało. Jednak już niebawem burmistrz powrócił z wiadomością, że cały trud na nic, gdyż w obawie przed poturbowaniem musiał się salwować ucieczką - wraz ze strażą złożoną z 12 mieszczan. Poza tym nie mógł w ciemnościach nikogo rozpoznać, a i straż nie zdawała się mieć zapału do ratowania zapasów drewna, które - wedle jej poniekąd słusznego mniemania – już wkrótce i tak stać się miały łupem nieprzyjaciela. Występujący zwykle podczas przekazywania twierdzy brak subordynacji udaremnił wszelkie usiłowania”.

Z datą 29. kwietnia 1808 roku sprawa została odłożona ad acta. Powyższy przykład uwidacznia, jak zaledwie 8-dniowe oblężenie wpłynęło na mieszczan i żołnierzy.
0 UP 0 DOWN
 
bartek74 



Wiek: 49
Dołączył: 12 Lut 2008

UP 2 / UP 0


Skąd: Brzeg/Sanok

Wysłany: 2008-02-12, 18:51   

Pozdrawiam serdecznie wszystkich brzeżan!
Obecnie mieszkam w Sanoku, ale pierwszych 21 lat życia spędziłem w Brzegu.
Załogę Brzegu w 1806 roku stanowił 28 IR (Infanterie Regiment) von Malschitzky,
którego mundur wyglądał nastepująco:

PR_Schema1806_IR28a.jpg
Plik ściągnięto 512 raz(y) 23,32 KB

0 UP 0 DOWN
 
bartek74 



Wiek: 49
Dołączył: 12 Lut 2008

UP 2 / UP 0


Skąd: Brzeg/Sanok

Wysłany: 2008-02-12, 19:22   

A ja mam takie pytanie, odnośnie obrazu o kapitulacji Brzegu:
Gdzie jest kościół pw.Św.Krzyża przy zamku, wogóle go nie widać?!?
Pozdrawiam
0 UP 0 DOWN
 
tadjurek 


Wiek: 73
Dołączył: 14 Paź 2005

UP 117 / UP 4


Skąd: oczywiście z Brzegu

Wysłany: 2008-02-13, 16:31   

Kościół Podwyższenia św. Krzyża zostal konsekrowany i oddany do użytku w 1746 roku, już po przejsciu Brzegu pod panowanie pruskie. Pruskie rządy pogorszyły sytuację katolików i jezuitów w Brzegu, gminy nie stać było na ukończenie budowy - podwyższenia wież i fasady, które sięgała jedynie do połowy dachu. Udało sie to dopiero w sto dziesięć lat później, w 1856 roku, kiedy to wybudowano wieże zakończone hełmami i otynkowano fasadę. Zatem w czasie zdobywania Brzegu przez wojska francuskie w 1807 roku wież kościoła po prostu jeszcze nie było.
0 UP 0 DOWN
 
bartek74 



Wiek: 49
Dołączył: 12 Lut 2008

UP 2 / UP 0


Skąd: Brzeg/Sanok

Wysłany: 2008-02-13, 17:46   

Dzięki za informację! A już myslałem, że malarz tworzył z wyobraźni lub na podstawie wczesniejszych rycin....
Dzięki i pozdrawiam!
0 UP 0 DOWN
 
anthropos 



Wiek: 58
Dołączył: 22 Paź 2007

UP 352 / UP 54



Wysłany: 2008-07-22, 23:33   

Zamieszczam plan oblężenia twierdzy Brzeg wiosna 1741 r. Uszczegółowienie planu pozwala zorientować się w przebiegu działań oblężniczych. Rysunek pochodzi ze zbiorów w Marburgu: www.digam.net/suche.php?query=orden

Plan oblężenie w 1741 r..jpg
Plik ściągnięto 1366 raz(y) 199,33 KB

0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2008-09-28, 11:44   Oblężenie Brzegu przez Prusaków w roku 1741. Część I.

Zamieszczam dziś materiały dotyczące blokady i oblężenia Brzegu przez Prusaków w okresie od stycznia do początku maja 1741 roku. W pierwszej części podaję tłumaczenie stosownego rozdziału z pracy historyczno-wojskowej „Wojny Fryderyka Wielkiego, pierwsza wojna śląska 1740 - 1742”, wydanej przez Wielki Sztab Generalny w Berlinie w roku 1893 (Die Kriege Friedrichs des Großen, der Erste schlesische Krieg 1740 – 1742; Großer Generalstab, Berlin 1893). Część druga zawiera „krótki kurs oblężniczy”, czyli wyciąg z artykułu poświęconego wojnie oblężniczej, pochodzącego z uniwersalnego leksykonu Pierera z roku 1858 (Pierer's Universal-Lexikon der Vergangenheit und Gegenwart oder Neuestes encyclopädisches Wörterbuch der Wissenschaften, Künste und Gewerbe. Vierte, umgearbeitete und stark vermehrte Auflage, Sechster Band: Europa – Gascogne, Altenburg: Verlagsbuchhandlung von H.A. Pierer, 1858). Tekst ten uwzględnia szczególnie regularne oblężenie, czyli takie, jakim było oblężenie roku 1741, służy wyjaśnieniu niektórych pojęć, pozwala lepiej zrozumieć plan oblężenia, zamieszczony w części pierwszej oraz niektóre fakty, podane w części trzeciej, zawierającej relacje świadków. Własne komentarze pisane są kursywą.

II. Wydarzenia w teatrze działań wojennych do zawarcia sojuszu prusko-francuskiego

1. Oblężenie Brzegu

Po podjęciu przez Fryderyka (Wielkiego) decyzji odnośnie oczekiwania na korzyści - głównie na polu polityki, które na podstawie ogólnej sytuacji uważał za możliwe i prawdopodobne oraz po oderwaniu się od armii Neipperga (po bitwie małujowickiej) nie pozostawało już nic innego do uczynienia, niż zerwanie dojrzałego owocu małujowickiego zwycięstwa, czyli zdobycie Brzegu, które pozwoliłoby zapewnić znacznie korzystniejsze warunki zaopatrzenia armii, niż było to możliwe dotychczas. 11. kwietnia król (Fryderyk) dysponował bezpośrednio 40 batalionami (piechoty) i 56 szwadronami (kawalerii). Do 13. kwietnia dołączyły 2. i 3. batalion gwardii. Oprócz wspomnianych oddziałów na Śląsku znajdowały się jeszcze 2 bataliony grenadierów - Wylich i Düring w Oławie, szwadron huzarów wraz z bagażami na Psim Polu pod Wrocławiem (zbędne bagaże, wysłane przez króla podczas marszu z Prudnika na prawy brzeg Odry, powróciły najpierw do Oławy, a później do Wrocławia, skąd wysłano je ponownie do armii; Psie Pole leży 4 km na północny wschód od Wrocławia), 2. batalion Kalckstein w Świdnicy, oraz pułk Münchow - jeden batalion w Głogowie, a drugi we Wrocławiu. W marszu nadciągały jeszcze pułk piechoty Camas i pułki konne książę Wilhelm i Bredow (Pułk Camas przybył 22. kwietnia do Wrocławia, od 18. kwietnia, po śmierci pułkownika Camasa pułk przejął pułkownik du Moulin. Pułk Bredow przybył 18. kwietnia do Oławy, zaś pułk książę Wilhelm 19. kwietnia).

Jeszcze 11. kwietnia król wyznaczył jednostki, które miały wziąć udział w blokadzie i oblężeniu Brzegu: łącznie 9 batalionów i 6 szwadronów; pozostałe jednostki wysłane zostały dzień po bitwie na wypoczynek na bardziej odległe kwatery – od Janikowa i Stanowic na północny wschód od Oławy - aż po dolną Nysę w Michałowie i Lewinie. W celu zabezpieczenia kwater, w kierunku Grodkowa wysunięty został generał von Derschau wraz ze swym pułkiem oraz 1. batalion Alt-Borcke i 2 szwadrony Schulenburg. Z rozpoznania poczynionego przez ów oddział wynikało, że Austriacy wycofali się w stronę Nysy. Zwiad, który 14. kwietnia przeprowadził generał Geßler (późniejszy generał-feldmarszałek Fryderyk Leopold hrabia von Geßler – 1688 – 1762, jeden z najsłynniejszych pruskich kawalerzystów, ostatnie lata życia spędził w Brzegu, gdzie został pochowany; jego nagrobek, zaprojektowany przez niemniej słynnego śląskiego architekta, Karola Gottharda Langhansa, m.in. twórcy Bramy Brandenburskiej w Berlinie, znajdował się w kościele św. Mikołaja, gdzie do dziś – przy wejściu głównym – zachował się nagrobek żony generała, z którą miał on 12 dzieci) z kilkuset konnymi i dalszymi posiłkami 18. kwietnia (dziennik pułku konnego książę Wilhelm) dowiódł, że również na linii Świdnica – Strzelin – Wiązów nigdzie nie natknięto się na nieprzyjacielskie patrole, mogące zagrozić połączeniom tyłowym armii w kierunku Wrocławia.

W ten sposób, pod osłoną armii, rozmieszczonej na rubieży o szerokości około 5 i głębokości około 2 mil i zdolnej do koncentracji w kierunku Nysy w ciągu dnia, zaś w kierunku każdego skrzydła w ciągu 2 dni, można było przystąpić do oblężenia Brzegu.

Stan twierdzy

Po oblężeniu przez Szwedów Torstensona w roku 1642, któremu twierdza Brzeg zwycięsko się oparła, krótko po zakończeniu wojny trzydziestoletniej dzieła fortyfikacyjne zostały odnowione i jednocześnie poszerzone. Miasto otaczały pochodzące z dawnych czasów mury obronne wraz z basztami (z punktu widzenia nowożytnej sztuki fortyfikacyjnej praktycznie bez znaczenia), przed nimi przebiegało częściowo podwójne obwałowanie (chodzi tu o tzw. przedwał lub fosbreję, wyjaśnienie – patrz post „Oblężenie Brzegu w roku 1807, część II) wraz z 8 bastionami. 2 najstarsze bastiony – położony nad Odrą bastion odrzański oraz bastion zamkowy - w północnozachodnim narożniku miasta - były zbudowane całkowicie z kamieni (raczej oblicowane kamieniami, względnie cegłami, znajdowały się w nich również pomieszczenia dla załogi i magazyny amunicji (kazamaty). Na terenie bastionu zamkowego znajdowała się również niska, podpiwniczona wieża. Wszystkie pozostałe bastiony były usypane z ziemi, osadzone na fundamentach w postaci drewnianych kratownic i posiadały wykonane z drewna pomieszczenia dla załogi (baraki lub ziemianki). Bastiony były ze sobą połączone kurtynami. Fosa była w przeważającej części wypełniona wodą, ale nie osiągała głębokości bojowej (tzn. wymaganej dla celów fortyfikacyjnych, czyli co najmniej 1,6 m). Skarpy były oblicowane jedynie na froncie odrzańskim i w większej części frontu północnozachodniego, zaś przeciwskarpy całkowicie ziemne. W fosie, przed kurtynami, znajdowały się raweliny, osłaniające jednocześnie znajdujące się za nimi bramy. Połączenie z Odrą stanowiły śluzy, osłonięte dziełami fortyfikacyjnymi. Szaniec na Wyspie Młyńskiej osłaniał dodatkowo od strony rzeki znajdującą się tam śluzę. Brama Odrzańska i most odrzański były po drugiej stronie rzeki osłonięte małym szańcem (dzisiejsza przeprawa mostowa znajduje się ok. 40 m w górę rzeki, przyczółek miejski ówczesnego mostu zwodzonego znajdował się tuż przy Bramie Odrzańskiej, mniej więcej w miejscu dzisiejszego skwerku z tablicą pamiątkową, może trochę dalej w dół rzeki; most przebiegał nieco skośnie przez rzekę i przypuszczam, że jego drugi przyczółek znajdował się w miejscu dzisiejszego budynku z wodomierzem; występujące tam nierówności terenu mogą być pozostałością fortyfikacji). Brama Opolska nie była w ogóle drożna i nie wymagała dodatkowej osłony. Na obwodzie stoku bojowego nie było ciągłej drogi ukrytej, lecz jedynie w kilku miejscach jej zaczątki.

W momencie wkroczenia Prusaków na Śląsk wszystkie dzieła fortyfikacyjne były mniej lub bardziej zaniedbane. Jednak od tego czasu zarówno Browne (Maximilian Ulysses hrabia Rzeszy Browne, baron de Camus i Mountany – austriacki feldmarszałek-lejtnant, pochodzenia irlandzkiego, naczelny wódz na Śląsku), jak i komendant hrabia Piccolomini (Octavio Enea Józef Piccolomini d’Aragona, książę Duca, hrabia di Sticciano, 1698 – 1757, austriacki generał pochodzenia włoskiego, jego sławny dziad walczył w wojnie trzydziestoletniej pod rozkazami Wallensteina; zdradziwszy swego wodza został sowicie wynagrodzony przez cesarza, m.in. dobrami i zamkiem w Nachodzie, który stał się siedzibą rodową Piccolominich) podjęli odpowiednie kroki w celu doprowadzenia ich do stanu gotowości. Celem podwyższenia zabezpieczenia przed atakami z zaskoczenia, na przeciwskarpie osadzono dobrą (gęstą) palisadę, dodatkowo wzmocnioną kozłami kolczastymi (przenośna zapora ze skrzyżowanych ze sobą, obustronnie zaostrzonych pali, połączonych poprzecznicą), kolcami i fugasami (improwizowane miny, zakopane tuż pod powierznią ziemi, odpalane za pomocą lontów – w odróżnieniu od stałych korytarzy minowych, których w Brzegu nie było). Również przed fosą (na stoku bojowym i przedpolu) założono fugasy. Na nieoblicowanych odcinkach skarpy posadowiono ostrokół. Drewniane mosty przez fosę, jak również zbudowany z drewnianych jarzem most odrzański zostały częściowo zerwane, lub spalone już na początku stycznia. Jak już wcześniej wspomniano, w celu uzyskania wolnego pola ostrzału, komendant już przed pierwszą blokadą (zaraz po zajęciu Śląska) rozkazał rozbiórkę budynków leżących w bezpośrednim sąsiedztwie dzieł fortyfikacyjnych (w celu umiemożliwienia nieprzyjacielowi wykorzystania ich jako osłony). W celu usprawnienia służby wartowniczej i robót fortyfikacyjnych komendant powołał mieszczan pod broń, formując z nich 4 kompanie oraz wydając im karabiny i amunicję.

Gdy 7. kwietnia pruskie wojska blokadowe ustąpiły spod Brzegu (koniec pierwszej blokady krótko przed bitwą małujowicką), hrabia Piccolomini podjął natychmiast kroki w celu uzupełnienia i powiększenia zgromadzonych w twierdzy zapasów żywności, których zasoby były właściwie już wtedy w takim stopniu wystarczające, że miały z nich być nawet zaopatrzone wojska Neipperga (dowódca austriackiego korpusu, pokonanego pod Małujowicami), z którymi nawiązano kontakt 9. kwietnia.

W skład załogi twierdzy wchodziło 11 kompanii Wenzel Wallis, 7 kompanii Botta, 6 kompanii Browne, 1 wolna kompania (ochotnicza), dragoni Liechtensteina i żołnierze artylerii polowej – w sumie 1931 ludzi. W skład parku artyleryjskiego wchodziło 61 dział , 9 moździerzy i obfite zasoby amunicji.

Tak więc w momencie, gdy Prusacy po raz drugi stanęli pod jej murami, twierdza była jak najbardziej w odpowiednim stanie, by z powodzeniem wytrzymać nawet dłuższe oblężenie.

Korpus oblężniczy, dowodzony przez generała-lejtnanta von Kalcksteina, składał się z następujących sił, przydzielonych doń przez króla Fryderyka: pułków piechoty Jeetze i Gravenitz (pułk Jeetze wszedł w skład korpusu przypuszczalnie dopiero kilka dni później –ewidencja Pruskiego Królewskiego Kwatermistrzostwa jako miejsce postoju między 11. a 20. kwietnia podaje jeszcze Przylesie, 9 km na południowy zachód od Brzegu, w rzeczywistości pułk osłaniał później park oblężniczy pod Brzeziną), 2. batalionu (pułku) Alt-Borcke, 1. batalionu (pułku) Kalckstein, batalionów grenadierów (pułków) Buddenbrock, Reibnitz i Saldern oraz 6 szwadronów (pułku) Schulenburg (2 z tych szwadronów odeszły później do obozu w Małujowicach. 21. kwietnia pułk grenadierów konnych Schulenburg, którego dowódca poległ w bitwie pod Małujowicami, został podzielony i zamieniony w 2 pułki dragonów, liczące po 5 szwadronów. Dowództwo jednego z tych pułków otrzymał pułkownik von Bissig, przydzielony uprzednio do pułku dragonów Bayreuth, zaś drugiego pułkownik hrabia Rothenburg, będący uprzednio na służbie francuskiej).

Większość z tych oddziałów pojawiło się pod twierdzą jeszcze 11. kwietnia.Komendant został wezwany do poddania twierdzy, które to wezwanie co prawda odrzucił, godząc się jednak na przyjęcie do twierdzy 500 ciężko rannych w małujowickiej bitwie i niezdolnych do marszu Austriaków, rozmieszczonych w okolicznych miejscowościach.

W celu zdobycia twierdzy konieczny był teraz regularny atak i król wydał natychmiast rozporządzenia w sprawie rozpoczęcia formalnego oblężenia.

7 batalionów i 4 szwadrony z korpusu blokadowego obsadziło pozycje na lewym brzegu Odry, zajmując Pawłów, Żłobiznę, Skarbimierz, Zielęcice i Brzezinę, zaś 2 bataliony i 2 szwadrony – na prawym brzegu, zajmując Pisarzowice i Kościerzyce. W celu zapewienia łączności między obu ugrupowaniami, pod Pawłowem i Brzeziną przerzucono mosty pontonowe.

Kierowanie atakiem artyleryjskim powierzono generałowi Lingerowi, zaś atakiem inżynieryjnym (fortecznym) pułkownikowi Walrave, który kierował też przypuszczalnie całością prac oblężniczych; w każdym razie król rozkazał: „oficerowie artylerii od generała aż do ostatniego winni są respektować polecenia pułkownika Walrave’a tak, jak osobiste polecenia Jego królewskiej Mości”. (Pułkownik, a później generał Gerhard Cornelius von Walrave – 1692 – 1773 - pochodził z Westfalii i pierwsze doświadczenia w sztuce fortyfikacyjnej zdobywał w służbie holenderskiej. Dzięki niezwykłemu talentowi zrobił błyskotliwą karierę w armii pruskiej, fortyfikując m.in. Magdeburg i Szczecin. Po zdobyciu Brzegu przez Prusaków został pierwszym pruskim komendantem i kierował pracami nad wzmocnieniem i rozbudową twierdzy. Walrave był katolikiem i wysyłał m.in. dary wotywne do Częstochowy. Mimo sporych zasług, trudny charakter przysparzał mu licznych wrogów, zaś hulaszczy i wystawny styl życia pchnął go do defraudacji i nawiązania kontaktów z agentami obcych państw, którym prawdopodobnie oferował dostarczenie planów fortyfikacyjnych i innych tajnych informacji. Gdy sprawa wyszła na jaw i zbadała ją specjalna komisja, Walrave popadł w niełaskę u króla i został bez wyroku sądowego osadzony w magdeburskiej twierdzy, którą kiedyś sam budował, a w której kazamatach teraz przyszło mu spędzić ostatnie 25 lat swego życia).

Po przeprowadzeniu rozpoznania, w następnych dniach Fryderyk zdecydował się zaatakować twierdzę od północnego zachodu. Przemawiał za tym w pierwszym rzędzie fakt, że od tej strony środki oblężnicze mogły być w łatwo transportowane drogą wodną na Odrze. Front północnozachodni twierdzy był najkrótszy i mógł zostać łatwo oskrzydlony z prawego brzegu Odry. Górujące nad terenem zbocze wzgórza Zielęcickiego (niem. Grünninger Berg) zapewniało dogodne stanowiska dla baterii oblężniczych, zaś leżąca na południowy wschód od wzgórza równia nadawała się dobrze na skrzydłową pozycję okopów. Również stosunkowo płytka na tym odcinku fosa zdawała się dawać dobre widoki na dokonanie wyłomu w wale.

Zaraz po zapadnięciu powyższej decyzji przetransportowany drogą wodną z Oławy park artyleryjski zaistalowano pod Brzeziną, zaś park oblężniczy pod Zielęcicami i 17. kwietnia przystąpiono do sporządzania koszy szańcowych (charakterystyczne, wysokie kosze, a właściwie „rury”, które po wypełnieniu ziemią stanowiły dobrą osłonę przed kulami) i faszyn (wiązki chrustu, o długości do sążnia – ok. 2,5 m - stosowane n.p. do budowy umocnień lub zasypywania fos i budowy grobli; faszyny stosowali już starożytni Rzymianie – łac. nazwa „fascis” - wiązka; faszyny z zatkniętym toporem – tzw. „rózgi liktorskie” były symbolem władzy urzędniczej; symbolem tym posługiwał się powstały we Włoszech w latach dwudziestych XX w. ruch polityczny i właśnie stąd wywodzi się słowo „faszyzm”).

20. kwietnia główne siły korpusu oblężniczego na lewym brzegu (Odry) zostały skoncentrowane w obozie pod Zielęcicami, leżącym na lewym skrzydle utworzonego w tym samym dniu obozu głównego. Ponieważ przez ustawienie pruskiej armii i obsadzenie mostów na Nysie twierdza została zupełnie odcięta na lewym brzegu (Odry), a niska liczebność załogi raczej wykluczała wypady, całkowita blokada nie była co prawda konieczna, niemniej mosty odrzańskie pozostały obsadzone, szczególnie most na wysokości Pawłowa, gdzie na pozycjach pozostał batalion grenadierów.

Plan oblężenia zakładał budowę pierwszych baterii na wysokości wzgórza Zielęcickiego, w odległości 800 do 900 m od twierdzy i na prawym brzegu Odry, na wysokości spalonej wsi Rataje oraz wytyczenie pierwszej paraleli (wyjaśnienie – patrz plan oraz następny post) już w odległości 300 m od twierdzy, by jak najszybciej osiągnąć cel (nie wiadomo, w jakim stopniu na plany te wpłynął król, zgodnie z relacją Belle-Isles, był on (król) jego autorem).

25. kwietnia ukończono wszystkie przygotowania do rozpoczęcia regularnego oblężenia i w nocy z 26. na 27. kwietnia miano przystąpić do kopania pierwszej paraleli i budowy baterii. Jednak z powodu gwałtownej burzy rozpoczęcie prac przesunięto o 24 godziny (powód ten wspomiał sam król w liście do księcia Leopolda von Anhalt z 27. kwietnia, według innych źródeł zwłokę spowodowały niepokojące wieści o próbie odsieczy, podjętej przez Neipperga). Król wydał szczegółowe rozporządzenia odnośnie wykonywania tych prac, w oparciu o instrukcję atakowania twierdz, opracowaną kilka lat wcześniej przez księcia Leopolda (von Anhalt-Dessau – nazywanego starym Dessauerem lub ojcem pruskiej armii). Pod osłoną korpusu zlożonego z 2 batalionów muszkieterów (piechota liniowa) i 3 kompanii grenadierów (elita piechoty – początkowo dodatkowe uzbrojenie w granaty ręczne – stąd nazwa, później stosowane już tylko w wojnie oblężniczej, spowodowało pojawienie się 2 charakterystycznych elementów umundurowania: wielkiej torby na granaty i wysokiej czapki, zamiast kapelusza, by przed rzutem granatem łatwiej można było zarzucić na plecy karabin; na grenadierów wybierano mężczyzn rosłych i silnych, zaś wspomniana wysoka czapka miała dodatkowo wzmacniać psychologiczne działanie na wroga; znana była słynna gwardia olbrzymów króla pruskiego Fryderyka Wilhelma I; grenadierzy musieli też tradycyjnie nosić wąsy, a gdy nie pozwalał na to zbyt młodociany wiek, to ów mankament korygowano przy pomocy węgla lub sadzy), stojącym pod rozkazami generała von Jeetze, do budowy paraleli i rowów komunikacyjnych przystąpić miało 2000 piechurów, a do budowy baterii 1200. Do prac na prawym brzegu Odry wydzielono 200 ludzi. 300 dragonów (rodzaj kawalerii, początkowo „konna” piechota, używająca koni jedynie do przemieszczania się, walcząca zaś pieszo; w czasach wojen śląskich dragoni byli już właściwie pełnowartościową kawalerią, choć zachowali niektóre różnice, m.in. w uzbrojeniu w karabinki dragońskie – krótsze od karabinów piechoty, lecz dłuższe od kawaleryjskich, wyposażone – jak te ostatnie – w kabłąk z pierścieniem do przypinania karabińczykiem do bandoliera (pasa) oraz przystosowane do zakładania bagnetu; w pułkach dragonów rotmisrzowie nosili – tak jak w piechocie – miano kapitanów) przyciągnęło końmi wielkie faszyny do budowy baterii.

Korpus osłonowy wyruszył na pozycje wieczorem 27. kwietnia, gdy tylko zaczęło się ściemniać. 3 kompanie grenadierów podeszły pod twierdzę na odległość ok. 170 metrów od fosy, rozstawione w odstępach szerokości batalionu, na skrzydłach wysunięto po 2 podoficerów i 20 żołnierzy o kolejnych 15 m. W odstępy między grenadierami weszły bataliony muszkieterów, podchodząc na odległość ok. 60 m do linii grenadierów, wysuwając po 1 oficerze, 2 podoficerów i 12 żołnierzy na pierwszą linię. Gdy wspomniane oddziały osiągnęły swe pozycje, żołnierze położyli się na ziemi, podczas gdy postępujący za nimi robotnicy w odległości 20 m za linią batalionów muszkieterów rozpoczęli wytyczanie linii okopów i ich kopanie. Mimo jasnego światła księżyca, w twierdzy do pierwszej w nocy nie zauważono robót, które były wtedy już tak zaawansowane, że okopy zapewniały wystarczające schronienie. O brzasku paralela była gotowa do obrony i korpus osłonowy mógł zostać do niej wycofany. Paralela opierała się na lewym skrzydle stronie o Odrę, zaś na prawym o wspomnianą równię, na której usypano szaniec i obejmowała atakowany front na długość ok. 800 m. Długość biegnącego na tyły rowu komunikacyjnego wynosiła ok. 1600 m. Głębokość okopów wynosiła 1,3 m, zaś ich szerokość 2,3 m. Z wykopanej ziemi usypano przedpiersie, wyłożone od wewnątrz workami z piaskiem, bankiety zostały utwardzone faszyną. Również na prawym brzegu Odry udało się bez przeszkód wykopać podobne okopy o długości ok. 250 m.

Wczesnym rankiem 28. kwietnia pracujący dotychczas przy kopaniu okopów robotnicy zostali zluzowani przez 1000 następnych, którzy w ciągu dnia rozbudowywali pozycje.

Budowa baterii nie postępowała z taką szybkością. Ciężka, gliniasta ziemia, rozmiękła przez opady minionych dni oraz brak doświadczenia pozwalały tylko na nieznaczny postęp. Dopiero w południe 28. kwietnia zdołano ukończyć baterię nr 5 na prawym brzegu Odry, i ustawić w niej 6 moździerzy. Budowa baterii nr 1 na wzgórzu Zielęcickim była bardzo słabo zaawansowana i gdy rano król dokonywał tu inspekcji robót, rozkazał ich natychmiastowe poniechanie. Następnej nocy miano od razu przystąpić do budowy dalszych baterii, bliżej twierdzy, tym bardziej że nieprzyjaciel wydawał się być zaskoczony i - najwidoczniej nie oczekując ataku od tej strony - prowadził jedynie słaby ogień artyleryjski. Gdy tylko ukończono baterię nr 5, rozpoczęto ostrzał, skoncentrowany jednak wyłącznie na dzieła fortyfikacyjne, gdyż zgodnie z królewskim rozkazem miasto miało być oszczędzane. Około 90 bomb wystrzelonych (z moździerzy) w ciągu popołudnia nie wyrządziło znaczniejszych szkód, eliminując jedynie nieprzyjacielski moździerz. Nieprzyjacielski ogień nie spowodował żadnych strat.

Okopy obsadzono w ten sposób, że 2 bataliony muszkieterów i 3 kompanie grenadierów pełniły służbę przez 24 godziny. Zluzowanie odbywało się wieczorem. Kompania grenadierów obsadziła usypany na prawym skrzydle paraleli szaniec. Bataliony muszkieterów zajęły stanowiska w paraleli, podczas gdy dalsze 2 kompanie grenadierów strzegły okopów na prawym brzegu Odry.

W nocy z 28. na 29. kwietnia znów była niepogoda, co znacznie zakłóciło rozbudowę paraleli, zaś na prawym brzegu Odry do ranka 29. kwietnia zdołano jedynie uzbroić 2 dalsze baterie nr 6 i 7. Z ustawionych tu 12 dział 12-funtowych oraz z baterii moździerzy nr 5 prowadzono w ciągu dnia umiarkowany ogień, na który Austriacy odpowiadali żywiej, niż dnia poprzedniego. Mimo to udało sie wyłączyć z dalszej walki kilka dział fortecznych.

Przerzucone nad celem pruskie bomby uszkodziły położony za atakowanym frontem stary renesansowy zamek, zbudowany przez księcia Jerzego II. W następnych dniach zamek całkowicie spłonął, ku wielkiemu żalowi Fryderyka, mimo iż pruska artyleria spowalniała ogień, by nie zakłócać gaszenia pożaru.

W ciągu dnia oblegani prowadzili z wałów skuteczny ogień karabinowy przeciw załodze okopów, na który ta odpowiadała równie skutecznie. Następnej nocy zdołano w końcu częściowo ukończyć baterię moździerzy nr 3 na lewym brzegu Odry, zaś w pozostałych bateriach zwiększono liczbę dział, dzięki czemu 30. kwietnia otwarto wzmożony ogień, na który nieprzyjaciel odpowiedział równie intensywnie. Pojedynek artyleryjski prowadzono z wielkim uporem przez cały dzień.

Następnej nocy ukończono baterię nr 3 oraz baterię nr 2, ustawiając w niej 16 armat 24-funtowych. Tak więc rankiem 1. maja otwarto ogień z 52 dział:

bateria nr 2 – 16 armat 24-funtowych
bateria nr 3 – 12 moździerzy
bateria nr 5 – 6 moździerzy
bateria nr 6 – 10 armat 12- i 24-funtowych
bateria nr 7 – 8 armat 12- i 24-funtowych.

Nieprzyjacielska artyleria, początkowo prowadząca jeszcze intensywny ogień, została do czwartej po południu całkowicie wyeliminowana z walki. Większość dział na wałach była niezdatna do dalszego użytku, a ambrasury (otwory strzelnicze w przedpiersiu wałów) zniszczone.

Ostrzału nie przerywano przed następne 2 noce, rozbudowując przy tym baterie i rankiem 2. maja w baterii nr 2 ustawiono kolejnych 8 armat 24-funtowych. Rozpoczęto również budowę nowej baterii nr 7. Obrońcom udało się jeszcze co prawda ustawić na wałach 7 nowych dział i podjąć dalszą walkę, lecz 2 działa unieszkodliwiono do południa 2. maja, a następne 2 do wieczora tego dnia.

3. maja oblegający prowadzili dalszy intensywny ogień z wszystkich 60 dział w bateriach, na który nieprzyjaciel mógł jedynie sporadycznie odpowiadać. Wieczorem tego samego dnia przystąpiono do kopania drugiej paraleli.

Generał-major von Jeetze wraz z załogą okopów osłaniał roboty, rozpoczęte o dziewiątej rano przez 2 grupy robocze w sile 7 oficerów, 24 podoficerów i 300 żołnierzy każda, przy czym przeciwnik nie podjął próby ich zakłócania. Druga paralela, wysunięta z prawego i lewego skrzydła pierwszej i połączona z nią rowami dobiegowymi, składała się z 2 oddzielnych części, które na najbardziej wysuniętych odcinkach dochodziły do przeciwskarpy (twierdzy) na odległość do 60 m. Kontynuowano też budowę baterii nr 4, której jednak nie dokończono z powodu trudnych warunków ziemnych.

Wraz z ukończeniem nocnych robót, 4. maja o piątej rano Prusacy wznowili ostrzał, na który twierdza odpowiedziała tylko pojedynczymi wystrzałami i o drugiej po południu na bastionie położonym na południowy zachód od Bramy Wrocławskiej (czyli na bastionie Wielkim lub Książęcym, położonym tuż przy amfiteatrze, załamana linia znajdującego się tam stawu – dawnego odcinka fosy – odpowiada narysowi jego czół) załopotała biała flaga i oblegający wstrzymali ogień.

Należy przy tym nadmienić, że twierdza nie znajdowała się jeszcze w stanie, umożliwiającym szturm – palisada była prawie wszędzie nienaruszona i nigdzie nie dokonano też wyłomu (przerwanie ciągłości wałów byłoby warunkiem koniecznym dla przypuszczenia szturmu). Niemniej, ze względu na brak bezpiecznych pomieszczeń dla załogi (chodzi o kazamaty, których w brzeskiej twierdzy praktycznie nie było) opuszczono już zarówno odcinek drogi ukrytej atakowanego frontu oraz znajdujący się tam rawelin (wysunięte dzieło fortyfikacyjne na planie trójkąta, otwarte od tyłu, leżące w fosie i osłaniające kurtynę; raweliny budowano często jako osłonę bram; rawelin Zamkowy, o który tu chodzi, znajdował się nieopodal dzisiejszego pomnika „hydraulika” ). Ponieważ wał główny był słabo chroniony przedpiersiami, przebywanie na nim podczas wzmożonego ognia oblegających było znacznie utrudnione. Z uwagi na te fakty komendant (twierdzy) doszedł do wniosku, że dalsza obrona jest bezcelowa, tym bardziej, że również morale załogi nie było zbyt wysokie, o czym świadczyły liczne przypadki dezercji. Na podjęcie takiej decyzji wpłynął również wzgląd na oszczędzenie miasta. W ciągu ostatnich dni oblężenia w wielu miejscach wybuchły pożary i już 2. maja delegacja zlęknionych mieszczan złożyła u komendanta petycję w sprawie poddania twierdzy.

Z początku król stawiał za warunek oddanie się załogi w niewolę, od czego jednak odstąpił, otrzymawszy wiadomość, że nieprzyjacielska armia, maszerująca na odsiecz twierdzy, dotarła już do Grodkowa. Skłoniło go to do tego, by nie tracić dłużej czasu i móc jak najszybciej rozporządzać w polu wojskami, zajętymi dotąd oblężeniem. Co prawda wspomniana wiadomość okazała się wkrótce być falszywą, niemniej spowodowała przyśpieszenie negocjacji, które zakończono już 4. maja. Załodze przysługiwało prawo wolnego wymarszu z bronią i honorami wojskowymi, musiała się jednak zobowiązać, że nie będzie służyć przeciw królowi pruskiemu przez 2 lata, zaś nigdy więcej na Śląsku.
Jeszcze wieczorem, po naprawieniu mostów (przez fosę), pruska kompania grenadierów obsadziła Bramę Wrocławską i leżący przed nią rawelin (Zamkowy). Następnego ranka zdjęto miny i przekazano arsenał, działa, amunicję i pozostały sprzęt. O dziesiątej przed południem do twierdzy wkroczył pułk Kleist oraz 2. batalion Alt-Borcke, który zluzował austriackie posterunki i straże.

O dwunastej w południe nastąpił wymarsz załogi z powiewającymi sztandarami i przy dźwiękach muzyki, jednak bez dział i bagażu, który w większej części wysłano drogą wodną do Opola. 8 pruskich batalionów stało w szpalerze wzdłuż drogi. Podążającego za swą załogą komendanta król uhonorował, zaproszeniem do stołu. Około 400 ludzi z austriackiej załogi zgłosiło się po wymarszu do pruskiej służby (zgodnie z raportem Piccolominiego ich liczba wynosiła wraz z tymi, którzy przeszli na pruską stronę już w czasie oblężenia, łącznie 412).

Straty oblegających wyniosły 5 kanonierów, podczas gdy po stronie austriackiej było 9 poległych i pewna liczba rannych. Hrabia Piccolomini poprowadził swych żołnierzy przez Grodków do Nysy. Obsadzono nimi później Przełęcz Jabłonowską oraz przydzielono do załóg Pragi i Chebu.

W ręce zwycięzcy wpadło 61 armat, 9 moździerzy, przeszło 2500 pocisków i 260 cetnarów prochu, ponadto około 3000 karabinów, 63 cetnarów kul ołowianych, 1200 łasztów zboża oraz zasoby mąki i paszy.

Król, który często wizytował okopy, sam przykładając rękę i zachęcając żołnierzy, był wielce rad z szybkiego zdobycia twierdzy, jednak mniej zadowolony ze swej artylerii, która - jego zdaniem – nazbyt często strzelała za wysoko. Również budowa baterii nie przebiegała - jego zdaniem - wystarczająco szybko.

Genarał von Kalckstein został odznaczony przez króla orderem Czarnego Orła, zaś pułkownik von Walrave mianowany generałem-majorem i zobowiązany do szybkiego doprowadzenia twierdzy do stanu obronności, jako że miała stać się ważną bazą operacyjną dla dalszego prowadzenia wojny.

Gessler.JPG
Nieistniejący nagrobek feldmarszałka Geßlera w kościele św. Mikołaja.
Plik ściągnięto 505 raz(y) 49,12 KB

Belagerungsplan.jpg
Plan Oblężenia. Uwaga: w przypadku problemów z otwarciem pliku graficznego należy go zapisać i otwierać lokalnie.
Plik ściągnięto 1339 raz(y) 485,47 KB

Tabelka.jpg
Tłumaczenie tabelki.
Plik ściągnięto 998 raz(y) 283,62 KB

odwzorowanie.jpg
Próba odwzorowania planu na dzisiejszą sieć ulic. Uwaga: w przypadku problemów z otwarciem pliku graficznego należy go zapisać i otwierać lokalnie.
Plik ściągnięto 1390 raz(y) 418,57 KB

Ostatnio zmieniony przez Dziedzic_Pruski 2008-09-28, 12:11, w całości zmieniany 1 raz  
0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2008-09-28, 12:07   Oblężenie Brzegu przez Prusaków w roku 1741. Część II

Krótki kurs oblężniczy

Pod pojęciem wojny oblężniczej rozumiany jest atak na umocnione miejsca i ich obrona. Każdy atak na twierdzę poprzedzony jest ustnym lub pisemnym wezwaniem do kapitulacji, przekazywanym przez oficera, któremu towarzyszy trębacz (lub dobosz). Oficer ów melduje się forpocztom jako parlamentariusz. Wezwanie do kapitulacji stosuje się nawet wtedy, gdy siły atakującego są niewystarczające, lub właściwy atak na twierdzę nie jest dla głównych sił atakującego operacyjną koniecznością i gdy ten zadowala się jedynie obserwacją twierdzy, t.j. otoczeniem jej łańcuchem posterunków kawaleryjskich, mogących w razie potrzeby szybko się wycofać, zaś swe główne siły ustawia w tym kierunku, w którym w razie potrzeby zamierza się wycofać, by w ten sposób zabezpieczyć również odwrót.

Dobry komendant (twierdzy) zdecydowanie odrzuca wezwanie do kapitulacji. Atak na twierdzę może być przeprowadzony różnymi metodami, przy czym rzadko stosowana jest wyłącznie jedna, zaś z reguły próbuje się osiągnąć cel przez zastosowanie kilku. Sposób obrony zależny jest od metody ataku.

Blokada

stosowana, gdy atakowana twierdza jest zbyt duża, zbyt silna pod względem naturalnego położenia, sztuki fortyfikacynej, lub posiada zbyt silny garnizon, gdy oblegający nie dysponuje sprzętem oblężniczym, wystarczającymi siłami, środkami finansowymi, gdy oblężenie nie jest możliwe z powodu zimy lub złej pogody, lub gdy twierdza posiada znikome znaczenie strategiczne, przez co nie zachodzi konieczność jej zdobycia, lecz jedynie uniemożliwienie jej garnizonowi dokonywania wypadów.

a.) atak

Blokada polega na otoczeniu twierdzy łańcuchem posterunków, które mają za zadanie przerwanie wszelkiej zewnętrznej komunikacji twierdzy i odcięcie jej od zewnętrznych źródeł zaopatrzenia, a w persektywie „wzięcie głodem”. Korpus blokadowy obozuje zwykle w okolicznych wioskach.

b.) obrona

W przypadku blokady obrona twierdzy polega na tym, by zawczasu skompletować załogę i zapobiec wygłodzeniu przez zgromadzenie odpowiednich zapasów żywności – zboża, bydła, solonego mięsa, okowity, lekarstw - wystarczających na 6 miesięcy do roku - poprzez zakupy i rekwizycje, zapewnić zaopatrzenie w wodę (ze studni lub cystern), wystarczające środki finansowe oraz wydalić zbędną ludność.

Atak z zaskoczenia

jest przypuszczany, gdy atakujący, nadciągnąwszy szybkim marszem, zdoła pojawić się niespodziewanie w pobliżu twierdzy i niezwłocznie podejmuje próbę wdarcia się do niej - niepostrzeżenie pojedynczymi kolumnami, wykorzystując moment zaskoczenia, za pomocą drabin, lub bez nich, wyzyskując słabe miejsca dzieł fortyfikacyjnych, słabo strzeżone wyłomy lub bramy. Atak taki może się powieść tylko wtedy, gdy załoga twierdzy jest słaba lub nie wykazuje należytej czujności. Zmowa z mieszkańcami lub nawet samą załogą ułatwia takie przedsięwzięcie, zaś najbardziej korzystną porą jest noc lub gęsta mgła. Koniecznym warunkiem jest też znajomość terenu.

a.) Atak

następuje jednocześnie w kilku miejscach na umówiony sygnał – n.p. godzinę wybijaną przez zegar na wieży. Kolumny wchodzą jak najciszej na stok bojowy twierdzy, forsują palisady i zajmują place broni i bramę, obezwładniając straże, lub forsują wał i otwierają bramę od środka. Inną możliwością jest przygotowanie odpowiednich kryjówek nocą i próba wtargnięcia z nich do twierdzy wraz z porannymi nieprzyjacielskimi patrolami, które nie wykazały należytej czujności. Stosuje się również najroztmaitsze fortele w celu zawładnęcia choć jedną bramą (n.p. przewrócenie wozu na moście zwodzonym lub w samej bramie, jak miało to miejsce we Wrocławiu w czasie pierwszej wojny śląskiej w roku 1741).

b.) obrona

Najlepszą obroną przed atakiem z zaskoczenia jest utrzymywanie dzieł fortyfikacyjnych w odpowiednim stanie (wały i fosy), zaś załogi w stanie ciągłej gotowości i czujności (częste alarmy i patrole, późne otwieranie i wczesne zamykanie bram – to właśnie dlatego w okresie poprzedzającym oblężenie Brzegu w roku 1807, czyli od listopada 1806 roku, w obliczu szybkiego pochodu nieprzyjaciela, komendant twierdzy kazał załodze dzień i noc czuwać na wałach).

Ostrzał (bombardowanie)

a.) atak

Atakujący usiłuje przez ostrzał wnętrza twierdzy pociskami wszelkiego rodzaju (bombami, granatami, ognistymi kulami lub rakietami) wyrządzić duże szkody i zmusić przez to komendanta twierdzy do kapitulacji. Koniecznym warunkiem jest posiadanie ciężkich dział i moździerzy. Skuteczność tej metody zależy również od stanu twierdzy oraz stosunku ludności cywilnej do garnizonu. Jeżeli w twierdzy jest dość odpornych na bombardowanie pomieszczeń dla załogi i wszelkich zapasów i sprzętu, (kazamaty), zaś komendant nie musi mieć na względzie oszczędzenia miasta, to wyrządzone szkody mogą pozostać jedynym skutkiem bombardowania. Jednak gdy twierdza jest mała i pozbawiona kazamat (taką twierdzą był Brzeg), lub obejmuje bogate miasto, na którego oszczędzeniu może zależeć obrońcy, to bombardowanie może bardzo szybko doprowadzić do kapitulacji. Bombardowanie może również służyć przygotowaniu szturmu. Skuteczne bombardowanie wymaga współdziałania wszystkich sił i zasobów. Rodzaj posiadanego parku artyleryjskiego (działa dużego lub małego kalibru) oraz jego ustawienie, zależne od położenia dzieł fortyfikacyjnych twierdzy, decydują o odległości, z której prowadzony będzie ostrzał (im mniejsza odległość, tym skuteczniejszy ostrzał).

b.) obrona

Twierdza pozbawiona schronów i bezpiecznych magazynów (kazamat) i leżących na dalekim przedpolu dzieł fortyfikacyjnych, utrudniających budowę baterii oblężniczych, jest z reguły mało odporna na bombardowanie (tak było poodczas oblężenia Brzegu w roku 1807) oblegający zwykle zdoła spalić miasto i magazyny. W celu zapewnienia w miarę skutecznej obrony należy odpowiednio przygotować, a najlepiej podwoić zasoby sprzętu gaśniczego, uformować z mieszkańców kompanie strażackie, odpowiednio przygotować nieodporne na bombardowanie magazyny– poprzez zrzucenie dachów, zniwelowanie do wysokości 12 stóp i pokrycie stropów podwójną warstwą belek oraz warstwą ziemi i nawozu. Poza tym należy przygotować na wałach schrony dla załogi oraz inne pomieszczenia odporne na bombardowanie - z belek spojonych ze sobą pod kątem 50 stopni. Na ogień oblegających nie odpowiada się wcale lub ostrzeliwuje nieprzyjacielskie baterie z moździerzy, ustawionych możliwie w chronionych bateriach. Jeżeli nieprzyjacielskie baterie ustawione są w znacznej odległości, to ostrzał artyleryjski niewiele im zaszkodzi, natomiast silne i niespodziewane wypady załogi mogą być bardzo skuteczne. Działa należy chronić przed ostrzałem rykoszetowym (ostrzał pełnymi kulami, wystrzeliwanymi pod małym kątem tak, by odbijając się od ziemi wielokrotnie raziły cele – stosowany również przeciw kolumnom piechoty)) trawersami (poprzecznymi nasypami, mogącymi również pomieścić schrony dla załogi i sprzętu, mającymi zatrzymać odbijające się od ziemi kule), lub całkowicie usunąć z wałów. Z ulic należy wyrwać bruk, by bomby - miast odbijać się i wyrządzać większe straty – wybuchały, zarywszy się w ziemię.

Szturm

Szturm przypomina w zasadzie atak z zaskoczenia, jest jednak zwykle poprzedzony blokadą i bombardowaniem, a często istnieją też mniej lub bardziej rozbudowane okopy. Różnica polega na tym, że oblegający nie działa z zaskoczenia, lecz otwarcie koncentruje wszystkie siły w jednym miejscu.

a.) atak

Silny ogień prowadzony przez wszystkie baterie wspiera natarcie kolumn piechoty, ustawionych w okopach, w bezpośrednim sąsiedztwie twierdzy. Odpowiednio przygotowane schody (stopnie) muszą umożliwić szybkie, uporządkowane i jednoczesne natarcie kolumn piechoty, od czego zależy sukces całego przedsięwzięcia. Piechocie towarzyszą saperzy, usuwając przeszkody i zapewniając utrzymanie zdobytych dzieł fortyfikacyjnych. Właściwe wykorzystanie terenu może się przyczynić do zmniejszenia zwykle dużych strat oblegającego.

b.) obrona

Również obrona twierdzy przebiega w przypadku szturmu podobnie, jak przy ataku z zaskoczenia, z tym że przy zachowaniu odpowiedniej czujności, obrońcy mogą zawczasu podjąć właściwe kroki. Gdy więc obrońcy rozpoznają zamiar przypuszczenia szturmu na twierdzę, wszystkie baterie stawiane są w stan gotowości bojowej, działa usunięte poprzednio z wałów znów są na nie wtaczane, zaś w pobliżu gromadzi się wystarczające zapasy amunicji. Na placach alarmowych koncentrowane są oddziały przeznaczone do odparcia szturmu, załogi dzieł fortyfikacyjnych, mając jako pierwsze stawić opór, są wzmacniane, a rezerwy przygotowuje się do wypadu w celu zaatakowania szturmujących z flanki. Obrońcy odpowiadają słabo na ostrzał baterii oblegających, by móc później skoncentrować cały ogień na kolumny szturmowe. Wdzierający się do twierdzy nieprzyjaciel jest zwalczany bagnetami, zaś odparty ścigany, by uniemożliwić mu ponowne zebranie się w bezpiecznej odległości oraz w celu wdarcia się do stanowisk wyjściowych oblegających i ich zniszczenia.

Regularne oblężenie

Tę metodę stosuje się, gdy dobry stan i wyposażenie twierdzy oraz jej silna i czujna załoga wykluczają powodzenie metod opisanych uprzednio. Regularne oblężenie, choć nie najszybciej, to jednak najpewniej zapewnia powodzenie. Jego zasadniczym celem jest dokonanie wyłomu w wale, pozwalającego przypuścić szturm do twierdzy. By jednak móc dokonać wyłomu lub dotrzeć do jakiegoś innego wejścia do twierdzy, należy się najpierw do niej zbliżyć. Ze względu na ogień obrońców można tego dokonać jedynie pod osłoną i stopniowo. W przeciwieństwie do metod opisanych uprzednio, o których sukcesie mógł zadecydować przypadek, regularne oblężenie polega na dążeniu do celu w sposób regularny i metodyczny, zaś formy, jakie to dążenie przybierało w różnych epokach, były zależane od postaci dzieł fortyfikacyjnych, osiągów broni i ogólnych poglądów na prowadzenie wojny. Metodyczne podstawy formalnego oblężenia opracował marszałek Vauban (francuski teoretyk i praktyk sztuki fortyfikacyjnej i oblężniczej z XVII. w. ), zaś zmodyfikowali von Coehorn (holenderski fortyfikator z XVII. w. ) i Cormontaigne (francuski inżynier wojskowy z XVIII. w. ) Zgodnie z tymi teoretycznymi podstawami, każde oblężenie dzieli się na 3 okresy:

1. okres prac przygotowawczych i zabezpieczających korpus oblężniczy

2. okres od otwarcia pierwszej paraleli (równoległej) aż do wyjścia z trzeciej paraleli

3. okres od zajęcia pozycji na stoku bojowym twierdzy aż do jej zdobycia

Ad 1.


a.) atak

Pierwszy okres rozpoczyna się blokadą, czyli odcięciem twierdzy od wszelkich zewnętrznych połączeń. Blokady dokonuje awangarda (straż przednia) korpusu oblężniczego, nazywana również korpusem blokadowym. Gdy pełna blokada nie jest możliwa – w przypadku twierdz dużych oraz morskich, atakowanych wyłącznie od strony lądu, oblegający mają znacznie utrudnione zadanie, jako że stopień obronności twierdzy może być dzięki świeżym posiłkom, dostawom prowiantu oraz amunicji stale utrzymywany, lub nawet podnoszony. Korpus blokadowy stanowią z reguły w większości kawaleria i artyleria konna. Korpus ten podchodzi pod twierdzę możliwie szybko i niepostrzeżenie i od razu podejmuje wszelkie kroki, by nie tylko zapobiec wypadom z twierdzy, lecz również nie dopuścić do niej jakichkolwiek posiłków. Przydzieleni do korpusu oficerowie sztabowi oraz inżynierowie wojskowi dokonują pod jego osłoną zwiadu, wyznaczają atakowany front oraz odpowiednie miejsca dla rozmieszczenia parku artyleryjskiego, magazynów, szpitali i.t.p. (poza zasięgiem artylerii obrońców), w miarę możności natychmiast zabezpieczając te miejsca przed wypadami załogi - poprzez sypanie szańców i ustawianie przeszkód. Równocześnie gromadzony jest materiał do sporządzenia faszyn, koszów szańcowych, worków z piaskiem i.t.p. oraz wytyczany oraz przygotowywany teren pod obóz dla korpusu oblężniczego, nadchodzącego śpiesznymi marszami, by po 3 do 4 dniach przybyć na miejsce. Liczebność korpusu oblężniczego jest naturalnie zależna od siły obleganej twierdzy: z reguły przyjmuje się, że oblegający muszą być 4 – 5 razy liczniejszy od załogi twierdzy (ten stosunek sił osiągany jest jednak raczej rzadko). Również liczebność i kalibry dział parku artyleryjskiego zależne są od artyleryjskiego wyposażenia twierdzy; w przypadku dużego oblężenia należy zgromadzić co najmniej 200 dział dużego kalibru, w tym 3/5 armat i 2/5 dział stromotorowych (moździerzy i haubic) wraz z 1000 sztuk amunicji na każde działo. Poza tym należy przygotować pojazdy wszelkiego rodzaju, zapasowe lafety, sprzęt do kopania okopów, dźwigi, narzędzia wszelkiego rodzaju, wyposażenie laboratoriów (w laboratoriach wytwarzano amunicję), materiały do budowy baterii i.t.p. Przez cały czas trwania tych przygotowań, budowy obozu i magazynów oraz gromadzenia parku artyleryjskiego prowadzony jest zwiad (często jest to możliwe tylko nocą) w celu poznania lokalizacji i stanu poszczególnych dzieł fortyfikacyjnych, określenia frontu (odcinka fortyfikacji), na którym ma nastąpić atak i miejsca jego rozpoczęcia oraz opracowania na tej podstawie planu ataku. Właściwy wybór miejsca do przypuszczenia ataku ma ogromne znaczenie dla powodzenia oblężenia, a wybór nieodpowiedni może oblężenie conajmniej znacznie wydłużyć. Gdy w końcu wytyczone zostały kierunek i rozprzestrzenienie okopów i pierwszych baterii, można przystąpić do tworzenia pierwszej paraleli (równoległej) i tym samym do rozpoczęcia właściwego oblężenia.

b.) obrona

Krótko przed spodziewanym wybuchem wojny twierdze stawia się w stan obronności (uzbrajanie, mobilizacja). W tym celu bada się stan twierdzy, naprawia szkody, według potrzeby buduje nowe dzieła fortyfikacyjne – n.p. lunety (flesze) wraz z blokhauzami (schronami) na domniemanych frontach ataku, buduje na nich kryte odcinki obronne i stanowiska artyleryjskie oraz małe magazyny prochu. Naprawia się drogę ukrytą, na placach broni stawiane są blokhauzy, zaś całą drogę ukrytą na domniemanych frontach ataku podwójne palisaduje. Palisady ustawia się również w innych, dogodnych miejscach, według możności wzdłuż całej drogi ukrytej. Na skarpach dzieł nieoblicowanych murem (tak, jak to było w Brzegu) wkopuje się (zaostrzone) pale szturmowe oraz buduje reduity (schrony dla załogi wewnątrz dzieł fortyfikacyjnych), tambury (umocnienia o kształcie cylindrycznym, do krycia innych dzieł fortyfikacyjnych), zaś na zagrożonych ostrzałem rykoszetowym, długich odcinkach obwałowania buduje się trawersy (poprzecznice) lub dodatkowo osłania znajdujące się tam już działa. W przypadku braku kazamt, na barkach (narożnikach) dzieł budowane są półkaponiery (dzieła fortyfikacyjne do prowadzenia ognia w jednym kierunku wzdłuż fosy), a w ważnych punktach w pobliżu twierdzy dzieła wydzielone (forty, reduty) lub blokhauzy. Poszczególne fronty mogą być też osłaniane poprzez zalewy, przy czym osłania się dodatkowo tamy służące do spiętrzania wody. Rewizji poddawany jest system min, zaś w przypadku jego braku na ostrych kątach (kąty u czoła) bastionów i rawelinów na domniemanych frontach ataku kopie się korytarze długie na 12 do 15 stóp, a na ich końcach komory minerskie (wypełniane prochem), rozmieszczone w formie listka koniczyny (w Brzegu założono fugasy, czyli miny bardziej powierzchowne, tzn. po prostu zakopane w ziemi). Należy przy tam zgromadzić drewno, zapasowe palisady, faszyny (4000 sztuk na bastion), kosze szańcowe (150 na bastion) i.t.p. Wszystko na przedpolu twierdzy, w odległości od 800 do 1200 stóp, co może posłużyć nieprzyjacielowi do budowy baterii lub schronienia robotników (saperów) należy bez reszty usunąć. Krok ten wymaga rozbiórki (w przypadku niespodziewanego pojawienia się nieprzyjaciela również spalenia) przedmieści, wycinki drzew, krzaków i zarośli, zniwelowania ogrodów, zburzenia murów i wyrównania wszystkich nierówności (n.p. zasypania dołów) na przedpolu twierdzy. Wzmacnia się aktywne środki bojowe - załogę i artylerię i stawia je w stan gotowości bojowej. Liczebność tych środków zależy od ukształtowania, wielkości i ważności twierdzy oraz od posiadanych zasobów. Vauban przyjął, że każdy bastion lub każde dzieło rogowe powinny być obsadzone przez 5 do 600 ludzi, zaś każda wydzielona reduta przez 150, bez artylerii i saperów. Z powyższej kalkulacji wynika, że załoga pomniejszych twierdz (do takich zaliczał się Brzeg) powinna wynieść około 5000 ludzi, zaś w przypadku twierdz pierwszej rangi od 10-12000 (taką załogę w czasach pruskich posiadała n.p. Nysa), a w przypadku istnienia dalszych dzieł wydzielonych, o kilka tysięcy więcej. Zapas amunicji na każde działo powinien wynosić 1000 sztuk. Bardzo korzystna jest zawsze sytuacja, gdy twierdza uzbrojona jest w możliwie dużą ilość dział wszelkich kalibrów. Od liczby dział zależna jest również konieczna wielkość pozostałych zasobów, jak liczba pojazdów, maszyn, ilość oporządzenia artyleryjskiego, materiałów budowlanych, narzędzi, zapasów, liczba koni i ludzi. Cały sprzęt, podobnie jak i uzbrojenie, dzieli się na 2 części: w celu obrony przed atakiem z zaskoczenia oraz w celu obrony przed formalnym oblężeniem. Pierwsza część służy do uzbrojenia wszystkich dzieł fortyfikacyjnych twierdzy w wystarczającym stopniu, by zmusić nieprzyjaciela do zastosowania formalnego oblężenia, zaś drugą część przeznacza się do wzmocnienia frontu, wybranego (atakowanego) przez nieprzyjaciela w formalnym oblężeniu, niezwłocznie po rozpoznaniu tego wyboru. Podczas gdy oblegający dążą do zajęcia twierdzy w jak najkrótszym czasie i ponosząc jak najmniejsze straty, głównym celem obrońców jest takie użycie wszystkich sił i środków, by nieprzyjaciel mógł zawładnąć twierdzą jedynie poświęciwszy jak najwięcej czasu, ludzi i materiału wszelkiego rodzaju. Skoro tylko bliskość nieprzyjaciela pozwala spodziewać się oblężenia, w twierdzy ogłasza się stan oblężenia, a komendant staje się z tą chwilą panem wszystkiego, co znajduje się w jej obrębie. Również wszyscy mieszkańcy stoją pod jego bezpośrednimi rozkazami i obowiązani są pełnić stosowne służby - służbę wartowniczą wewnątrz twierdzy, służbę w magazynach, szpitalach i straży pożarnej.

Ad 2.

Od otwarcia pierwszej paraleli (równoległej) aż do wyjścia z trzeciej paraleli

a.) atak


Kopanie okopów (rowów zbliżeniowych), tzn. prowadzenie prac ziemnych, pozwalających oblegającym na skryte (t.j. pod osłoną okopów, chroniących przed ogniem obrońców) zbliżenie się do twierdzy rozpoczyna się od pierwszej paraleli (równoległej), poza zasięgiem skutecznego strzału kartaczowego, w odległości od 700 do 800 kroków od stoku bojowego twierdzy. Podejście na mniejszą odległość możliwe jest jedynie w przypadku niezbyt czujnej załogi lub korzystnych warunków pogodowych lub terenowych. Długość paraleli zależna jest od długości atakowanego frontu i powinna być poza tym na tyle przedłużona w prawo i lewo, by z jej krańców można było prowadzić enfiladę (ostrzał wzdłuż wszystkich linii) atakowanego frontu, a więc również wzdłuż kurtyny (odcinek wału między bastionami). Parlaela wytyczana jest równolegle do linii łączącej punkty wierzchołkowe obwałowania atakowanego frontu i stąd bierze się i jej nazwa. Równocześnie z budową paraleli rozpoczyna się kopanie rowów komunikacyjnych do bezpiecznej komunikacji z obozem i magazynami zaplecza, stale na osiach atakowanego frontu i w poprzek linii dzieł fortyfikacyjnych twierdzy tak, by nie mogły być stamtąd ostrzeliwane bezpośrednio (wzdłuż) lub na flance, przez co owe rowy przecinają zwykle „zygzakiem” wspomnaiane osie, zaś ich przedłużenia stykają się z podnóżem stoku bojowego. Głównym warunkiem ułatwiającym te pierwsze prace jest ich utrzymywanie w tajemnicy, przeto podejmuje się je zwykle ciemną nocą. Robotnicy (saperzy), zgromadzeni przed wieczorem wokół magazynów otrzymują tam sprzęt do kopania (łopaty, kilofy), a ponadto każdy osobną faszynę traserską. Gdy zapadną ciemności, odpowiedzialni oficerowie korpusu inżynieryjnego doprowadzają ich możliwie bezszelestnie i ustawiają na linii pierwszej paraleli oraz na liniach rowów komunikacyjnych w ten sposób, by każdy mógł położyć swoją faszynę traserską na ziemi tak, by stykając się z faszynami sąsiadów z prawej i lewej strony równocześnie trasowały przebieg owych linii i każdy robotnik miał swój własny odcinek roboczy. Na dany znak wszyscy rozpoczynają pracę, okopując się wzdłuż wytyczonej linii na głębokość od 3 do 4 stóp, na szerokości 4 stóp, zaś z urobku sypiąc przed okopem przedpiersie paraleli od strony twierdzy. Wraz z ukończeniem tej pracy, o brzasku gotowa jest linia chroniąca przed ogniem obrońców. W celu zabezpieczenia robót przed wypadami załogi, razem z robotnikami wychodzą również oddziały w sile odpowiadającej obszarowi, na którym prace są prowadzone oraz sile garnizonu (twierdzy). Oddziały te wystawiają przed linią robót posterunki i straże, a w odpowiednich punktach ich wzmocnienia. Rezerwy ustawiane są za linią robót i na jej skrzydłach. W przypadku dokonania wypadu, oddziały osłonowe podejmują wysiłki w celu takiego odparcia obrońców, by roboty nie zostały zakłócone. W celu indywidualnej obrony robotnicy zabierają ze sobą swoje karabiny i odkładają w pobliżu paraleli (robotnicy to oczywiście odkomenderowani do tego celu żołnierze, choć do roboty zapędzano również okolicznych chłopów). Gdy na dworze zaczyna szarzeć, osłona wycofuje się do obozu, a nocnych robotników zastępują dzienni i poszerzają paralelę do szerokości od 7 do 9 stóp u dołu i 15 do 17 stóp u góry oraz nadsypują przedpiersie do wysokości 4 i pół stóp. Przedpiersie otrzymuje również bankiet o szerokości 14 stóp tak, by można można było przez nie przejść. Od tyłu paralela jest zwykle skośnie ścięta, zaś jej łoże (dno) lekko nachylone w dół, by umożliwić odpływ wody deszczowej, w najgłębszym miejscu wykonuje się płytki rowek do odprowadzenia tej wody (kuwetę). W celu pomieszczenia większych oddziałów, mających bronić pierwszej paraleli, zakłada się w jej obrębie obszerne place broni, zaś jej punkty krańcowe (skrzydła) chętnie opiera o obiekty dające osłonę, a w razie ich braku buduje się tam reduty (skrzydłowe) na planie czworokąta o dwóch ostrych i dwóch rozwartych kątach, zaś w celu osłony ustawionej zwykle na skrzydłach kawalerii tzw. trawersy barkowe. Jeśli jest to możliwe, to pierwszej nocy budowane są również baterie: rykoszetowe – w punktach przecięcia paraleli z przedłużeniami wszystkich głównych linii atakowanego frontu – przeznaczone do zniszczenia środków obrony na wałach, baterie do podłużnego ostrzału (enfilady) z flanki, umieszczone na obu krańcach paraleli oraz baterie moździerzy, ustawione w szczególnie dogodnych miejscach paraleli – przeznaczone do bombardowania wewnętrznych części dzieł oraz wysuniętych budynków twierdzy, jak magazyny, czy koszary. Gdy tylko ukończona jest budowa i uzbrajanie baterii, wszystkie razem otwierają ogień, gdyż prowadząca ogień pojedyncza bateria, może być łatwo zniszczona przez zmasowany ogień z twierdzy. Wszystkie prace w związku z budową pierwszej paraleli, kumunikacji z zapleczem i baterii określa się mianem „otwarcia okopów”, a noc, w której prace te rozpoczęto, uważa się za właściwy początek oblężenia. Niezwłocznie po ukończeniu robót paralela obsadzana jest stałą załogą, która jest codziennie luzowana. Liczebność owej straży okopowej, obsadzającej wraz z postępem oblężenia dalsze okopy, powinna wynosić ¾ liczebności załogi twierdzy. Jednym z jej głównych zadań jest odpieranie wszystkich wypadów obrońców. Jej zwarte oddziały stoją na placach broni, zaś kawaleria w stałej gotowości za trawersami barkowymi na skrzydłach. Artyleria prowadzi nieprzerwany, nasilony ogień aż do momentu spowodowania widomego skutku po stronie obrońców, jak zupełne zaprzestanie, lub znaczne osłabienie ognia baterii fortecznych. Wtedy oblegający przystępują do budowy drugiej paraleli, przebiegającej równolegle do pierwszej, w takiej odległości, by była oddalona o 3 do 400 kroków od wierzchołków drogi ukrytej. Jej budowa odbywa się również nocą, za pomocą ruchomych sap (rowy zbliżeniowe, kopane za pomocą ruchomych osłon – drewnianych tarcz, wzmacnianych metalowymi płytami, koszy szańcowych itp., przesuwanych w miarę postępu robót, lub „ruchomego” przedpiersia; jak już pisałem uprzednio w poście o oblężeniu Brzegu w roku 1807, to właśnie od tego terminu pochodzi słowo „saper”). Równocześnie budowane są połączenia z pierwszą paralelą. Te aprosze (rowy zbliżeniowe) przebiegają – podobnie jak rowy komunikacyjne pierwszej paraleli – zygzakiem po osiach atakowanego frontu w ten sposób, by pomyślane przedłużenia ich poszczególnych odcinków przebiegały w odległości 25 kroków od punktów wierzchołkowych stoku bojowego twierdzy, co ma zapobiec ich podłużnemu ostrzałowi. Każde przednie odgałęzienie aproszy posiada charakterystychne przedłużenie w formie zakola lub haha – tzw. kroszet, o długości od 15 do 25 kroków, mający umożliwić przetaczanie w nim pojazdów. Również w budowie tych linii stosuje się ruchome sapy. Na przedłużeniach linii narysu czół bastionów i rawelinów atakowanego frontu budowane są w drugiej paraleli baterie demontujące, mające w bezpośrednim boju artyleryjskim zniszczyć ambrazury (strzelnice) i znajdujące się za nimi działa. Baterie pierwszej paraleli kontynuują ogień, lub zostają przenoszone pod osłoną baterii demontujących do drugiej paraleli. Zgodnie z założeniami, skoncentrowany ogień z obu paraleli ma zlikwidować bezpośredni ogień prowadzony z czół (bastionów i rawelinów), by podczas dalszego ataku, w momencie wejścia w zasięg ognia z barków bastionów (wzdłuż kurtyn), z samych bastionów możliwy był jedynie ogień karabinowy i moździerzy. Gdy cel ten zostaje osiągnięty, przystępuje się ponownie do kopania aproszy, również z użyciem ruchomych sap, będących punktami wyjścia do budowy półparaleli, czyli równoległych odcinków po ich obu stronach, stanowiących dodatkową pozycję między pierwszą i drugą paralelą, umożliwiającą obronę przed skutecznym ogniem karabinowym obrońców. Gdy pozwala na to wielkość parku artyleryjskiego, w półparalelach ustawiane są małe moździerze. Ze względu na bliskość dzieł fortyfikacyjnych twierdzy (półparalele przebiegają w odległości około 250 kroków od stoku bojowego), wszystkie prace muszą być prowadzone z zastosowaniem pełnej sapy (z ciągłymi przedpiersiami po obu stronach). Aprosze prowadzone są aż do podnóża stoku bojowego, z tym że poszczególne odcinki zygzaku muszą być coraz krótsze i stykać się ze sobą pod coraz ostrzejszym kątem. Gdy wszystkie aprosze osiągną stok bojowy, łączy je się nową – trzecią paralelą, wykonaną również metodą pełnej sapy, w której ustawia się baterie moździerzy, bombardujące drogę ukrytą, jej place broni i reduity oraz wszelkie punkty atakowanego frontu, w których obrońcy prowadzą jeszcze prace fortyfikacyjne.

b.) obrona

Z chwilą otwarcia okopów obrońca musi przystąpić do kontrakcji. Również dla niego główną bronią będzie artyleria: tam, gdzie możliwe jest otwarcie przeważającego ognia, trzeba do tego przystąpić z najwyższą energią, zaś tam, gdzie nie można osiągnąć takiej przewagi, należy chronić posiadane środki i zasoby. Jednak zastosowanie jedynie obrony pasywnej nie pozwoli na stawienie najzaciętszego oporu - w tym celu konieczne jest przystąpienie do silnego przeciwnatarcia, czego dokonuje się poprzez podejmowanie wypadów. Im dalej znajduje się jeszcze nieprzyjaciel, tym większymi siłami można je realizować, im bliżej podchodzi, tym bardziej obrońcy zdani są na akcje przeprowadzane w oparciu o poszczególne dzieła fortyfikacyjne twierdzy. Rozróżnia się wypady duże i małe; duże – podejmowane często z użyciem wszystkich rodzajów broni przed otwarciem okopów – mają za cel zniszczenie nieprzyjacielskiego zaplecza i magazynów, zapobieżenie lub zakłócenie budowy pierwszej paraleli i jej baterii oraz zniszczenie tych dzieł, o ile już istnieją. Małe wypady podejmowane są szczególnie w późniejszym okresie oblężenia w celu opóźnienia budowy aproszy, niszczenia ich odcinków, zasypywania otwartych chodników minerskich i zagwożdżania dział nieprzyjaciela, biorą w nich udział zwykle małe oddziały, działając jednocześnie. Odziałom tym towarzyszą robotnicy, dokonujący wspomnianych zniszczeń. Gdy tylko obrońcy zauważą, że nieprzyjaciel otwiera okopy (dzieje się to nocą), wystrzeliwane są świecące kule (pociski świetlne) i rakiety, by w ich świetle rozpoznać działania nieprzyjaciela. Działa kieruje się na robotników i otwiera ogień – zwykle kartaczami (kartacz – zasobnik z kulkami lub siekańcami, przeznaczony do zwalczania „siły żywej” nieprzyjaciela z krótkich odległości). Wraz z nastaniem dnia ogień twierdzy kierowany jest na te punkty, gdzie przeprowadzone nocą roboty oblężnicze nie zapewniają całkowitej osłony oraz w miejsca, gdzie budowane są baterie. Ponieważ teraz staje się też jasne, jaki front ataku obrali oblegający, podejmuje się odpowiednie kroki w samej twierdzy: położone w pobliżu tego frontu szpitale i magazyny przenosi się - wedle możności - w bardziej bezpieczne miejsca, buduje się trawersy (poprzecznice), blendy i kryte stanowiska artyleryjskie, tworzy małe magazyny, reduity i odcinki obrony, buduje się schrony dla załogi, na wałach oraz w punktach wierzchołkowych drogi ukrytej ustawia się dodatkowe działa (w ostatnim przypadku lekkie). Czasami ze stoku bojowego otwiera się kontraprosze, skierowane przeciw pracom oblężniczym nieprzyjaciela tak, by osiągnąć budowane przezeń baterie. Gdy tylko nieprzyjaciel uzbroi swe baterie, podejmowany jest – często z dużym powodzeniem – wielki wypad, jako że poprzez spłoszenie koni użytych do transportu dział łatwo spowodować zamieszanie w nieprzyjacielskich szykach i wykorzystać ten moment do zagwożdżenia dział, pozatym obrońcy mają wtedy też przewagę artyleryjską. Gdy nieprzyjaciel zdołał już jednak otworzyć ogień ze swych baterii, to z wałów należy ściągnąć wszystkie działa strzelające znad przedpiersia ( i tym samym pozbawione jego osłony) i skoncentrować ogień dział pozostałych na poszczególne nieprzyjacielskie baterie, a zwłaszcza bombardować je z moździerzy i haubic. Z chwilą otwarcia drugiej paraleli skuteczny staje się ogień karabinowy, prowadzony z drogi ukrytej. Działania obrońców, czyli prowadzenie ognia i podejmowanie dużych i małych wypadów, pozostają w zasadzie niezmienne, jednak z chwilą przystąpienia nieprzyjaciela do otwarcia trzeciej paraleli głównym środkiem obrony stają się małe wypady, ogień karabinowy osiąga swą najwyższą skuteczność, a nieprzyjacielscy robotnicy zasypywani są gradem pocisków z małych moździerzy (tzw. kamiennych).

Ad 3.

Od wyjścia z trzeciej paraleli (równoległej) aż do zdobycia twierdzy


a.) atak

Z trzeciej paraleli prowadzone są dalsze aprosze na osiach wszystkich dzieł atakowanego frontu oraz wewnętrznych placów broni drogi ukrytej, Stosuje się przy tym również pełną sapę, jednak ze względu n bliskość dzieł fortyfikacyjnych twierdzy już nie w formie zygzaku (jego odcinki musiałyby być zbyt krótkie), lecz w dających szczególnie skuteczną osłonę formach sap trawersowanych – w szachownicę i wężykowych, zaś gdy obrońcy ustawili na placach broni moździerze, to wtedy może powstać konieczność zastosowania sapy krytej (również z góry, czyli już prawie podziemnego korytarza). Gdy aprosze osiągną środek stoku bojowego, ale ogień z baterii trzeciej paraleli nie zdołał jeszcze całkowicie wyprzeć obrońców z drogi ukrytej lub przynjamniej za jej odcinki obronne i reduity, buduje się kawaliery transzejowe – podwyższone dzieła, z których można prowadzić ostrzał wzdłuż linii drogi ukrytej. Pod osłoną tych dzieł aprosze prowadzi się aż do odległości 24 stóp od linii ogniowej drogi ukrytej i łączy trawersowaną sapą – praktycznie „czwartą” paralelą na jej grzbiecie, zwaną również koroną (lub ukoronowaniem) stoku bojowego. Ze względu na znikomą odległość od głównego obwałowania twierdzy i prowadzonego stamtąd koncentrycznego ognia karabinowego oraz łatwości, z jaką obrońcy mogą dokonywać wypadów, wspomniane prace oblężnicze są szalenie niebezpieczne, a owo niebezpieczeństwo oraz stopień trudności dodatkowo wzrastają w przypadku niekorzytnych warunków terenowych - gdy stok bojowy jest kamienisty, lub był przed oblężeniem porośnięty drzewami, których korzenie hamują tempo robót. Nowy i o wiele większy problem wynika, gdy pod stokiem bojowym rozgałęzia się system chodników minerskich (takich w Brzegu nie było), które należy zwalczać tą samą metodą, czyli za pomocą chodników kontrminerskich. Jednak nawet, gdy ukrytej drodze brak posiłków, a załoga twierdzy jest słaba lub zdemoralizowana, to zdobycie tego dzieła fortyfikacyjnego szturmem – przez odpowiednio silne kolumny piechoty, nacierające pod osłoną nocy z trzeciej paraleli, wypierając obrońców - może za sobą pociągnąć duże straty. W międzyczasie tworzone są metodą ruchomej sapy połączenia z koroną, a ta ostatnia trawersowana. Gdy osłona przed ogniem karabinowym jest wystarczająca, oddziały wycofują się z drogi ukrytej do trzeciej paraleli. Na zbudowanej z powodzeniem koronie stoku bojowego buduje się dalsze baterie: kontrbaterie naprzeciw linii, których nie można było wcześniej ostrzeliwać ogniem bezpośrednim (n.p. barki bastionów), by unieszkodliwić znajdujące się tam działa obrońców, których ogień może być szczególnie niebezpieczny podczas forsowania fosy, oraz baterie mające dokonać wyłomu w określonych miejscach skarp czół bastionów i rawelinów. Budowa baterii na koronie stoku bojowego staje się tym trudniejsza, im więcej artylerii zdołali utrzymać obrońcy, gdy dzieła fortyfikacyjne twierdzy posiadają obronne kazamaty i kaponiery, oraz im częściej obrońcy podejmują wypady i prowadzą bombardowanie. W bateriach tych ustawiane są najcięższe działa. Ogień prowadzony jest z ambrasur jednocześnie przez wszystkie działa. Gdy skarpy dzieł fortyfikacyjnych twierdzy oblicowane są cegłą lub kamieniem (w Brzegu jedynie front odrzański, który nie był atakowany), to wyłomu dokonuje się pełnymi kulami lub granatami, które wybuchając działają podobnie jak miny. W międzyczasie oblegający zdołali z pewnością wykonać podkop pod atakowanym dziełem twierdzy i dokonać tą drogą wyłomu. Wraz z otwarciem ognia z baterii na koronie rozpoczyna się budowę zejścia do fosy (descenty) – prowadzących w dół galeryjek - metodą chodników minerskich lub krytej sapy. Wejście do nich znajduje się na koronie, zaś wyjście przy łożu (dnie) fosy – w przypadku fosy suchej, lub u poziomu wody w przypadku fosy mokrej, naprzeciw miejsca planowanego wyłomu. Gdy kontrbaterie zdołają całkowicie lub częściowo wyłączyć działa, z których obrońcy ostrzeliwują fosę, jeszcze przed dokonaniem wyłomu podejmowana jest próba utworzenia krytego przejścia przez fosę, prowadzącego z wyjścia descenty do planowanego wyłomu, w przypadku fosy suchej metodą pełnej sapy, której przedpiersie zwrócone jest w stronę, z której obrońcy prowadzą dolny, podłużny ostrzał fosy, zaś w przypadku fosy mokrej poprzez budowę grobli z faszyn, zaopatrzonej również w przedpiersie z plecionego chrustu, worków z piaskiem itp. Materiał do budowy dostarczany jest przez descentę. Niekiedy groblę buduje się też z dużej tratwy. Gdy przejście przez fosę zbliża się do miejsca wyłomu, a baterie wyłomowe zdołają dokonać wystarczająco szerokiego i drożnego wyłomu, podejmowane są przygotowania do szturmu: kolumny szturmowe i rezerwy ustawiane są na koronie, w aproszach i trzeciej paraleli – po kolumnie na wyłom. Nocą saperzy usiłują przedostać się do wyłomu, by udrożnić go w większym stopniu, niż zdołała tego dokonać artyleria. Na umówiony znak oddziały szturmowe, a za nimi robotnicy, przechodzą przez descentę, przjście przez fosę, wchodzą do wyłomu, wypierają w walce na bagnety stawiających im opór obrońców i umacniają wyłom – robotnicy ustawiają tam natychmiast kosze szańcowe, wypełniając je ziemią i budują kryte stanowiska, z których będą atakowane znajdujące się tam dalsze umocnione odcinki obronne i reduity lub służące odpieraniu podejmowanych przez rezerwy obrońców prób odzyskania utraconych dzieł fortyfikacyjnych. Odcinki obronne i reduity wewątrz dzieł mogą być na tyle solidne i obronne, że ich zdobycie wymagać będzie ponownego otwierania okopów, utworzenia dodatkowej paraleli, budowy baterii, dokonywania wyłomu i przypuszczania szturmu. Gdy w twierdzy znajduje się cytadela („twierdza w twierdzy, oddzielona od właściwej twierdzy wolnym polem ostrzału, czyli esplanadą), to wówczas należy od nowa rozpoczynać jej oblężenie.

b.) obrona

Podczas gdy dotąd, wskutek przewagi ogniowej artylerii oblegających, obrońcy znajdowali się w mniej korzystnej sytuacji, to wraz z wyjściem z trzeciej paraleli sytuacja zmienia się wyraźnie na niekorzyść oblegających. Obrońcy nie są już dłużej oskrzydleni przez nieprzyjaciela i sami mogą zagrozić mu z flanki. Prace prowadzone przez oblegających na stoku bojowym częściowo uniemożliwiają ogień ich własnych baterii, co z kolei umożliwia obrońcom utworzenie nowych stanowisk artyleryjskich na wałach - a mianowicie na czołach i barkach (bastionów i rawelinów), co może się przyczynić do osiągnięcia przewagi ogniowej, która wzrośnie jeszcze bardziej, gdy twierdza posiada jeszcze sprawne baterie kazamatowe. Poza tym oblegający muszą prowadzić swe prace w zasięgu skutecznego ognia karabinowego i poziomego i są silniej narażeni na kontrataki obrońców, gdyż własne posiłki są bardziej oddalone i - ze względu na znacznie ograniczone przestrzennie pole walki - nie mogą być w pełni skuteczne. Obrona odbywa się w następujący sposób: na prace, prowadzone przez oblegających na stoku bojowym koncentruje się wzmożony ogień karabinowy i pionowy ze wszystkich dzieł fortyfikacyjnych, posiadających w nie wgląd, jak również ogień z dział kazamatowych oraz z czół i barków (bastionów i rawelinów), otwierany potwtórnie lub po raz pierwszy. Działanie tego ognia może być znacznie wzmocnione przez dokonywanie licznych wypadów.

Gdy tylko prace oblężnicze nieprzyjaciela są na tyle zaawansowane, że może on przystąpić do budowy baterii na koronie stoku bojowego, obrońcy kierują w te miejsca wszystkie siły i środki, by możliwie opóźnić ukończenie tych prac, gdyż w tym momencie oblegający odzyskują znów przewagę ogniową nad atakowanymi dziełami twierdzy, chyba że twierdza może odpowiedzieć piętrowym ogniem z kazamat. Środki zapobiegawcze podejmowane przez obrońców w razie forsowania fosy zależą od jej formy. W przypadku fosy suchej najbardziej skuteczne są częste wypady do sap, wzmożony ogień karabinowy i moździerzowy oraz pociski zapalające (tzw. kule ogniste), które równie skuteczne są w przypadku fosy mokrej. Jeżeli obrońcom uda się za pomocą tam dodatkowo spiętrzyć wodę, to może to często doprowadzić do zniszczenia owoców prac, podjętych przez oblegających. Gdy fosa zostanie w końcu sforsowana, rozpoczyna się walka w samym wyłomie. Jeżeli obrońcy potrafią we właściwym zakresie i w decydującym momencie użyć posiadane środki, to twierdza nie jest po dokonaniu wyłomu jeszcze stracona, lecz musi być tym zacięciej broniona. Za wyłomem zajmują stanowiska strzelcy, którzy w pierwszej linii mają przeszkodzić robotnikom nieprzyjaciela w udrożnieniu wyłomu, podejmowane są również próby zagrodzenia wyłomu różnorakimi przeszkodami – n.p. przez obrzucaniec wyłomu (zapalonymi) wieńcami i faszynami smolnymi, granatami ręcznymi, workami szturmowymi, za pomocą przeszkód ruchomych (n.p. kozłów kolczastych). Gdy jednak oblegający zdołają przezwyciężyć te przeszkody, udrożnić wyłom i utworzyć sapy, to obrońcy powinni wtedy odpalić założone uprzednio pod wyłomem fugasy. Kiedy w końcu nieprzyjaciel przystąpi do szturmu i decyduje walka na białą broń, to w przypadku porażki obrońcy wycofują dię do reduitu lub za odcinek obronny wewnątrz dzieła, prowadząc stamtąd ogień artyleryjski, a gdy przyjdzie im opuścić i te pozycje, to pozostaje już tylko kapitulacja, lub wycofanie się do cytadeli, jeżeli taka istnieje (w wieku XVIII. i wcześniejszych samo wdarcie się oblegających w obręb twierdzy decydowało o jej zdobyciu; dopiero podczas oblężenia hiszpańskiej Saragossy w roku 1808 przez wojska napoleońskie, w którym brali udział również Polacy, po raz pierwszy doszło do zaciętych walk ulicznych, posiadających już wszystkie cechy, znane z II. wojny światowej: barykady uliczne, walki o poszczególne budynki, a w ich obrębie o poszczególne pomieszczenia, podkopy z piwnic itp.).

Oblężenia dość rzadko kończą się całkowitym wyczerpaniem środków obrony. Przeważnie zostają przyśpieszone przez przypuszczenie szturmu, który niekoniecznie musi być doprowadzony do końca, jako że dochodzi wtedy do kapitulacji z powodu niewystarczających zasobów w ludziach i sprzęcie, lub z innych powodów, przeważnie politycznych. W momencie wszczęcia rokowań kapitulacyjnych zwykle ustają działania wojenne. Gdy tylko oblegani przez wywieszenie białej flagi, bicie szamady (na bębnach) lub podobne sygnały wyrażą zamiar kapitulacji, oblegani wysyłają do twierdzy oficera, lub oficer z twierdzy udaje się do obozu oblegających. Warunki kapitulacji mogą w korzystnym przypadku (gdy twierdza może się jeszcze długo bronić, korpus oblężniczy cierpi niedostatek, załoga mężnie się broniła) obejmować wolny przemarsz pod eskortą do bezpiecznego miejsca, zajętego przez wojska obrońców, w mniej korzystym przypadku powrót załogi do ojczyzny, połączony z zapewnieniem niesłużenia przeciw oblegającym w tej wojnie, lub przez określony czas, za co komendant i oficerowie ręczą słowem honoru, zaś w niekorzystnym przypadku kapitulacja oznacza niewolę. Bardzo rzadko następuje poddanie się na łaskę i niełaskę, co było częste w średniowieczu. Ludności zapewnia się zwykle puszczenie w niepamięć zaszłości podczas oblężenia, ochronę religii, prawo do emigracji itp. Wszystkie warunki kapitulacji muszą być zwięźle, jasno i wyraźnie określone, a punkty sporne rozstrzyga się na korzyść obrońców. Po zawarciu kapitulacji oblegający obsadzają najbliższą bramę (W Brzegu była to Brama Wrocławska), upoważnionym oficerom oblegających przekazywane są wszelkie zasoby artyleryjskie, mapy, plany, miny i wszystkie pozostałe zapasy. Załoga opuszcza twierdzę przez bramę lub udrożniony wyłom (jeżeli taki istnieje i zezwalają na to warunki kapitulacji) i zgodnie z ustalonymi warunkami kapitulacji, przeważnie ze wszystkimi honorami wojskowymi, z muzyką i powiewającymi chorągwiami, z nabojami w ustach (ówczesne naboje karabinowe miały – podobne podłużnym cukierkom – postać papierowych tytek, w które zawinięty był ładunek prochu i kula; ładowanie polegało na odgryzieniu końcówki naboju, podsypaniu prochu na panewkę, odciągnięciu kurka ze skałką, wsypaniu reszty prochu i kuli do lufy i upchaniu ich pobijakiem; trzymanie naboju w ustach było jednym z honorów wojskowych i miało symbolizować, że załoga nie wychodzi bezbronna, zdając się na łaskę i niełaskę zwycięzców, lecz w każdej chwili może otworzyć ogień; ponieważ w owych czasach strzelanie wymagło użycia zębów, starający sie uniknąć służby wojskowej często dawali sobie wyrywać lub wyłamywać przednie zęby), z działami, zabieranymi w przypadku wolnego wymarszu (po 2 działa na 1000 ludzi), z płonącymi lontami (do odpalania dział), by powrócić do ojczyzny z bronią, lub bez niej, lub też złożyć ją na stoku bojowym twierdzy. Gdy warunki kapitulacji są niekorzystne, załoga składa broń bez honorów wojskowych, zdając się się na złe lub dobre traktowanie. Dobry komendant podejmuje - w przypadku braku zapasów i spodziewanego w perspektywie kilku dni upadku twierdzy – próbę przedarcia się przez nieprzyjacielskie linie, jeśli tylko załoga nie jest jeszcze zbyt wyczerpana oblężeniem. Oprócz opisanych wyżej scenariuszy zakończenia oblężenia przez szturm lub kapitulację, wydarzenia mogą również przybrać bieg korzystny dla obrońców, jak zwinięcie oblężenia, spowodowane wypadkami o znaczeniu strategicznym, brakiem żywności (głodem), przechwyceniem konwoju zaopatrzeniowego, niekorzystnymi warunkami pogodowymi, srogimi mrozami, chorobami. W przypadku zwijania oblężenia oblegający ściągają działa z baterii, zabierając je ze sobą lub niszcząc. Roboty oblężnicze oraz pozostałe zasoby, których nie można odtransportować, są w przypadku całkowitego odwrotu, gdy oblężenie nie jest zamieniane w blokadę lub obserwację, również całkowicie niszczone (palone). Niekiedy dochodzi też do odsieczy twierdzy, gdy oblegający zostają zaatakowani i pobici przez przeważające siły, lub pośrednio, gdy odsiecz następuje przez przechwycenie dużych konwojów zaopatrzeniowych, pobicie nadciągających, znacznych posiłków dla oblegających, lub dywersję na innych ważnych odcinkach.

Francuska szkoła sztuki fortyfikacyjnej określa z góry stopień obronności danej twierdzy jako czas, w którym w korzystnych warunkach może z powodzeniem opierać się oblężeniu. W przypadku twierdz pozbawionych systemu chodników minerskich, wydzielonych dzieł fortyfikacyjnych (cytadel, fortów, redut), silnych fleszy na stoku bojowym, silnych odcinków obronnych wewnątrz dzieł oraz możliwości spiętrzania wody (z pominęciem ostatniego warunku do takich twierdz zaliczał się Brzeg) zdolność ta wynosiła od 23 do 25 dni. W miarę spełniania powyższych warunków zdolność obronna wydłużała się do 40 lub 50 do 65 dni. W celu określenia zdolności obronnej opracowywany jest fikcyjny dziennik oblężenia, w którym w oparciu o materiały z oblężeń podobnych twierdz określany jest czas konieczny do utworzenia poszczególnych paraleli, zdobycia stoku bojowego, utworzenia jego korony, dokonania wyłomu i sforsowania fosy. Powyższa kalkulacja nie uwzględnia oczywiście wpływu naturlnych fenomenów (pogody) oraz przypadku, tak często odmieniającego wojenne koleje. Nie podlegają jej też twierdze powstałe z wykorzystaniem szczególnie korzystnych warunków naturalnych (twierdze położone na wyskokich i stromych skałach – n.p. Kłodzko, Srebrna Góra, lub wśród bagien – n.p. Kostrzyń), które choć dość rzadko oblegane, wbrew potocznemu mniemaniu, wcale nie są „nie do zdobycia”.
0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2008-09-28, 12:23   Oblężenie Brzegu przez Prusaków w roku 1741. Część III.

Oblężenie Brzegu w roku 1741 w relacjach świadków

W roczniku 1862 Czasopisma Towarzystwa Historii i Starożytności Śląska („Zeitschrift des Vereins für Geschichte und Altertum Schlesiens“, tom IV, zeszyt 1) śląski historyk dr Colmar Grünhagen zamieścił relację nieznanego świadka wydarzeń (wiadomo jedynie, że był protestantem), której rękopiśmienny odpis odnalazł we wrocławskiej bibliotece Rehdigera, w foliale p.t. „Niepokoje wojenne na Śląsku w latach 1741-42” (Schlesische Kriegsunruhen a. 1741-42). Relacja została nieco przeredagowana na bardziej współczesny język. Poprzedza ją ten oto

Wstęp.

Gdy Fryderyk Wielki pod koniec roku 1740 wkroczył na Śląsk, główny korpus pruskiej armii pod dowództwem (feldmarszałka) Schwerina pomaszerował z Legnicy na południe, wzdłuż podnóża gór, w kierunku Świdnicy, podczas gdy król wraz z lewym skrzydłem podążał w kierunku Wrocławia przez Prochowice i Środę Śląską. Po pozyskaniu stolicy (Śląska) poprzez przyznanie jej neutralności (2. stycznia 1741) skierował się 6. stycznia w kierunku umocnionego miasta Oławy, które 8. stycznia poddało się bez stawienia oporu. Stamtąd wyruszył niezwłocznie w stronę Brzegu, uważanego wówczas za niepoślednią twierdzę. Jeśli – jak się zdaje – plan Austriaków miał rzeczywiście polegać na zatrzymaniu Prusaków przed bramami śląskich twierdz aż do momentu nadciągnięcia wojsk, w wielkim pośpiechu koncentrowanych w Czechach, to zamiar ten został całkowicie udaremniony. Podobnie, jak w przypadku Głogowa, pod Brzegiem pozostawiono jedynie korpus blokadowy w sile 2500 ludzi, pod dowództwem generała von Kleista, podczas gdy Fryderyk podążył wraz z siłami głównymi w kierunku Grodkowa, by po połączeniu się z korpusem Schwerina zająć cały Śląsk aż do Przełęczy Jabłonowskiej. Prusacy stali więc pod Brzegiem już 10. stycznia i zablokowali wkrótce twierdzę. Jednak dopiero po bitwie małujowickiej przystąpiono do wzmożonego bombardowania miasta, co po kilku dniach skłoniło komendanta do kapitulacji.

Relacja

Brzeg – nie najpośledniejsze ze śląskich miast - musiał w naszych czasach stać się przykładem sprawiedliwości i dobroci bożej, zaś tego powodem była śmierć Jego Cesarskiej Wysokości Karola VI., która nastąpiła 20. października 1740 roku o pierwszej po północy, skutkiem zapalenia wątroby (śmierć Karola VI. i wynikłe stąd zamieszanie w związku z sukcesją austriacką stały się dla Prusaków pretekstem do wkroczenia na Śląsk).

Jego Wysokość król Prus oznajmił w swym manifeście, iż bierze oto wszystkich Ślązaków w swą pieczę, czym wszyscy tu znaczni niezmiernie się zlękli i jęli czynić wszelakie przygotowania na nieuchronne nadejście Prusaków. W jarmark mikołajski (około 6. grudnia) ścięto wiele tysięcy drzew na pale szturmowe i palidsady i na każdym kroku nie słychać było o niczym innym, jak tylko o zakwaterowaniu żołnierzy i o tym, że nawet najmniejszy dom musi ich przyjąć po 2, zaś inne – po 4, 6, 8 lub 12. W dużym szpitalu było 28 ludzi, zaś „fabryka” (między Bramą Wrocławską i Odrzańską), gdzie wcześniej mieszkał dzwonnik, musiała przyjąć 100 ludzi. W gimnazjum zakwaterowano z początku robotników, potem 100 grenadierów, a wkońcu owa piękna siedziba muz stała się szpitalem dla rannych. Robotników do sypania szańców ściągano z wielu miejscowości w promieniu od 14 do 16 mil, początkowo było ich 200, aż w końcu ich liczba urosła do 1000. Każdy z nich otrzymywał po 2,5 funta chleba i 4 krajcary dziennie. Ponadto wszystkie wiejskie gminy, szlachta i gospodarki zobowiązane były do dostaw zboża i słomy, za co w zamian wydawano tymczasowe kwity rekwizycyjne, ważne do św. Jana. Nowa królowa (czeska, czyli Maria Teresa - Śląsk wchodził wówczas w skład ziem korony czeskiej) przysłała generałów Brauna i Piccolominiego, by jak najlepiej bronili tego miasta. Generał Braun wyjechał stąd w trakcie przygotowań do obrony, by również inne miejsca – szczególnie twierdzę Nysę – uchronić przed wszelkim nieszczęściem, powierzywszy dowództwo na 3 tygodnie generałowi Piccolominiemu, mężowi noszącemu w swym sercu honor i uczciwość, który nie raz dawał dowody, że potrafi się mężnie bić. Generał Braun tym razem już jednak nie powrócił. Od tej chwili na wałach nieustannie pracowano, nie zważając nawet na święto (czyli również w niedziele). Tak oto nadszedł rok 1741, który stał się dla dobrych brzeżan rokiem trwogi. Już 2. stycznia obywatele złożyli na rynku przysięgę wierności królowej (Marii Teresie). W tym celu wszyscy mieszczanie, ubrani w czarne stroje i płaszcze, zgromadzili się przed ratuszem. Tam ze stojącego na środku podwyższenia syndyk miejski odczytał przysięgę, którą mieszczanie powtarzali z odkrytą głową i podniesionymi palcami, po czym ściskano dłonie siedzącym na krzesłach pod gołym niebem: ówczesnemu komendantowi Brzegu pułkownikowi baronowi de Fin, radcy rządowemu panu Collmitz, a potem całemu magistratowi. Gdy tylko złożono przysięgę, o 10-tej na ratuszu musieli się stawić młodzi obywatele z kilofami i szuflami, skąd radca Weyrauch miał ich poprowadzić do pracy przy sypaniu szańców. W ławkach szewskich wyjaśniono im, iż to, co czynić im będzie nakazane, czynić muszą bez sprzeciwu, gdyż w przeciwnym razie będą wieszani na specjalnie postawionej szubienicy. Gdy tylko jeden z zebranych zaczął oponować słowami „nie można wieszać obywatela”, Weyrauch odparł „wiem, ale można (wieszać) nieposłusznych i opornych”. Po doprowadzeniu do pracy oddał ich komisarzowi o nazwisku Matthias Weißner, katolickiemu nauczycielowi, niezbyt sławnemu z racji swego prowadzenia się, który w ratuszu pełnił rolę „totumfackiego”. Praca trwała do południa. 3. stycznia do sypania szańców wyznaczono kolejnych mieszczan, zaś 4. stycznia pójść musiało już całe mieszczaństwo i rozwalać siekierami wszystkie przedmieścia, a jeszcze większa bieda nastała, gdy 7. stycznia przyszło im wyrąbywać drzewa owocowe (chodziło o oczyszczenie przedpola twierdzy). Nie święcono niedziel i w nabożeństwach uczestniczyły jedynie nieliczne niewiasty. Ten, kto jawił się obywatelem, musiał teraz sam pracować, albo wystawić zastępcę, o co było jednak bardzo trudno i co dawano sobie sowicie wynagradzać. Strażom zakazano wypuszczania mieszczan za bramy (tzn. z miasta), ale „teraz wszystko było jeszcze otwarte”. W trzech króli ogłoszono na kazaniu, że nie odbędzie się południowe nabożeństwo, gdyż mają wtedy być podpalane przedmieścia, co działo się również następnego dnia – 7. stycznia, przy czym podpalono Rataje i „Złoty dzban” (nazwa karczmy) wraz ze wszystkimi domostwami i stajniami. 8. stycznia o trzeciej nad ranem spalono Brzeską Wieś (Brygidki), o szóstej zaczęła też płonąć fabryka, gdy (kwaterujący tam) żołnierze zbyt mocno napalili (w piecu). Gdy podczas porannego kazania ludzie wybiegli (z kościoła do gaszenia) – z muru ogniowego buchały płomienie na wysokość człowieka, lecz zdołano je jeszcze ugasić. Polski kościół (św. Trójcy) został pozbawiony dachu, opróżniony i obrócony w perzynę wraz z Nowymi Domami i ulicą Rybacką. Tego dnia mieszczanie zaprzestali dalszego wyrębu drzew. Jedynie nieliczni musieli jeszcze następnego dnia opróżnić kościółek katolicki (właściwie kaplicę cmentarną pod wezwaniem Odnalezienia Krzyża Świętego przy końcu Nowych Domów) i dom z dzwonkami (przytułek – porównaj post na temat kościoła św. Trójcy link). Odtąd każdego dnia po 20 ludzi z każdej kompanii mieszczańskiej musiało wyruszać na pikietę (patrol, czatę), zaś 12 z bractwa kurkowego „palić na murach”. Nie odbywało się to zbyt chlubnie. Ponieważ chłopi ratowali swe zboże (przed rekwizycją), ukrywając w stojących po polach stogach słomy, żołnierze byli nieraz tak nikczemni, że owe stogi podpalali. Chłopu z Rataj o nazwisku Klimcke żołnierz wrzucił na furę płonący wieniec smolny, gdy ten właśnie nią odjeżdżał. Innego chłopa siłą zmuszono do podpalenia kościółka (przypuszczalnie chodzi o wspomnianą wyżej kaplicę cmentarną). Potem działy się straszne rzeczy – na grobach zmarłych rozpalano ogniska i sięgano po dobra, ukryte przez ludzi po piwnicach, w zamurowanych schowkach, które rozbijano. Także inni bezbożnicy, zawiesiwszy sumienia na kołku, wyciągali teraz swe plugawe ręce po te dobra.
9. stycznia zamknięto bramy, zaś 10. miano podpalić Skarbimierz, Żłobiznę, Pawłów i Zielęcice. W związku z tym wezwano sołtysów i polecono im przeprowadzenie ewakuacji. Ogień miał być podłożony rano, t.j. o jedenastej. Gdy ci powrócili do swych domów, następnego ranka chodziły już słuchy, że wspomniane wioski zajęli Brandenburczycy (Prusacy). Stwierdziły to rozstawione po polach posterunki (po kapitulacji Oławy 8. stycznia król wysłał generała von Kleista z 5 batalionami i 5 szwadronami w stronę Brzegu, podczas gdy generał Jeetze maszerował na drugim brzegu Odry). 10. stycznia schwytano dezertera, 11. stycznia obłożono kamieniami Bramę Małujowicką. 21. stycznia schwytanemu dezerterowi wypalono koło na plecach (dezercja była w ówczesnych armiach na porządku dziennym). Inny dezerter, zbłądziwszy nocą, mimo iż powinien właściwie iść w przeciwnym kierunku (tzn. w stronę wroga), zawrócił (ku twierdzy). Na zawołanie straży „kto idzie” odpowiedział: „cesarski dezerter”. Zabrano go zaraz do aresztu, a już następnego dnia stracono. 13. stycznia ułaskawiono dezertera od grenadierów.

14. stycznia wystrzał armatni stał się sygnałem do ślepego (próbnego) alarmu, który miał wykazać, czy mieszczanie stawią się na swych posterunkach. Wprawdzie wszyscy stawili się pod bronią, jednak 3. kompania (mieszczańska) doszła tylko do bramy i nie chciała maszerować dalej, tłumacząc tym, że pan komendant chce ich wsadzić między żołnierzy, jak to się już kiedyś stało. Komendant obiecał wtedy, że pozostawi ich razem, ale muszą wejść między mury i wały (czyli w przestrzeń między istniejącymi jeszcze dawnymi murami miejskimi i wałami nowożytnej twierdzy) oraz że będą dla nich sporządzone duże worki z piaskiem i położone na przedpiersie (chodziło o to, że kompanie mieszczańskie nie chciały być traktowane i narażane na równi ze zwykłym wojskiem).

Przez cały ten czas miasto było wolne od strony Odry, co znakomicie wyszło mu na dobre (chodziło o dostawy żywności i wszelkich innych materiałów). Jednak 25. stycznia brandenburskie (pruskie) wojska zajęły pozycje i z tej strony i teraz miasto było już całkowicie zablokowane.

Już wkrótce dały o sobie znać braki, masło sprzedawano na łuty po krajcarze za łut, jajko po srebrnym groszu, a kury po talarze.

15. (stycznia) Prusacy podeszli bliżej pod miasto i odpalono do nich 6 dział i zastrzelono dragona. 1. lutego przebito mur ogniowy przy bramie Odrzańskiej, a gruzy zabiły katolickiego czeladnika garncarskiego. 2. lutego (Prusacy) strzelali na oślep do naszych posterunków polowych, ale pierzchli, gdy z miasta odpalono działo.

6. lutego przed ratusz wezwano strzelców z bractwa kurkowego i polecono im, by w przyszłości lepiej strzelali, na co ci odparli, że choć do tej pory żaden z żołnierzy ani razu nie wystrzelił, to jednak dostali oni mięso, podczas gdy mieszczanom zabronione jest bicie. W wyniku tego 7. lutego spisano wszystkich mieszczan, a następnie 10. lutego przed ratuszem rozdawano kwity (kartki) na 2, 3, 6 i więcej funtów mięsa tygodniowo na każdego obywatela, zaś od 11. lutego w zamian za kwity sprzedawano mięso po 4 krajcary za funt. Ponieważ na potrzeby miasta (z pominięciem milicji) ubito tylko 5 wołów, co zupełnie nie wystarczało, już w pierwszą sobotę powstał wielki natłok niewiast i 30 z nich dotarło do komisji, domagając się mięsa. Obiecano im je w czwartek, lecz i tego dnia nic nie dostały.

10. lutego syn pana pułkownika, baron Juliusz, ruszył na czele 14 dragonów i 3 jegrów na pruskie posterunki polowe. Zdobyto przy tym co prawda 4 czapki, lecz w zamian za owe czapki Prusacy ranili naszych ludzi, zaś 16. (lutego) zastrzelili konia pod dragonem, tak więc za czapki przyszło drogo zapłacić.

Wielce rozpowszechniła się dezercja i nie było dnia, w którym nie uciekłby co najmniej jeden (żołnierz). Mimo, iż oprócz żołdu, mogli zarobić na szańcach 3 srebrne grosze dziennie, nie dostawali zbyt wiele do jedzenia, tylko marne mięso wołowe, „z którego wyjęto już wiele martwych cieląt i wrzucono do Odry”.

Na skutek tego narastała bieda, zaś żołnierze zaczęli nędznie umierać, tak że niejednego dnia musiano wynosić po 10 trupów, a do 15. lutego wymarło już 170 ludzi. Również wśród mieszczan grasowały zakaźne choroby i niejeden – nim się obejrzał – gryzł już piach.

9. lutego przekwaterowano grenadierów ze szkoły (gimnazjum) do domów mieszczan, a że w szkole przebywali w wielkim ścisku, przywlekli przeto z sobą wszy i świerzb. „Ulice były straszliwie zaświnione, gdyż (żołnierze) załatwiali swe potrzeby bez żadnej żenady wprost z okien i tak jednemu grabarzowi przydarzyło się, że gdy kopał grób w pobliżu fabryki, to jeden muszkieter narobił mu na głowę.”

Dezercja przybierała często osobliwe formy, jak to miało miejsce w przypadku pewnego grenadiera, który na pożegnanie rzucił jeszcze granat, przez co powstał taki huk, że można było pomyśleć, iż oto nadeszli Prusacy. Innym razem pewien kapitan zastanawiał się głośno podczas warty, jakimż to sposobem (dezerterzy) wydostają się (z twierdzy), skoro wszystko zagrodzone jest gęstymi palisadami i palami szturmowymi, a fosa jest zarośnięta krzakami (wskazówka, że fosa w części była sucha, co widać również na planie). „Jeśli łaskawy pan kapitan zezwolą, to mogę pokazać” – z tymi słowy (żołnierz) zszedł (z wałów), wspiął się na palisadę, powiesił ładownicę na palu, jak kot przemknął przez krzaki i drzewa i wspiąwszy się na (przeciwskarpę ) fosy pomknął w dal. Kapitan kazał sobie podać broń i wystrzelił za nim, ale było już za późno.

8. marca, za namową niejakiego Flieschhauera, dokonano wypadu w celu spalenia Pawłowa i zasypania brandenburskich okopów. Rzeczony Fleischhauer przebywał przez dłuższy czas w Kościerzycach, zanim odważył się w końcu przejść w nocy przez linię (pruskich) posterunków polowych i twierdził, że nie było tam zbyt dużo wojska. O pierwszej nad ranem 100 ludzi wyruszyło łodziami, zabrawszy ze sobą pochodnie smolne, łopaty i piki. Gdy tylko dostrzegły ich (pruskie) posterunki polowe, otwarto ogień – posterunek za posterunkiem, tak że wkrótce oczekiwało ich już 800 ludzi w 2 batalionach i musieli odejść z niczym. Poprzedniego wieczoru o 9-tej w mieście trąbiono na pożar, przez co w sąsiadujących z miastem wioskami zachowano tej nocy czujność. Pożar zaś wybuchł przy ulicy Polskiej u guzikarza Schöpena.

Wszelkie produkty sprzedawano teraz na wagę. Jako że mięsa nie wystarczało już na kartki, musiano je uzupełniać podrobami – i tak funt głowizny sprzedawano za 1 srebrny grosz, starą wołowinę, serca, wątrobę i flaczki po 2 krajcary. Nawet ryby sprzedawano na wagę – drobnicę po 2, a karpie po 3 krajcary za funt. Ceny rosły zgodnie z taksą, sporządzoną przez komisję królewską.

13. (marca) Prusacy przechwycili łódź z 8 robotnikami, zaś 14. pochwycili 3 chłopców. Gdy Prusacy mieli już łódź, nasi wystrzelili do nich z działa i o mały włos nie zabili własnych ludzi, jak to się stało już przy pierwszym wypadzie, gdy po otwarciu ogia, jeden z naszych jegrów został trafiony w plecy.

Gdy na placu Zamkowym znaleziono zapieczętowny pakunek, 22. marca krawiec płócienny Graff został zupełnie niespodziewanie aresztowany w swoim domu i zamknięty na odwachu. Jego żonę zamknięto w wieży, a syna w więzieniu.

W wigilię Wielkiejnocy (czyli w Wielką Sobotę) w ławkach (kramach) mięsnych panował wielki ścisk, a postawiona tam warta omal nie zabiła chłopca o nazwisku Stumpff, jedna osoba straciła przytomność, a kilka innych rozchorowało się. Tego wieczoru do domów odesłano chorych robotników, których zatrzymali jednak Prusacy i obdarzywszy ich piwem, winiakiem i 8 siedemnastkami (moneta o nominale 17 krajcarów), odesłali z powrotem do miasta.

7. kwietnia w mieście podniósł się wielki krzyk – podobno nocą Prusacy wszystko porzucili i nie było już żadnych posterunków polowych. Nasi dragoni wypuścili się (poza twierdzę) i przynieśli wieści, że nigdzie nie było już widać ani słychać Brandenburczyków (chodziło zapewne o ruchy wojsk przez bitwą małujowicką). (Dzięki temu) 8., 9. i 10. kwietnia do miasta dostarczono wielkich ilości ziarna, pszenicy, prosa, mąki, grochu, wina, winiaku i piwa. Mieszkańcom Skarbimierza i Żłobizny odebrano przy tym całe bydło – ponad 1000 owiec i jagniąt oraz ponad 200 krów. Ponadto zdobyto 9 barek, wyładowanych po brzegi, które nadeszły z Raciborza. Nasi (żołnierze) przeszli również na drugi brzeg Odry, w kierunku Kościerzyc. Nie byli tam jednak długo, gdy pojawił się pruski oddział, który otworzył zaraz silny ogień i nasi wycofali się pośpiesznie w stronę miasta, utraciwszy jednego zabitego i 10 jeńców.

9. (kwietnia) w czasie kazania w kościele św. Mikołaja podano wiadomość, że oto nadszedł sukurs (odsiecz) od królowej (czeskiej - Marii Teresy) i każdy powinien się teraz gorliwie modlić do Pana, gdyż w następnych dniach dojdzie do krwawej rozprawy. W kościele zamkowym (katolickim) odśpiewano „Te deum laudamus”. Ludziom pozwolono też pójść do wiosek w celu zaopatrzenia się w prowiant, przy czym wielu musiało potem pozostać poza miastem. W międzyczasie nadeszła wiadomość, że odsiecz zajęła kwatery we wsiach Małujowice, Łukowice Brzeskie, Zielęcice i in., zachowując się tak, jakby na całym Śląsku nie było żadnego Prusaka.

Prusacy, rozdzieliwszy się, pomaszerowali na Oławę i Lewin. Gdy 10. kwietnia nasi zażywali wywczasu, Prusacy nadeszli tak szybko, że nasi ludzie nie zdążyli już nawet nic zjeść i musieli zrazu gotować się do krwawej bitwy, która miała miejsce o pierwszej w południe nieopodal Pępic, Małujowic i Łukowic (Prusacy z niewiadomych przyczyn, prawdopodobnie przez brak zdecydowania króla, nie wykorzystali momentu zaskoczenia, pozwalając Austriakom na pośpieszne formowanie szyku bojowego, zaś cesarkiej jeździe na szarżę, która o mało nie kosztowała ich zwycięstwa, zaś samego króla życia, gdy porwany przez skotłowany rój własnych i nieprzyjacielskich kawalerzystów znalazł się w krzyżowym ogniu własnej piechoty, co było bezpośrednim powodem odesłania go z pola bitwy przez feldmarszałka Schwerina, który patrząc na stojącego nieopodal królewskiego pazia, miał przyz tym wyrzec te oto słowa, adresowane do króla: „a teraz chłopaczku chcę ci pokazać, jak się prowadzi bitwę”). Było to starcie, jakiego już od lat nie oglądano. Z początku zwyciężali nasi, zdobywając wiele armat, jako że nasza jazda nadzwyczaj dobrze się biła. Bitwa trwała wpierw od pierwszej do piątej, gdy po straszliwej kanonadzie (obie strony) rzuciły się na siebie z białą bronią. Około siódmej ku twierdzy podeszło wielu Prusaków, w większości pijanych, przynosząc wieść o zwycięstwie po naszej stronie, co wywołało na wałach wielką radość. Jednak Prusacy znów się zebrali i bili się dalej do jedenastej, zmuszając naszych do ucieczki i zdobywając artylerię; polegli też nasi najdzielniejsi oficerowie. W czasie bitwy nasi huzarzy spalili 6 zagród i 7 ogrodów, a ponadto w Pępicach dach kościoła i plebanii.

Rankiem 11. kwietnia nasi byli jeszcze zupełnie otępiali po bitwie, gdy miasto „otrąbił” trębacz , żądając wpuszczenia. O ósmej dołączył doń (pruski) generał-major, któremu pod Bramą Wrocławską przesłonięto oczy i zaprowadzono pieszo do generała (Octavio Piccolominiego – komendanta twierdzy). O pierwszej trębacz nadjechał ponownie od strony Zielęcic, zaś jeden z naszych ludzi z obsady posterunków polowych wyjechał mu naprzeciw i stanął przy nim, podczas gdy drugi pogalopował do miasta, by zameldować tam posłańca i wkrótce pośpieszył ku niemu z odpowiedzią. Trębacz podążył w stronę pruskiego generała-majora, który czekał w dolince (chodziło przypuszczalnie o dolinkę zielęcicką) i dał mu znak chustką do nosa, na który generał podjechał do naszych posterunków polowych i został doprowadzony do Bramy Wrocławskiej. Tu przesłonięto obu (generałowi i trębaczowi) oczy i pojechali dalej do domu generała (Piccolominiego), przy czym 2 grenadierów prowadziło konie za uzdy. Po trwającej około pół godziny wizycie obaj odjechali.

Wszystkich brandenburskich dezerterów musiano dziś wyprowadzić przez Bramę Odrzańską. 12. (kwietnia) słychać było silną kanonadę, zaś 13. o dziewiątej przybył ponownie w ten sam sposób, co uprzednio, rzeczony generał-major wraz z konnym doboszem. O jedenastej ogłoszono alarm i żołnierze oraz mieszczanie musieli zająć swoje stanowiska, jako że ci ostatni musieli już pikietować (pełnić służbę patrolową).

11. (kwietnia) Prusacy przechwycili od naszych 19 barek z dużymi zasobami prowiantu oraz kasą wojenną. 12. (kwietnia) wieczorem było bardzo spokojnie i mieszczanom wolno było odmaszerować. Osobliwe, że w tych dniach zamierzano przydzielić mieszczan do armat we fleszach (zewnętrznych dziełach fortyfikacyjnych), czego jednak poniechano na sprzeciw generała i mieszczanie pozostali na swych stanowiskach między wałami i murami (obronnymi).

Gdy 14. (kwietnia) o dziesiątej do twierdzy powtórnie przybył rzeczony generał-major wraz z doboszem, w domu generała (Piccolominiego) musieli się zebrać wszyscy oficerowie oraz hrabia Pickler (czeski Starszy Ziemski (Landesältester) w księstwie brzeskim oraz główny dyrektor kasy krajowej, a podczas oblężenia płatnik wojenny i komisarz prowiantowy, pan na Mąkoszycach i Obórkach; w tekście podano pisownię „Pickler”, powinno jednak być „Pückler”; w Brzegu po dzień dzisiejszy stoi kamienica hrabiego Pücklera – chodzi o charakterystyczną, dwuszczytową kamienicę przy ul. Długiej - naprzeciw wylotu ul. Jabłkowej - w której przed niespełna 2 laty z jednego ze szczytów odpadł spory kawałek gzymsu), obok generała (Piccolominiego) naczelnik komisji i ewangelik, jednak w swych czynach nie powodowany ewangelickim sercem (tzn. niesprzyjający Prusakom). Tego dnia wysłano jeszcze od nas (do Prusaków) kapitana z doboszem i wieczorem na 5 wozach przywieziono rannych cesarskich (żołnierzy).

15. (kwietnia) do twierdzy po raz piąty przybył wspomniany generał-major. Mieszczanom, którzy mieli wstępować w czwórkach, zaoferowano bydło, zabrane mieszkańcom Skarbimierza i Żłobizny.

14., 15. i 16. kwietnia przyjęto ponad 500 rannych, których zakwaterowano w szkole (gimnazjum?), ratuszu, na zamku i w fabryce.

17. (kwietnia) przybył po raz siódmy, a 18. (kwietnia) po raz ósmy (rzeczony generał-major?).

19. (kwietnia) widziano, jak Prusacy w rzeczy samej obozowali (pod miastem), rozbijając namioty od Małujowic do Kurzni. Tymczasem znacznie skurczyły się zapasy paszy dla bydła, przez co mieszczanie mogli za jednym razem dostać tyle mięsa, ile przysługiwałoby im na 4 tygodnie, w cenie 3 groszy za funt, mięso to było jednak marne, zaś najlepsze woły zatrzymano dla panów oficerów, po 4 krajcary za funt.

Tego tygodnia wezwano przed ratusz wszystkie cechy i pytano każdego z osobna, czy zamierza stanąć do walki na wałach, jako że znów słyszano wiele „pomruków” niezadowolenia, a nikogo nie powinno się do walki zmuszać, jednak ci, którzy odmówią, winni w przypadku utrzymania miasta sprzedać swój dobytek i szukać swego miejsca gdzie indziej. Gdy jednak sukiennik Brettke i handlarz nićmi Waldeck odpowiedzieli „nie”, a potem jeszcze dwaj rybacy – bracia Schlotz – odparli, że wskutek spalenia przedmieści stracili już niemal wszystko i gdyby przyszło im teraz jeszcze wystawiać na szwank własne życie, to nie mogą tego uczynić, odpowiedziano im, że mogą sobie pójść. Ci wsiedli zaraz na łódkę i odpłynęli w dal. Gdy tylko wieść o tym dotarła na ratusz, chciano pochwycić jeszcze ich żony, ale i tych już nie było.

Ranni umierali jak muchy – i tak 19. (kwietnia) wyniesiono 17, a 21. (kwietnia) – 19 (trupów). Zwłoki kładziono na katafalk, bez trumny, przykrywano całunem, po czym pracujący jako robotnicy polscy chłopi (przypuszczalnie z wiosek na prawym brzegu Odry, zwanym też „polską stroną” ) wynosili je i chowali przeważnie w pobliżu domu strzeleckiego (Schießhaus) zmarłego generała von Althansa – przed Bramą Odrzańską, tuż przy brzegu Odry.

22. kwietnia można było oglądać ponury spektakl, gdy trzymany przez 4 tygodnie w areszcie obywatel miejski i handlarz płótnem Graff, wielokrotnie przesłuchiwany z powodu paszkwilu (zapewne chodziło o jakieś nieprawomyślne pismo), którego był autorem, został na rynku przekazany przez straż wojskową mieszczanom i doprowadzony do stołu sędziowskiego (znajdującego się przed wejściem do urzędu wójtowskiego, w miejscu dzisiejszego postoju taksówek, mniej więcej na środku odresaturowanej ostatnio, po części przywróconej do pierwotnej gotyckiej formy kamienicy). Tu odczytano pismo, a następnie wyrok, zaś pismo przekazano katu, który spalił je na palących się na ruszcie węglach, na placu pod pręgieżem (pręgież znajdował się w rynku, nieopodal narożnika, gdzie schodzą się ulice Młynarska i Reja), umieściwszy je w rozszczepionym kosturze. Sam winowajca miał być po wsze czasy wygnany z królewskich ziem dziedzicznych, ale że prosił o łaskę, odprowadzono go z powrotem do więzienia, skąd krótko po zdobyciu miasta uwolnili go Prusacy. Po wykonaniu wyroku wypuszczono i uniewinniono żonę i syna skazańca (jak widać, w przypadku nieprawomyślności stosowano zasadę odpowiedzialności rodzinnej).

Wieczorem (do twierdzy) przybył powtórnie oficer z doboszem; ranni żołnierze, którzy powrócili do zdrowia, zostali przekwaterowani do domów mieszczańskich. 24. (kwietnia) przybyło 4 oficerów (pruskich?). 22. (kwietnia) zmarł naczelnik krajowy (niem. Landeshauptmann - ten tytuł do dziś noszą premierzy rządów krajów związkowych Austrii, jego polskim odpowiednikiem jest wojewoda - Franz Weighardt hrabia von Hoffmann ), a przez swą śmierć pozostawił swe domostwo na pastwę płomieni (przypuszczalnie w związu z jego zgonem wybuchł pożar, lub chodzi tu o przenośnię). Był już bardzo stary i jako pierszy katolicki naczelnik urząd swój sprawował przez 31 lat. Pochowano go 25. kwietnia.

Lecz oto podążam znów do ciebie, kochane miasto, by rozpamiętywać trwogę, jaką ci przyszło przeżyć. 28. kwietnia o wpół do pierwszej w nocy ogłoszono alarm i oddano kilka strzałów. Mimo silnego wiatru wysłano 15 ludzi, jako że alarm dochodził z bastionu nr 3 (przypuszczam, że chodziło o bastion Wielki, lub Książęcy, przy dzisiejszym amfiteatrze, tzn. że numeracja bastionów zaczynała się od najstarszego – bastionu Odrzańskiego poprzez bastion Zamkowy, Książęcy itd. ), którzy już jednak nie powrócili. Następnego ranka stwierdzono z przerażeniem, że Prusacy dobrze się okopali - tuż pod naszym nosem (fakt, że oblegani pozwolili na otwarcie okopów (paraleli) z taką łatwością, wydał się Prusakom wielce osobliwym i próbowano to tłumaczyć w ten sposób, że straż na wałach trzymał tej nocy żołnierz będący ewangelikiem, który zauważywszy co prawda roboty, nie złożył jednak o tym meldunku z przyczyn powinowactwa religijnego), tuż przed Bramą Wrocławską, pod lufami naszych dział, którymi nasi nie mogli teraz wiele wskórać (z powodu martwego kąta ostrzału), przez co musiało wyjść bractwo kurkowe i przez cały dzień trwała tam strzelanina, ale nie wiadomo, czy dało to jakiś skutek. Prusacy utzymują, że stracili w czasie całego bombardowania jedynie 5 kanonierów, ale nie rozważajmy tego dalej. Prusacy kontynuowali prace (oblężnicze), a nasi wystrzelili pierwszą bombę (Z powodu bliskości pruskich transzei i wynikającego stąd martwego kąta ostrzału nie można ich było ostrzeliwać z armat i trzeba było użyć moździerzy, czyli dział stromotorowych; wystrzeliwane przez nie, wypełnione prochem pociski nazywano - w odróżnieniu od granatów, wystrzeliwanych z armat, (czyli dział płaskotorowych) – bombami). Nie upłynęło zbyt wiele czasu, aż bombardowanie rozpoczęli również Prusacy, a jedna z wystrzelonych przez nich bomb trafiła nasz moździerz, czyniąc go niezdatnym do dalszego strzelania. Mieliśmy tylko 2 moździerze, a posiadane przez nas bomby były dla drugiego (ocalałego moździerza) za duże. Na samym początku rozerwało się też działo skórzane (tzw. działa skórzane pojawiły się w czasie wojny trzydziestoletniej w armii Gustawa Adolfa; były to działa o cienkościennych lufach, obciągniętych z wierzchu, dla wzmocnienia skórą, co pozwalało zmniejszyć ich ciężar, a jednocześnie zwiększyć mobilność, by artyleria mogła nadążać za piechotą), które było nabite od czasu, gdy 99 lat wcześniej pozostawili je tutaj Szwedzi (w czasie oblężenia przez Torstensona w roku 1642). Sam działonowy nie chciał co prawda odpalić działa, ale uczynił to bez jego wiedzy cesarski konstabel. Odłamki z rozerwanego działa raniły do 12 ludzi.

Rozkazano, by strychy wykładać nawozem (w celu zapobieżenia pożarom), lecz gdy tego ostatniego brakło, wpierw żołnierze, a potem pachołkowie szewscy i młynarscy poczęli zrywać dachy. Jedna z bomb trafiła w ratusz, obalając kamienną kolumnę z krużganka. O trzeciej po raz ostatni (z wieży ratuszowej) wybiła godzina. Noc upłynęła raczej spokojnie, aż do ranka 29. kwietnia, gdy na nowo rozpoczęła się kanonada. Rano bomba zrzuciła ważący 7 ½ cetnara dzwon (z sygnaturki kościoła) jezuitów. Podczas gdy dzwon roztrzaskał się kilka domów dalej w drobne kawałki, sama sygnaturka pozostała nietknięta.

Inna bomba wpadła do domu pana generała (komendantura mieściła się tradycyjnie w późniejszej aptece „pod murzynkiem” w rynku), przelatując przez jego pokój i stół, po czym komendant opuścił swe mieszkanie i przeniósł się do kancelarii rady w ratuszu. Podobne nieszczęście spotkało na wałach pana pułkownika, który przy tej okazji padł na twarz.

Następnej nocy oddano nieliczne strzały, aż rankiem ponownie rozgorzało silne bombardowanie, skierowane głównie przeciw bateriom i zewnętrznym dziełom (fortyfikacyjnym) od Bramy Wrocławskiej do Małujowickiej. Wczesnym rankiem jednego z mieszczańskich kanonierów spotkało wielkie nieszczęście, kiedy to ładując swe działo sam się przy tym zastrzelił. Widać nie wyczyścił go dość dokładnie i gdy stojąc przed wylotem lufy właśnie ładował proch, nastąpił (przedwczesny) wystrzał, który oderwał mu ramię i rękę, rozerwał pierś, tak straszliwie raniąc, że wkrótce zmarł (kanonier ładujący działo musiał przed każdym kolejnym strzałem dokładnie wyczyścić przewód lufy, by usunąć żarzące się jeszcze resztki spalonego prochu, mogące spowodować przedwczesny zapłon nowego ładunku; służyła do tego charakterystyczna szczotka na długim trzonku, którą maczano w wodzie; dokładne wykonanie tej pracy było sprawą życia i śmierci). Kanonier ów nazywał się Krakauer, miał fach ślusarza i nie był jeszcze żonaty. Stało się to zaś 30. kwietnia w niedzielę Cantate (w kościele ewangelickim 4. niedziela po Wielkiejnocy).

Również dzisiaj msze były wstrzymane i żadnych nie odprawiano. Kamienny ganek w zamku jest całkowicie zburzony i (zamek?) nie nadaje się do zamieszkania. Bomba zerwała obie dźwignie (do napędu) sikawki. W porze obiadu zostało uszkodzonych 6 kamienic i słodownia. Wieczorem bomba wpadła do kościoła zamkowego, wzniecając wewnątrz pożar, który został jednak jeszcze ugaszony. Nocą nie strzelano, gdyż pan generał (Piccolomini?) zabronił tego, co działo się przedtem. Za to obie strony dobrze budowały (prowadziły prace ziemne). Prusacy zbudowali nową baterię, zwróconą ku Bramie Małujowickiej. Ciszę uprzedniej nocy powetowano sobie z nawiązką następnego dnia, kiedy to wczesnym rankiem 1. maja rozpoczęło się straszliwe bombardowanie. Poprzedniej nocy parobek zaprószył przez nieuwagę ogień w stajennej szopie, lecz pożar został ugaszony. Dzień zaś był bardzo gorący, jako że wspaniały zamek książęcy, za sprawą swego piękna konkurujący o palmę pierwszeństwa z niemieckimi zamkami, siedziba wielu przesławnych książąt, stanął w płomieniach zapalony od bomb i od dziewiątej rano palił się przez cały dzień i całą (następną) noc. O dwunastej w nocy, pośród największych płomieni po raz ostatni zadzwoniły (kolegiackie) dzwony (widocznie poruszone podmuchen pożaru), co wśród zlęknionych mieszczan wywołało zrozumiałe uczucie żalu, jako że po tym wzruszającym pożegnaniu stopiły się.

Na ulicy Zamkowej jeden grenadier musiał dziś położyć głowę (tzn. poległ). 2. maja bomby wznieciły pożar w domach nauczycieli (gimnazjum), położonych wokół dziedzińca, jak również w znajdujących się tam stajniach i wieży (wieżyczka gimnazjum, o konstrukcji sztachulcowej, widoczna na niektórych sztychach). Tego dnia wskutek ostrzału zginęło niemało żołnierzy. Ostrzał trwał przez całą noc, choć nie był tak silny, jak za dnia, lecz za to tym silniejszy dnia następnego – t.j. 3. maja - i już nie ustawał. Jedna jedyna kula (armatnia) odebrała życie 3 żołnierzom, zaś faszyna raniła w twarz mieszczańskiego kanoniera o nazwisku Clementz, z zawodu rękawicznika. Również dziś zabroniono strzelać (po stronie cesarskiej), jako że bombardowanie było tak silne, że nikt nie mógł się pokazać na wałach, ani murach, by oszczędzać się na później. Ostrzał trwał przez cały dzień, jak i 4. maja. Prusacy zbudowali kolejnę baterię, co znów kosztowało życie niejednego żołnierza. Jednej (z naszych) armat kula odstrzeliła koła, druga została rozbita, zaś trzecia nie nadawała się już do użytku. Sytuacja stawała się więc marna. Ucierpiały też znów kamienice mieszczańskie, ale dzięki bogu obyło się bez pożaru.

Gdy bastiony, kosze szańcowe i prawie wszystko było już zrujnowane, około drugiej po południu wymaszerowali w końcu kapitan z doboszem, zaś na (bastionie) nr 4 (przypuszczalnie chodziło o bastion Małujowicki, w miejscu, gdzie dziś w ruinę popada pałycyk, już bez fontanny), między bramami Wrocławską i Małujowicką, nasi ludzie zatknęli białą flagę. Po tym obie strony zawarły porozumienie, na mocy którego przekazano miasto. Jeszcze o dziewiątej wieczorem 2 kompanie zajęły dzieło wrocławskie (fortyfikacje na przedpolu bramy Wrocławskiej, czyli głównie rawelin zamkowy), zaś rankiem 5. maja samą bramę. Nocą zbudowano w pośpiechu most (przez fosę), brama została opuszczona (przez cesarską załogę), po czym weszli (Prusacy), a o dwunastej wymaszerowali cesarscy, przy czym ponad 200 z nich pozostało (przypuszczalnie przeszło na służbę pruską).

7. (maja) w kościołach obu wyznań odśpiewano „Te Demum Laudamus”, król (pruski) został po raz pierwszy włączony do intencji modlitewnych, zaś księciu von Holstein (w zastępstwie króla, który wtedy nie przybył do miasta) złożono przysięgę wierności.

10. (maja) król zażądał 6000 florenów za dzwony (od czasów wojny trzydziestoletniej była to zwyczajowa kontrybucja, którą zdobyte miasta płaciły za pozostawienie dzwonów), które mu wypłacono. W czasie bombardowania (na miasto i twierdzę) spadło 2672 bomb, nie licząc kul armatnich. Blokada i oblężenie trwały od 10. stycznia do 4. maja 1741 roku (z krótką przerwą, spowodowaną bitwą pod Małujowicami).

Opis zniszczenia brzeskiego zamku odnalazłem także w książce Hermanna Kunza „Schloß der Piasten zu Briege. Ein vergessenens Denkmal alter Bauherrlichkeit in Schlesien” (Zamek Piastów w Brzegu. Zapomniany zabytek dawnej sztuki budowlanej na Śląsku), wydanej przez wydawnictwo Adolfa Bändera w Brzegu w roku 1885, w której autor cytuje inny zapis pamiętnikarski, zamieszczony w pracy wydanej przez królewskiego radcę Sądu Krajowego i Miejskiego Müllera w roku 1841, z okazji 100 rocznicy tych tak tragicznych dla Brzegu wydarzeń.

29. kwietnia o czwartej rano znów rozpoczęło się bombardowanie i nasi znów uczynili początek. Tego dnia wyrządzone zostały duże szkody i już z rana popsowano kilka dział, zaś o szóstej rano zestrzelono jezuitom dzwon (sygnaturkę) z nowego kościoła (św. Krzyża), nie tykając jednak wieżyczki. Potem zaczęło się w zamku, do którego wpadała jedna bomba za drugą, niszcząc piękne komanty i rozbijając prześwietne kamienne ganki i figury. Ostrzał ów strasznym był widokiem.

30. kwietnia ... tego dnia (bombardowanie) trwało aż do nocy, zaś koło ósmej wieczorem 2 bomby spadły na zamek, zapalając go. Ogień zauważył wkrótce (strażnik) na wieży ratuszowej i zatrąbił na alarm. Wtedy mieszczanie, ci, którzy byli w mieście i żołnierze z wałów przystąpili (do gaszenia). Zdołali co prawda ogień ów zdusić, lecz musieli wiele wytrzymać, jako że gdy się jeszcze paliło, nieprzyjaciel wciąż wrzucał bomby i nikt nie mógł być bezpieczny, lecz potem (bombardowanie) nieco osłabło.

(Dzień) 1. maja zaczął sie szpetnie, choć i tym razem zaczęto (strzelać) z miasta i ostrzał trwał nieprzerwanie i nie upłynął nawet jeden kwadrans, w którym by nie strzelano. Tego dnia zapaliło się wiele domów i powtórnie dano rozkaz zrzucania (poszyć) dachów, gdyż bombardowanie wciąż się wzmagało – w ciągu dnia z miasta i do miasta dano 1380 wystrzałów. Pod wieczór palił się cały zamek, na co przyszło patrzeć z wielkim żalem. W zamku składowano dużo prowiantu - były tam beczki z mąką. Wtedy wezwano pośpiesznie do generała starszyznę (cechową?) i upomniano, by nakłonili swych ludzi do wyjścia do (gaszenia) ognia, aby nie spaliło się całe miasto, jakoż tego wieczoru połowa mieszczan najchętniej odeszłaby z wałów do domu. (Przedstawiciele) starszyzny odrzekli generałowi, że chętnie by wyszli (do ognia), ale nie mogą być pewni swego życia, bo im bardziej się pali, tym silniej bombarduje nieprzyjaciel. Na to odrzekł im hrabia Pickler, że gdyby choć jeden miałby być zastrzelony, to byłoby to ich przeznaczeniem. Ów hrabia był wrogi mieszczanom, mimo iż sam wyznania augsburskiego i kazał postawić osobną szubienicę, na której zawisnąć mieli nieposłuszni. Po tym mieszczanie przystąpili do (gaszenia) pożaru na zamku i ciężko pracując wyciągnęli z ognia bosakami 50 beczek mąki. Wielu padało przy tym (ze zmęczenia), ale inni ich podnosili i zanosili do domu, ale ostatecznie nikt z mieszczan nie został raniony, ani zastrzelony. Zginęło jednak wielu żołnierzy i nie można było się ważyć wyjść na ulicę. Bobardowanie trwało całą noc aż do rana.

A oto, co kronikarz mówi o dniu 5. maja:

„Gdy cesarscy w końcu zebrali się razem z bagażem, musiał nastąpić wymarsz, gdyż na zewnątrz czekał już król wraz ze świtą. Król, królewski brat księżę Wilhelm i inni wysocy oficerowie zsiedli z koni i podeszli aż do mostu (przez fosę przy Bramie Wrocławskiej), jednak (król) nie mógł oglądać zamku, gdyż było mu bardzo żal, że tak został zrujnowany.”

Powyższy opis może wywołać wrażenie, że oblegający szczególnie uwzięli się na zamek i nasz (w zasadzie) bezsstronny kronikarz spisał swą relację właśnie w tym duchu. Jednak zasada wysłuchania obu stron wymaga poznania doniesień o zniszczeniu zamku, jakie podaje Müller poprzez przedruk listu, napisanego przez wyższego pruskiego oficera w obozie pod Małujowicami. A oto jak brzmi szczególnie dla nas ważny fragment tego niezwykle interesującego i mało znanego dokumentu:

„W obozie pod Małujowicami, 6. maja 1741 roku. 1. maja całkowicie gotowe były 2 baterie armat oraz 2 baterie moździerzy i dzięki nim, z nielicznymi wyjątkami, unieszkodliwiono prawie wszystkie działa, jakie znajdowały się w mieście. Jednak nieszczęście chciało, że jedna z naszych bomb spadła na, znajdujący się tuż przy wałach i zamku, wypełniony sianem i słomą tor jeździecki, zaś wiatr przeniósł płomień na zamek, który w ciągu 24 godzin spalił się na popiół. Królowi było z tego powodu bardzo przykro i polecił nawet nieco spowolnić ostrzał, by umożliwić garnizonowi gaszenie, ale na próżno.”

Po śmierci ostatniego Piasta brzeski zamek nie był już rezydencją książęcą i nie służąc dalej pierwotnemu przeznaczeniu, zaczął stopniowo popadać w ruinę. Katastrofa roku 1741 dopełniła dzieła zniszczenia i zamek – znacznie zrujnowany i odarty z ozdób - zapadł w letarg, trwający aż do drugiej połowy minionego stulecia. Dzisiejszy stan zamku to jedynie blade odbicie dawnej świetności.

W późniejszym niemieckim zapisie historycznym zniszczenie zamku podczas oblężenia próbuje się – moim zdaniem niezbyt przekonująco – wytłumaczyć, czy usprawiedliwić. Należy przy tym również uwzględnić fakt, że w niemieckich pracach historycznych XIX. i pierwszej połowy XX. wieku postać Fryderyka Wielkiego ujęta jest w sposób niemal hagiograficzny Nie za bardzo chce mi się również wierzyć w szczery królewski żal i celowe osłabianie ostrzału. Fryderyk Wielki nie raz dowiódł, że dążył do celu po trupach, wykazując przy tym niezwykły cynizm. Faktem jest jednak, że pragnął pozyskać dla siebie mieszkańców nowej prowinji i byś może ów żal był nieco „wyrachowany”. Faktem jest jednak również i to, że zamek bezpośrednio sąsiadował z fortyfikacjami atakowanego frontu i był przez to szczególnie narażony na zniszczenie.

Z kolei w niektórych powojennych publikacjach polskich zniszczenie zamku przedstawiane jest jako celowe działanie, mające na celu zatarcie śladów polskości. Jak widać, interpretacja faktów historycznych w celach propagandowych zawsze była (i jest) chętnie stosowana.

Ciekawe informacje dotyczące oblężenia i okresu bezpośrednio po nim zawarte są również w pracy „Hermanna Hoffmanna „Jezuici w Brzegu” (Die Jesuiten in Brieg, Druck und Verlag von R. Kubisch (Brieger Zeitung), Brieg, 1930)


16. grudnia 1740 Fryderyk II przekroczył śląską granicę. Tego dnia brzeski superior (przełożony brzeskiej wspólnoty Jezuitów) Dorandt pisał do praskiego prokuratora (zarządcy czeskiej prowincji zakonnej), by ten polecił wrocławskiemu regensowi (zarządcy) przekazanie pieniędzy dla (brzeskiej) rezydencji (jezuitów): „Potrzebujemy pieniędzy; wszyscy muszą zakupić żywność na pół roku, z powodu nieuniknionego oblężenia miasta przez Brandenburczyka. Cały Śląsk jest tym niezmiernie dotknięty: dzisiaj (Fryderyk) przekroczył granicę i obozuje pod Głogowem. Generał Wallis otrzymał już amunicję. Wszyscy kapucyni musieli odejść i tylko 3 mogło pozostać w swym klasztorze. Teraz umocnienia Brzegu są wreszcie doprowadzane do porządku, 6000 chłopów pracuje przy tym dniem i nocą. Są tu też 2 pułki, którymi dowodzi generał Browne. Jaka bieda! Jakie zamieszanie! Również i ja muszę zwolnić kilku ojców i służących, gdyż nie mogę wyżywić tak wielu ludzi. Freski w kościele są już prawie ukończone, żeby tylko kościół nie został obrócony w ruinę. Niech Bóg nas chroni! Proszę wszystko przekazać hrabinie Ogilvi i polecić mnie Waszym modlitwom.”

Ponieważ w Brzegu stancjonowało tyle wojska, również Jezuici musieli przez 11 tygodni zapewnić kwaterę i wyżywienie 15 żołnierzom. Komendant – hrabia Piccolomoni był bardzo pobożny i w Wielki Czwartek na prośbę bractwa dobrej śmierci (stowarzyszenie pod egidą jezuitów) brał udział w obrzędzie umywania nóg. Ale wojna to wojna! I tak poprosił superiora o oddanie do dyspozycji jeszcze niewyświęconego kościoła, w którego krypcie chciał składować proch, zaś w samym kościele prowiant i słomę. 10. stycznia 1741 roku Prusacy rozpoczęli oblężenie. Miasto było bombardowane przez 8 dni, a 4. maja poddane Prusakom. Gdy rozpoczął się ostrzał, jezuici musieli opuścić swą siedzibę (mieszczącą się w dzisiejszym domu parafialnym przy ul. Górnej) i zająć kamienicę w śródmieściu, gdyż atak był skoncentrowany na zamek, kościół i domy jezuitów, gdzie codziennie odprawiali mszę, w której uczestniczyło zwykle sporo ludzi. Kościół i siedziba jezuitów pozostały w zasadzie nietknięte, mimo że zupełnie spalił się zamek. Wprawdzie rozbite były wszystkie okna kościoła, uszkodzone dachy, zrzucony dzwon sygnaturki i do połowy wypalona kaplica (w kompleksie rezydencji). Ochronił nas nasz cudowny krucyfiks (średniowieczny, cudowny krucyfiks, znajdujący się w posiadaniu brzeskich jezuitów, będący inspiracją do wyboru wezwania nowego kościoła – twierdzili jezuici, a w całym mieście uważano to za cud.

Teraz należało przekazać nowy kościół swemu przeznaczeniu, a to nie tylko dlatego, że kaplica nie nadawała się już do użytku, lecz ze względu na obawy, że również Prusacy mogą dojć do wniosku, że nieużywany kościół znakomicie nadaje się na magazyn prowiantu, zaś jego krypta na magazym prochu (ten pomysł zrealizowano w czasie wojny siedmioletniej). W niedzielę zielonoświątkową 21. maja wyświęcono kościół i oddano w służbę bożą. Było to tym bardziej konieczne, gdyż kościół św. Jadwigi (katolicki kościół zamkowy) został całkowicie zniszczony przez bombardowanie i gminie katolickiej do odprawiania mszy pozostawała tylko zakrystia, w której mieściło się jedynie 20 osób.

W ceremonii wyświęcenia kościoła uczestniczył również pruski komendant von Walrave, który sam był katolikiem i wielce ceniąc jezuitów i katolików, znacznie ułatwiał im oswojenie się z nowymi stosunkami, burzliwie przyjętymi przez protestantów.

Nadchodziło Boże Ciało i zarówno katolicy, jak i protestanci oczekiwali w napięciu, czy nowa pruska władza zezwoli na procesję. Generał-major von Walrave był niezdecydowany i 21. maja zwrócił się z tą kwestią do króla, który rozstrzygnął ją w następującej dyspozycji gabinetowej, którą wystosował ze swej kwatery w obozie małujowickim:

„W odpowiedzi na Wasze pismo z 21. maja podaję Wam do wiadomości, że jako nie zamierzając w żadnej mierze upośledzać rzymskich katolików w wykonywaniu ich obrządków religijnych, od nich samych zależy, czy w najbliższy dzień Bożego Ciała odbędą swą zwyczajową procesję. Zaś Wam poruczam dawać baczenie, aby wszystko odbyło się z zachowaniem ładu i spokoju.”

Powyższy rozkaz został publicznie ogłoszony jako zarządzenie w sprawie obchodów Bożego Ciała w Brzegu, do którego dodano następującą przestrogę: „Na najwyższy rozkaz Jego Ekscelencji podaje się do publicznej wiadomości najłaskawszą rezolucję królewską, a tym samym obwarowuje poważnymi sankcjami, aby podczas tej procesji zachowywać się całkowicie spokojnie i skromnie oraz – jak to dotychczas było w zwyczaju – okazywać szacunek przechodzącym (w procesji), tak, aby w przeciwnym razie ci, którzy nie usłuchawszy najłaskawszej królewskiej rezolucji, śmieliby się zachować bezczelnie i złośliwie, nie musieli być obłożeni przykładnymi i dotkliwymi karami, na co każdy winien jest dawać baczenie, by ustrzec się przed nieszczęściem”.

Mimo tych dobrych zamiarów w Boże Ciało padało i procesja odbyła się w kościele św. Krzyża. Uczestniczył w niej Walrave, a kapelan polowy, dominikanin, odprawił mszę. W następnych latach procesja wychodziła do rynku i towarzyszyło jej wojsko, wysyłane przez komendanta dla ochrony przed zakłóceniem spokoju.

Sygnaturka.JPG
Sygnaturka kościoła św. Krzyża.
Plik ściągnięto 431 raz(y) 33,79 KB

Einmarsch.jpg
5. maja 1741 - Prusacy wkraczają do miasta przez Bramę Wrocławską. Na pierwszym planie (od lewej) generał von Kalckstein i Fryderyk Wielki.
Plik ściągnięto 542 raz(y) 376,01 KB

0 UP 0 DOWN
 
Franco Zarrazzo 
Per astra ad anthropologiae



Wiek: 57
Dołączył: 26 Mar 2006

UP 1052 / UP 1969


Skąd: Ciemnogród

Ostrzeżeń:
 1/4/6
Wysłany: 2009-08-22, 09:07   Brzeg - miasto warowne


Brzeg - miasto warowne

Zbigniew Bereszyński
2009-08-21, ostatnia aktualizacja 2009-08-21 17:43

Niemal od zarania swoich dziejów miejskich Brzeg należał do najlepiej ufortyfikowanych ośrodków na Śląsku

Poprzedniczką miasta była osada Wysoki Brzeg (łac. Alta ripa), której nazwa nawiązywała do położenia na lewym brzegu Odry, znacznie przewyższającym tereny leżące po przeciwległej stronie rzeki. Prowadzący wzdłuż Odry szlak z Rusi przez Kraków do Wrocławia i dalej do krajów Europy Zachodniej krzyżował się tutaj z przekraczającym Odrę szlakiem z Moraw przez Nysę do Torunia i Gdańska.

Osada wysokobrzeska leżała dokładnie w połowie drogi pomiędzy Wrocławiem i Opolem, w odległości jednego dnia drogi od obu tych ośrodków, co wyznaczało jej rolę stacji między nimi.

Książęce miasto warowne

Przypuszczalnie w pierwszej połowie XIII w. osada wysokobrzeska nabrała stopniowo cech osady targowej o cechach zbliżonych do miasta, stając się zarazem lokalnym ośrodkiem produkcji rzemieślniczej. Stworzyło to wstępne warunki dla lokacji miasta na prawie niemieckim, do której doszło przed połową XIII w. Pierwotny dokument lokacyjny niestety nie zachował się, a jego postanowienia znane są jedynie z treści analogicznego dokumentu, wystawionego w 1250 r. przez księcia wrocławskiego Henryka III Białego. Nie brak jednak poszlak pozwalających na przybliżone określenie czasu i okoliczności lokacji.

Z dokumentu wystawionego w 1250 r. wynika, że miasto zakładali trzej zasadźcy (przedsiębiorcy lokacyjni): Henryk von Reichenbach, Gerkin ze Złotoryi i Orthlif. Tak duża liczba zasadźców (zwykle wystarczał jeden) świadczy zapewne o wyjątkowo wielkim znaczeniu, jakie przywiązywano do lokacji Brzegu. Być może żadne inne miasto śląskie nie miało aż tylu założycieli.

Brzeg miał, a przynajmniej miał mieć od początku charakter warownego miasta książęcego. W dokumencie lokacyjnym z 1250 r. Henryk III Biały przyrzekał, że w ciągu najbliższych dwóch lat otoczy miasto murami obronnymi. Brak jest przekazów źródłowych pozwalających na stwierdzenie, czy przyrzeczenie to zostało faktycznie zrealizowane w tak krótkim czasie. Jak można przypuszczać, obronie miasta służyły pierwotnie fortyfikacje drewniano-ziemne w formie obwałowań z częstokołem i fosą. Mury miejskie zostały jednak ostatecznie zbudowane przed 1292 r., ponieważ wspomina o nich pochodzący z tego roku dokument księcia wrocławskiego Henryka V Grubego.

Wzniesione z cegły mury otaczały miasto na planie zbliżonym do elipsy, której główna oś pokrywała się z kierunkiem szlaku komunikacyjnego z Wrocławia do Krakowa, a zarazem była równoległa do koryta Odry. W murach znajdowało się aż pięć bram: Wrocławska, Małujowicka, Starobrzeska, Opolska i Odrzańska. Tak wielka - rzadko spotykana w innych miastach - liczba bram świadczy o ważnej roli Brzegu jako węzła szlaków handlowych i komunikacyjnych. Oprócz bram istniały również małe przejścia w murach, ułatwiające dostęp do rzeki u wylotu ulic. Były to furty: Wodna (Młyńska), Polska i - nowsza od nich - Garbarska.

Mury obronne miasta, stale rozbudowywane i wzmacniane, miały - według przekazu Bartłomieja Steina - w początkach XVI w. miejscami taką grubość, że mogło po nich bezpiecznie przechodzić obok siebie dwóch ludzi (tj. ponad 2 m). Dotyczy to murów broniących miasta od strony najbardziej zagrożonej, nie osłoniętej przez Odrę. Od strony rzeki mury były nieco słabsze. Według tego samego źródła mury były poprzedzone wałami z częstokołem i fosą lub przedmurzem (niższym murem zewnętrznym). Wysokość murów na całej długości obwodu obronnego sięgała 8 m. Obronę ich wzmacniały rozmieszczone co kilkadziesiąt metrów baszty.

Szczególnie wielką wagę przywiązywano do obrony bram, przy których lub ponad którymi zbudowano wysokie, czworoboczne wieże. Przed wieżą Bramy Małujowickiej znajdowała się druga, niższa wieża bramna. Również Brama Wrocławska posiadała obronę w postaci dwóch wież bramnych.

Ważne dopełnienie średniowiecznego systemu obronnego miasta stanowił gotycki zamek książęcy, wysunięty przed obwód murów miejskich po stronie północno-zachodniej. Z racji swojego usytuowania zapewniał on obronę flankową (boczną) sąsiadującej z nim Bramy Wrocławskiej, a także wzmacniał obronę pobliskiej Bramy Odrzańskiej.

W drugiej połowie XIV w. dodatkowo ufortyfikowano teren sąsiedniej kolegiaty, ciągnący się pomiędzy zamkiem a Bramą Wrocławską. Teren ten obwiedziono od zewnątrz (od zachodu) murem z kwadratową basztą.

Fortyfikacje miejskie Brzegu były gruntownie modernizowane i rozbudowane w ciągu XV i na początku XVI w. W celu zabezpieczenia murów miejskich przed ogniem coraz powszechniej stosowanej artylerii, sypano przed nimi grube wały ziemne z niskimi i silnie wysuniętymi naprzód bastejami, na których sytuowano działa obrońców. Budowę bastei poświadczają szczególnie często źródła brzeskie dla okresu 1495-1513. Opisując w 1512 r. swoje rodzinne miasto, pochodzący z Brzegu słynny geograf śląski Bartłomiej Stein, oprócz pierścienia starych murów wymienił również wały ziemne, fosę oraz drugą linię obwałowań wzmocnionych częstokołem.

Burzliwe losy miasta w XV w.

Mimo posiadanych fortyfikacji Brzeg wpadł bez walki w ręce husytów, którzy w 1428 r. dokonali pierwszego wielkiego najazdu na ziemie śląskie. Ówczesny książę brzesko-legnicki Ludwik II czynił przygotowania do obrony swojej stolicy, ściągając posiłki nawet z Namysłowa. Gdy jednak 28 marca 1428 r. najeźdźcy stanęli pod murami miasta, dał ostatecznie za wygraną i zdecydował się na opuszczenie Brzegu. Spowodowało to wybuch paniki w mieście. Nikt nie myślał o stawianiu oporu, a wielu mieszczan poszło w ślady księcia, opuszczając miasto wraz z dobytkiem. Książę polecił wycofującym się oddziałom namysłowskim, by spaliły most na Odrze, a sam udał się do swoich posiadłości legnickich.

Husyci spalili miasto wraz z kościołem farnym, sprofanowali kościół kolegiacki św. Jadwigi i zamordowali niektórych mieszkańców.

Mury nie uchroniły Brzegu również przed napaścią rycerzy-rozbójników, którzy zawładnęli miastem 20 marca 1444 r. Działając pod osłoną nocy, ludzie Jana Zwolskiego i Hinka Kruszyny z Lichnovic przeniknęli wówczas na teren miasta, gdzie wzięli się za łupienie domów, kościołów i ratusza. Napastnicy, działający z inspiracji księcia kozielsko-oleśnickiego Konrada VII Białego, zgodzili się wydać łupy dopiero po miesiącu (20 kwietnia) w zamian za 2000 marek grzywien okupu. Szczególnie dotkliwym ciosem dla Brzegu było dokonane podczas grabieży ratusza zniszczenie przechowywanych tam dokumentów potwierdzających przywileje miasta.

Miejscowe fortyfikacje bardzo przydały się natomiast w 1474 r., gdy na Śląsku pojawiły się wojska polskie z królem Kazimierzem Jagiellończykiem, prowadzące wojnę przeciwko królowi węgierskiemu Maciejowi Korwinowi. Główne siły polskie, zostawiwszy za sobą obsadzone przez załogę węgierską Opole, dotarły w rejon Brzegu, gdzie na jakiś czas zatrzymał się ich tabor (ruchomy obóz wojskowy, złożony z wozów połączonych łańcuchami). W tym czasie, 12 października 1474 r., doszło pod Zwanowicami (9 km na południowy wschód od Brzegu) do zwycięskiego dla Polaków starcia z wysłanym przez Macieja Korwina oddziałem kawalerii. Był to jednak epizod bez większego znaczenia dla dalszych losów kampanii. Polacy zrezygnowali ze zdobywania dobrze umocnionego Brzegu, do którego Maciej Korwin przysłał oddział jazdy w sile 400 zbrojnych.

Co zostało

Z otaczających niegdyś miasto gotyckich murów obronnych zachowały się jedynie fragmenty, wtopione w nowszą zabudowę. W bezpośrednim sąsiedztwie zamku, przy jego skrzydle południowo-zachodnim, wyeksponowano fundamenty (częściowo zrekonstruowane) murów otaczających dawny teren kolegiacki ciągnący się pomiędzy zamkiem książęcym a zespołem Bramy Wrocławskiej: fragment ściany gotyckiego korpusu kolegiaty (obecnie nieistniejącego), odcinek muru miejskiego w sąsiedztwie Bramy Wrocławskiej, mur kurtynowy terenu kolegiackiego z czworoboczną basztą, część szyi łączącej dwie wieże bramne oraz budynek akcyzy w sąsiedztwie starszej (wewnętrznej) wieży bramnej.

Źródło: Gazeta Wyborcza Opole http://miasta.gazeta.pl/o...ampaign=1077785
Ostatnio zmieniony przez Franco Zarrazzo 2009-08-22, 09:10, w całości zmieniany 2 razy  
0 UP 0 DOWN
 
Dziedzic_Pruski 



Wiek: 63
Dołączył: 19 Lut 2007

UP 4808 / UP 7271



Wysłany: 2009-08-22, 15:40   

Franco Zarrazzo napisał/a:
Henryk von Reichenbach
Henryk z Dzierżoniowa

Proponuję umieszczenie artykułu w dziale „jak powstawała Festung Brieg”.
Ostatnio zmieniony przez Dziedzic_Pruski 2009-08-22, 15:43, w całości zmieniany 2 razy  
0 UP 0 DOWN
 
bartek74 



Wiek: 49
Dołączył: 12 Lut 2008

UP 2 / UP 0


Skąd: Brzeg/Sanok

Wysłany: 2009-08-22, 21:00   

Czołem!
A czy resztek murów obronnych nie widać idąc ulicą Piastowską, gdy przejdzie się za warzywniak i budkę z lodami, w takiej przerwie pomiędzy budynkami (proszę wybaczyć opis, ale w Brzegu nie mieszkam już kilkanaście lat...) nad tymi murami jest obecnie parking, obok pewnej knajpki (w tym samym budynku, od strony ulicy był/jest fryzjer), której nazwy nie pamietam. I będąc dzieckiem doskonale pamiętam wąskie strzelnice wystające znad resztek fosy...
0 UP 0 DOWN
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Zobacz posty nieprzeczytane

Skocz do:  

Tagi tematu: brieg, brzeskiej, festung, historia, jak, powstawala, twierdzy


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template BMan1Blue v 0.6 modified by Nasedo
Strona wygenerowana w 0,22 sekundy. Zapytań do SQL: 34
Nasze Serwisy:









Informator Miejski:

  • Katalog Firm w Brzegu